Usłyszałam zadziwiająco głośny świst strzały przelatującej tuż przy
mojej głowie. Niemal poczułam, jak kilka wystających ponad szereg źdźbeł
mojej sierści zostaje wyrównane do reszty przez ostry jak brzytwa grot.
Mój wzrok błyskawicznie powędrował za nią, gdy usłyszałam zduszony jęk
bólu jednego z drzew. Strzała wbiła się z wielką siłą pod jego korę,
tworząc w ten sposób ranę, z której zaczął sączyć się sok - niczym krew.
Zamach człowieka na moje życie zakończył się zranieniem Bogom winnego
drzewa, ludzie nie mają za grosz szacunku do natury. Zbrodniarze muszą
zostać ukarani. Tym bardziej, że ten już napina kolejną śmiercionośną, a
tym razem i zatrutą, strzałę na cięciwę swojego drewnianego łuku -
kolejny powód, by sądzić iż ludzie nie potrafią żyć w zgodzie z naturą.
Tylko zabierają, nie dając niczego w zamian.
Moje oczy zaogniły się, poczułam, jak zmieniam się... z karku wyrosły
mi skrzydła, choć nie w zamiarze lotu, a jedynie broni. Tylko jedno,
drugie niepełne, symbolizujące ranne drzewo, które już nigdy nie będzie
takie, jakie mogło być. Piękne i bez skazy. Przez głupiego,
krwiożądnego, człowieka. Świat stał się zamglony, a ja byłam już tylko
niewielką cząstką siebie samej. Przeraźliwy krzyk. Chrzęst łapanych
kości i dźwięk rozrywanego na strzępy ciała. Krew. Ten człowiek już
niczego, ani nikogo nie skrzywdzi.
Odzyskałam przytomność. Niepełne skrzydła schowały się pod skórą, a
sierść wróciła do zwyczajnych barw. Oczy już nie są wypełnione
czerwienią. Wróciłam do normalności. Stoję teraz nad martwym,
rozszarpanym na strzępy, człowiekiem, który ośmielił się skrzywdzić mnie
i moja rodzinę. Naraził się Duchowi Lasu i poniósł tego konsekwencje.
Nie czuję się z tym dobrze, wcale nie lubię zabijać, ale czasem jest to
nieuniknione. Ostatnie spojrzenie na bałagan pozostawiony przeze mnie.
- Mogłybyście... ? - powiedziałam, a niespełna kilka sekund później las
wyglądał tak, jakby nigdy nic się tu nie zdarzyło. Teraz skierowałam
swoje smutne spojrzenie na zranione drzewo.
- Przykro mi, że tak się stało. - szepnęłam, gdy ustałam przy nim, choć
wiem, że usłyszałoby mnie i z dalszej odległości. Złapałam delikatnie
strzałę w pyszczek, po czym delikatne wyrwałam ją z pnia rośliny. Cicho
jęknęła. Położyłam strzałę obok, po czym polizałam gołą ranę w korze.
Zabliźniła się, choć moje wprawne oko bez trudu dostrzega, że w tym
dokładnie miejscu, niby kilka lat temu, bo tyle rana ów zabliźniałaby
się normalnie, znajdowała się ludzka strzała. - Prawie nie widać. -
uśmiechnęłam się blado, po czym ponownie podniosłam strzałę z ziemi i
zaczęłam iść w stronę wyjścia z puszczy, by móc bezpiecznie ją spalić.
Wtem usłyszałam szept roślin.
- Ktoś idzie. - powtarzały, a wtedy kątem oka dostrzegłam, jak coś czarnego przemyka niedaleko mnie między krzakami.
- Zablokujcie mu drogę. - poprosiłam, znów wypuszczając strzałę z pyska.
Rośliny posłusznie spełniły prośbę, a kilka chwil później w lesie
rozległ się szum zdziwionego głosu basiora.
- Co jest...
<Czarny basiorze? Wszyscy wiemy, o kogo chodzi... Reed?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz