środa, 29 lipca 2015

Od Sebastiana cd Seven

Cisza trwała dość długo ,widziałem ,że Seven nie za bardzo to się podoba dlatego wysiliłem się na uśmiech i oznajmiłem przyjacielsko:
-Gdzie chciałabyś się najpierw udać ,nad jezioro ,morze ,cmentarz ,ruiny czy w góry?
-Może obejdziemy wszystkie miejsca po kolei ,zrobimy w tedy wielkie koło -Odparła po chwili. Chociaż ciężko było mi to zrobić musiałem utrzymać uśmiech na twarzy , w końcu obiecałem coś Sawie .Nie chciałem by wadera czuła się tu obco ,przecież miał to być jej nowy dom .Minęło klika godzin ,słońce ,czerwone niczym krew, zbliżało się ku horyzontowi ,zaczynało też stawać się zimniej. Na szczęście prawie skończyliśmy naszą wycieczkę ,zostało nam tylko jedno miejsce ,które szybko zwiedziliśmy po czym ruszyliśmy do własnych jaskiń. Gdy mieliśmy się rozdzielić powiedziałem z wymuszonym uśmiechem:
-Jeśli będziesz czegoś potrzebować ,możesz śmiało do mnie przyjść .-Chociaż w duchu liczyłem na to ,że nie skorzysta z tej propozycji usłyszałem po chwili nieśmiały głos wadery:
-Możemy się jutro spotkać ,jesteś jedyną osobą którą tu na razie znam -Westchnąłem nie chciało mi się bawić w niańkę ale im szybciej to zrobię tym szybciej się odczepi ,dlatego z uśmiechem oznajmiłem:
-Jasne przyjdę po ciebie i razem gdzieś się wybierzemy.- Gdy wróciłem do swojej jaskini ,szybko zasnąłem ,ale znów zaczął mnie męczyć ten sam koszmar co zwykle. Byłem jako człowiek przykuty do drzewa ,a przede mną stały cztery demony , które z uśmiechem ,na moich oczach torturowały Beletha , wrzeszczałem by go puścili ,ale tylko się z tego śmiali i sprawiali mojemu opiekunowi jeszcze większy ból. Gdy obudziłem się zlany potem zorientowałem się ,że krzyczałem przez sen ,dobrze ,że nikt tego nie słyszał nie chciałem innych martwić .Najdziwniejsze było to ,że siedziałem pod postacią człowieka. Podkuliłem kolana ,po czym objąłem je dłońmi . To była moja wina ,że go zabili,gdyby mnie zabił jak byłem mały nie spotkałoby go to ,nie mogłem powstrzymać łez ,spływały po moich policzkach przynosząc ukojenie ,złamanemu sercu. Po dłuższej chwili usnąłem ,nie śniąc.

************

Gdy się obudziłem przeciągnąłem się ,przez co chrupnęły mi jakieś kości roześmiałem się i powiedziałem do siebie ze śmiechem:
-Oj staruszku ,nie powinieneś spać pod postacią człowieka ,teraz wszystko cie boli. -Znów zmieniłem postać po czy ruszyłem do jaskini Seven .Nie chcą naruszać jej prywatności zawołałem ją
-Seven ,wyyychodź -Po dłuższej chwili nie wychodziła, przez co zacząłem się niepokoić ,gdy miałem już wejść do środka ,by sprawdzić czy wszystko w porządku ,wadera wyszła zaspana. Szliśmy w milczeniu ,gdy po jakimś czasie usłyszałem burczenie ze swojego brzucha. Seven przyjrzała mi się po czym oznajmiła ze śmiechem:
-Ktoś tu jest głodny- Spojrzałem na nią poważnie ,ale nie mogąc się powstrzymać sam zacząłem się śmiać ,po raz pierwszy nie udając w jej obecności . Oznajmiłem z przyjaznym uśmiechem:
-Pójdziemy na coś zapolować?

(Seven ?)

Ogłoszenie!

Dawno żadnego nie było, więc mówię, a co mi tam napiszę :p
A teraz na poważnie. Trochę ostatnio tu ucichło... Oczywiście, są osoby, które piszą, za co wielki plus dla nich. Sama nie miałam czasu pisać, więc rozumiem.

