niedziela, 6 września 2015

Od Hiro

Znalazłam się dziwnym trafem na terenie watahy, bo czułam jakieś obce wilki. Potem wyskoczył mi zza pleców obcy wilk i próbował chyba zabić więc wziełam mały rozbieg, a on skoczył więc i ja to zrobiłam tylko że on celował w ziemie, a ja w jego brzuch. Udało misię wcelować, wilk szybko się wykrwawił i zmarł, a moja wstążka wzieła i zamoczyła się w jego krwi. Potem spotkałam Alfe i odbyłam z nią krótką rozmowe i zgodziła się mnie przyjąć. Zaczełam spacerować po terenach watahy i tam zobaczyłam wilka, który podszedł do mnie.
- Witaj, jestem Shadow- Powiedział.
- Hej, jestem Hiro.
- Jestes z naszej watahy?- spytał.
- Tak, przed chwilą dołączyłam- Odpowiedziałam.
- Aha, a jakiej jesteś rasy?- Znów zapytał.
- Ja.. Jeszcze niewiem, ale gdzie by się nadawał wilk, który zabił swoja rodzine i jakiegoś obcego wilka?-Odpowiedziałam z lekką wściekłością.
- Do Wilków Apokalipsy.- Oznajmił.
- Słyszałam o nich, ty też do nich należysz?- Spytałam.


<Shadow>

Od Lyry cd Shadowa

Zatkało mnie. Trzydzieści szczeniąt. I po co im to było? Jak można było coś takiego zrobić? Ja nawet dla jedzenia nie zabijałam dopóki nie było to konieczne. Zabić taką wielką ilość szczeniąt bez wyraźnego powodu, było dla mnie najgorszym bestialstwem.
Przypomniałam sobie podobną rzecz. Moja cała wataha została zbita przez ludzi przez zbrodnie, której nie popełnili. Oczy zaczęły mnie piec.
- Rozumiem, że Wilki Apokalipsy wyruszą by ukarać tamtą watahę. Opuścicie naszą watahę czy wilki z Srebrnej Polany wyruszą z wami?

<Shadow? Wena dość słabiutka>

Od. Tyks-Pomoc

Chodziłam sobie tu i tam. Nudziło mi się (jak zawsze). Byłam najedzona i zadowolona z tego że nie padało. (nienawidzę deszczu!) Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaczęłam nucić sobie moją ulubioną piosenkę. Jednak nie zauważyłam osuniętej płytki i pośliznęłam się. Wpadłam do rowu. Uderzyłam się dosyć mocno w głowę. Bolało jak cholera. Smutna rozglądnęłam się po kotlinie.
Wciągnęłam się na górę i poszłam dalej. Usłyszałam głos wzywający pomoc. Pobiegłam w jego kierunku. Nie daleko miejsca gdzie ja wpadłam zobaczyłam Desmonda. Zawsze miałam słabość do tego basiora...był przystojny...silny...miły...
Otrząsnęłam się. Wiedziałam że nie mam u niego szans...był kuzynem alfy a ja? Początkującą betą. Wilk skakał i wołał o pomoc. Nie zaszkodzi jak mu pomogę. Skoczyłam do niego. Wilk spojrzał na mnie.
-Nyks? -zapytał
-Czekaj nie wierć się.
Jego łapa była wykręcona pod dosyć dziwnym kątem. Wiedziałam że jest skręcona. Otaczały nas dziwne czarne kolce. Były duże i zasłaniały nam  z widoku wyjście. Dotknęłam kolec, co nie było mądre. Łapa zaczęła mi puchnąć i zrobiła się zielona. Próbowałam się teleportować, ale najdziwniejsze było to że nie dałam rady. Desmond  zakaszlał i powiedział:
-Kolce są magio-odporne. Nie można w ogóle używać magii. Próbowałem kilka razy i nic.
Kiwnęłam głową.
-Jak się tu dostałeś?
Basior westchnął:
-Skręciłem łapę i wpadłem na osuwającej się płycie. Drasnął mnie kolec i nie mogę używać magii. Próbowałem
Warknęłam na kolec co trochę dziwnie wyglądało. W oczach miałam łzy. Nie miałam nic do jedzenia, a Fragonia odleciała do krewnych. Smutna położyłam się na ziemi. Co mogłam zrobić? Nie miałam pomysłu jak wyciągnąć Desmonda i mnie. Nie miałam pomysłu. Nagle nad drzewami pojawił się orzeł. Był gigantyczny! Krzyknął parę razy i wymyśliłam coś szalonego.
-Ty! Tak do ciebie mówię! -wrzasnęłam- Ty niewyrośnięta kupo łajna!
Orzeł wrzasnął i zaczął lądować między  kolcami. Szponem próbował nas drasnąć. Desmond wiercił się i krzyczał:
-Oszalałaś?! On nas zabije!
-Wiem co robię!-powiedziałam i usunęłam się przed spadającym kolcem. Orzeł próbował nas dosięgnąć rozbijając przy tym kolce. Gdy zostało ich już niewiele. Gdy na ziemię spadł ostatni kolec, orzeł skoczył w naszą stronę. Jednak nie wiedział że za nim został ostatni kolec. Wbił się orłowi w skrzydło jak ogromna drzazga i orzeł padł martwy. Wspięłam się z Desmondem   na zieloną trawę. I całe szczęście.
Basior uśmiechną się do mnie.
-Nieźle sobie radzisz.
Zarumieniłam się. Basior odszedł w swoją stronę a ja pobiegłam do Sawy.