Ostatnio na howrse wchodzę raz, dwa razy na dzień. Reed jest częściej dostępny, więc szybciej wstawi.
Teraz jeśli wysyłacie formularz, czy opowiadanie prosiła bym, aby tytuł wyglądał tak:
a) opowiadanie
Tytuł: WSP- Od <Imię wilka>
b) ciąg dalszy
Tytuł: WSP- Od <imię> cd <imię wilka>
b) formularz
Tytuł: WSP- Formularz

Głównie chodzi o ten napis WSP.
Bardzo ułatwi nam to dodawanie opowiadań, ponieważ mamy dwa blogi i trochę ciężko się połapać.


Od Seven cd Sebastiana

Ukradkiem zerkałam na basiora. Nie wydawał się być zadowolony z tego że musi mnie oprowadzać po terenach. Właśnie...to on z niczego nie był zadowolony. Ale to nie zmienia tego że czułam się...dziwnie.
- Sebastian?- Starałam się spojrzeć mu w twarz.
- Tia?- Mruknął z opuszczonym pyskiem.
- Wiesz...jeśli naprawdę ci się nie chce mnie oprowadzać, nie musisz. Zrozumiem.- Westchnęłam.
- Muszę. Nie wystawiam słów na wiatr.- Wzruszył ramionami .- W końcu coś powiedziałem alfie.
To może i jakiś sukces, że się odezwał, ale ja nadal czułam się jakbym gadała ze skałą. Oschłą, pomrukującą, zimną skałą.Tak się nie da gadać!
Jeszcze raz zerknęłam ukradkiem na Sebastiana. Ta...nic się nie zmieniło. Gdy przeszliśmy jeszcze parę kroków, w milczeniu pogodziłam się, że spacer będzie cichy. Może on po prostu taki jest?
Ale w głębi duszy chciałam mu wrzasnąć w twarz kilka nie do końca kulturalnych słówek. Ale nie zrobię tego. W końcu nie przeklina się na osoby, których chce się poznać...
Więc tłamsiłam to w sobie. Przynajmniej dopóty nie doszliśmy do lasu.
(Sebastian? Nie gniewaj się jeśli coś mi się wymsknie ;3)

wtorek, 28 lipca 2015

Od Sebastiana cd Jaśminy

Gdy w krzakach mignęło mi trochę niebieskiej sierści zorientowałem się ,że był to jakiś obcy wilk ,dlatego ruszyłem w jego kierunku. Nie mogłem pozwolić by panoszył się po naszych terenach . Zajrzałem w krzaki ,ale osobnik zniknął , Zdezorientowany usłyszałem za plecami plusk. Podszedłem w to miejsce i przyjrzałem się tafli wody ,która lekko falowała i zniekształcała widziany prze ze mnie obraz. Gdy woda się uspokoiła zobaczyłem na dnie waderę z niebieską sierścią .Stanowczym głosem zapytałem jej się
-Kim jesteś ? Co tutaj robisz? -Gdy mi nie odpowiedziała zacząłem wchodzić do wody ,by po chwili zanurkować. Płynąłem w kierunku wadery ,a ta zaczęła uciekać . Gdybym mógł wzdychnął bym ,ale nie mogę. Nie zamierzałem bawić się w berka ,dlatego stworzyłem przed waderą portal ,na powierzchnie ,nie zdążyła odpłynąć i w nim wylądowała . Gdy wypłynąłem szybko wyszedłem z wody i się otrzepałem . Po czym przyjrzałem się waderze ,nie patrzyła mi w oczy ,rozglądała się po ziemi .Wyglądała trochę jak szczeniak ,który dostaje naganę. Powiedziałem chłodnym i beznamiętnym tonem tonem ,w końcu to tylko procedury:
-Pragnę cię powiadomić ,że znajdujesz się na terenie watahy Srebrnej Polany . Proszona jesteś o natychmiastowe ich opuszczenie . Czekałem na reakcje wadery , jednak ona nadal siedziała ze zwieszoną głową widać było ,że się wstydzi i nie chce rozmawiać. Naprawdę nie chciałem używać przemocy wobec wader ,ale nie miałem wyboru ,mogła być zagrożeniem dla Watahy . Dlatego przyjąłem pozycje do ataku i zawarczałem ,po czym oznajmiłem chłodnym tonem ,przestraszonej waderze:
-Jeśli nie chcesz pójść dobrowolnie ,będę musiał użyć siły-. Jednak gdy zmierzałem w jej stronę szybko wydukała:
-Chce się do was przyłączyć- Spojrzałem na nią jeszcze raz od łap aż ,po same czubki uszu ,po czym westchnąłem i powiedziałem nie patrząc na nią :
-Choć zaprowadzę cię do alfy, to ona decyduje o takich sprawach -Szliśmy w milczeniu przed siebie . Trzeba by było się jakoś przedstawić ,więc mruknąłem w jej stronę :
-Sebastian
-Jaśmina

(Jaśmina ?)

Od Sebastiana cd Seven

Przyjrzałem się waderze ,która ze spokojem oskubywała się z ostu , nie mogłem powstrzymać uśmiechu ,wyglądała zabawnie gdy z frustracją ,próbowała dosięgnąć denerwującą roślinę. Ona spojrzała na mnie rozgniewana i burknęła naburmuszona:
-Co się tak gapisz ,nigdy nie widziałeś wadery czyszczącej sobie futro -Dobrze ,że pod sierścią nie widać ,że się zarumieniłem ,dlatego odwróciłem się do niej bokiem lekko zawstydzony i oznajmiłem szybko by mieć to jak najszybciej z głowy:
-Znajdujesz się na terenach watahy srebrnej polany ,proszę cię byś je niezwłocznie opuściła-Gdy wadera skończyła spojrzała na mnie ni to z politowaniem ni zainteresowaniem ,po czym usiadła przy brzegu jeziora i zaczęła pić wodę. Westchnąłem nie chciałem tego robić ,ale nie miałem wyboru ,w końcu mogła być poważnym zagrożeniem dla watahy a nie zamierzałem ryzykować. Powiedziałem z groźbą w głosie:
-Jeśli nie zamierzasz dołączyć to lepiej znikaj.- Gdy wadera skończyła pić oznajmiła :
-To tak witacie potencjalnych członków . Skąd wiesz czy nie chce dołączyć -Spojrzałem zdziwiony ,ale szybko się otrząsnąłem i oznajmiłem przybyszce naburmuszony :
-Choć za mną zaprowadzę cię do alfy ,ona zadecyduje czy możesz dołączyć-Szliśmy w milczeniu ,którą przerywały jedynie szmery gałązek przez nas poruszanych. Nie zamierzałem się bawić w miłego i radosnego basiora ,który to z uśmiechem pobiegnie do alfy ,żeby zawiadomić o nowym członku ,dlatego poruszałem się powoli bez żadnego pośpiechu. Chociaż taki nie byłem musiałem udawać dupka by ta nowa trzymała się ode mnie z daleka ,nie chciałem by stała mi się bliska ,utrata jej będzie wtedy jeszcze bardziej bolesna .Po dość długiej chwili milczenia usłyszałem skierowane do mnie pytanie:
-Jak masz na imię?-Musiałem zmusić się do odpowiedzi ,która beznamiętnie wyszła z moich ust:
-Sebastian
-Seven-Po tej krótkiej wymianie zdań dotarliśmy do jaskini Sawy ,na nasze szczęście znajdowała się w środku . Szybko weszliśmy do środka ,alfa spojrzała na mnie po czym na waderę .Na jej zaciekawione spojrzenie oznajmiłem:
-Szwendała się po terenach-Po czym zacząłem powoli wychodzić ,tak by nikt nie zauważył nie zamierzałem zostać, ponieważ nie chciałem by poproszono mnie o cokolwiek ,jednak gdy miałem już zniknąć w lesie usłyszałem głos alfy :
-Wracaj no tu.-Wróciłem do alfy ,która kazała mi oprowadzić nową po terenach watahy,miałem wytłumaczyć jej zasady i inne tego typu duperele . Trochę mnie zdziwiło ,że tak szybko załatwiła te wszystkie formalności. Gdy mieliśmy już wychodzić usłyszałem poważny głos Sawy:
-Masz być dla niej miły ,zrozumiano?
-Dobrze-Po czym wyszliśmy z Seven z jaskini i ruszyliśmy w kierunku lasu .


(Seven?)

poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Reed'a cd Terkina

Przedemną stał jakiś czarny basior, z białą głową.
-Ja od ciebie?-zapytałem sarkastycznie.-To chyba ciebie do mnie?
-A to niby czemu?
-Bo to tereny mojej siostry i jeśli nie chcesz dołączyć to uciekaj stąd.
-A jak nie?
-To ci zaraz pokażę-powiedziałem.
Ustawiliśmy się oboje gotowi do ataku. Już byliśmy gotowi do skoku kiedy z drzewa nad nami zeskoczył Shadow i usiadł obkręcając łapy ogonem.
-Uspokujcie się panowie-powiedział dowóca Wilków Apokalipsy.-Nie atakujemy swoich.


Terkin?

Od Shadowa cd Lyry

-Gdyby nie było poważne, to byśmy nie byli wezwani.
Westchnąłem.
-Zabili ponad trzydzieści niewinnych szczeniąt.
-Ile?
-Trzydzieści. Z różnych watah, różnych rodzin...Teraz my musimy się nimi zająć.

Lyra? Wenus Brakus...

Od Lyry do Desmonda

Przechodziłam się po watasze. Byłam nieco głodna więc szukałam czegoś do przegryzienia. Nagle wyczułam zapach zdobyczy. Szłam w stronę źródła zapachu. Weszłam na polane i... błyskawicznie zawróciłam. Na polanie przy upolowanej łani siedział nieznany mi basior. Chciałam jak najszybciej odejść.
- Hej! - usłyszałam od strony basiora.
Zatrzymałam się. No super zauważył mnie.
- Już sobie idę.
- Nie musisz jeśli nie chcesz. Może masz ochotę coś zjeść?
Kusiło mnie żeby powiedzieć "nie", no ale w końcu...
- No może jestem trochę głodna - mruknęłam.
Oddał mi część łani. Kiedy się najadłam, humor mi się nieco poprawił. Wtedy basior powiedział:
- Jestem Desmond, a ty?
- Nazywam się Lyra. Powiedz znasz już kogoś z tej watahy? - powiedziałam zgadując, że jest jej członkiem.

<Desmond?>

Od Yachiru

Byłam szczerze zdziwiona reakcją wilków. Miałam tylko nadzieję, że nie przepędzą mnie z watahy za dwa lub trzy dni. Postanowiłam mimo wszystko zapytać co na ten temat myśli Hollow.
- Jak myślisz....iść czy nie iść? - szepnęłam
- Eh...idź to pierwsza wataha która Cię nie przepędziła - odpowiedział
- Dzięki - wykrzyknęłam uradowana co chyba dziwnie wyglądało.
Ruszyłam za wilkami pełna nadziei, że nic już tego nie zepsuje...a jednak. Moja sierść zaczęła się sama zmieniać. I nie wyglądała już tak jak kiedyś. Cała się paliła...wilki spojrzały na mnie. Żeby nie zrobić im krzywdy wymamrotałam zaklęcie wiążące które skutecznie mnie unieruchomiło.

<Sawa? Co ty na to?>

piątek, 24 lipca 2015

Od Sawy cd Yachiru

-Oczywiście rozumiemy-powiedziałam patrząc na Re z naciskiem.
-Nic nie mówię przecież.
-Jestem Sawa, a to Reed.
-Yachiru.
-Masz jakąś watahę?
-W sumię to nie..
Spojrzałam na brata, a potem na waderę.
-To może chciałabyś dołączyć do Watahy Srebrnej Polany?


Yachiru?

Od Ravena cd Sawy

Wadera ciekawała była mojej przeszłości. Nie było co ukrywać, ale jest to dla mnie niezbyt przyjemna rozmowa.
-Wybacz Sawo, jeśli urwę w pewnym momencie. Nie przepadam za powrotami do przeszłości i tym razem nie jest inaczej.
-Jeśli nie chcesz mówić...
-Wolałbym nie, ale ta rozmowa będzie na nas czekała. Wolę to mieć za sobą- mruknąłem dość nieuprzejmie, jakbym robił to za karę, za co dostałem pytajęce spojrzenie.- Najmocniej przepraszam. Nie przywykłem też do towarzystwa tak miłęgo jak to.
-Schlebiasz mi- spuściła wzrok, kryjąc uśmiech.
-A więc nie przeciągajmy... Życie w dawnej watasze wspoinam miło za młodu. Po rodzicach odziedziczyłem pozycję bety, więc miałem wszystko, czego mógłbym chcieć. Utrzymywałem też dobry kontakt z Raulem, czyli jedynym synem alf. Był oczkiem w głowie wzłaszcza, że jego rodzeństwo padło, gdyż byli wątłego zdrowia. Byliśmy przyjaciółmi, jednak wiadome.. basiory wchodzą w ten wiek, że zaczynają interesować się tymi pięknymi, urodziwymi stworzeniami. Ze mną nie było inaczej. W oko wpadła mi wadera, z którą za młodu też miałem przyjemność spędzać czas. Jak na złość Raul również upatrzył ją sobie za partnerkę i żywcem nie dopuszczał, by między nami iskrzyło. Gdy zrozumiał, że wilczyca wybrała mnie, cierpliwie czekał na zdobycie władzy i wypedził nas z watahy. By poprawić jej humor, starałe się robić wszystko by zapewnić jej jak najlepsze życie, ale to mnie obarczyła winą za wszystko. Toteż odprowadziłęm ją do rodzimej watahy jej matki, gdzie nasze drogi się rozeszły...Dalej chyba nie muszę mówić- zerknąłem na waderę, któa na spokojnie trawiła informacje.
-Widzę, że nie miałeś szczęścia, przez ostatnie miesiące.
-Ta... może dlatego teraz ciężko jest mi obdarzyć kogokolwiek uczuciem. Głupotą było w ogóle mieszać sobie w głowie. Ale jak mówiłem... przeszłość to tylko lekcja życia. Nie chcę rozpamiętywać.
-Wybacz, że pytałam. Może dla odmiany zapytam, jaką funkcję chcesz przejąć?
-Walki są dla mnie już uciążliwe. Blizny i rany zapewniły mi pamiątki do końća życia. Mogę zając się czymś co opanowałem do perfekcji zaraz po bójkach, a mianowicie polowaniem.
-A więc świetnie polujesz?- zerknęła lekko nie dowierzając.
-Nie chwaląc się... z chęcią zaprezentuje swe umiejętności. Zapraszam Cię więc na obiad Sawo. Wybierzesz co tylko zechcesz, a chwilę później, zdobycz będzie leżeć pod twymi łapami

<Sawa? Wybacz, że tak długo>

czwartek, 23 lipca 2015

Od Seven cd Sebastiana

Gęste krzaczory w końcu ustąpiły, a ja wydarłam się z tej zabójczej plątaniny. Szczerze mówiąc od początku nie było łatwo. Im głębiej, tym więcej krzaków ostu, rosnącymi w parze z dziką różą. Musiałam susami przedzierać się przez gęstwiny, inaczej zostałabym tam w kilku kawałkach. I pewnie też dużo hałasowałam. Ale w końcu się wydostałam. Gdy pod moimi łapami poczułam miękką, soczystą trawę nie myśląc wiele, upadłam na ziemię. Nagle wyczułam że nie jestem tu sama. Obróciłam się na grzbiet. Przed sobą miałam jeziorko z wodospadem, a w nim markotnie wyglądającego basiora.
- Hej...- Wyszeptałam lekko skrępowania.
Wilk natomiast wyszedł na brzeg i otrzepał się z wody.
- Hej.- Mruknął z kamienną twarzą.
Próbowałam wstać z ziemi, jednak poczułam, że wszędzie mam podczepione pąki ostu, które kuły z każdym ruchem. Jęknęłam z żalem i zaczęłam się oskubywać z kolczastych, fioletowych pąków.
(Sebastian? Chwilowo jestem niedysponowana ;3)

Nowy członek!

Przywitajmy głośnym wyciem Seven!

Od Jaśminy cd Sebastiana

Nie chciałam, żeby basior mnie zauważył. Chciałam pobyć sama. Dramat, który mnie spotkał nie pozwalał mi na normalny kontakt z innymi. Schowałam się, ale basior chyba mnie zauważył, bo podszedł do mojej kryjówki.
- Kto tam?- powiedział.
Uciekłam. Nie chciałam z nim rozmawiać. Zaszyłam się gdzieś pod wodą. Wtem… Usłyszałam głos znajomego basiora.
- Kim jesteś? Czemu mnie śledzisz?

Sebastian?

Nowy członek!

Zawyjmy na powitanie Jaśminy!

Od Sebastiana

Przechadzałem się po terenach watahy . Czasami spotykałem jej członków ,którzy uśmiechali się do mnie przyjaźnie ,jednak ja nie odwzajemniałem ich sympatii , nie wiem z czego można się cieszyć ,życie to przecież pasmo nieszczęść. Przez dłuższy czas rozmyślałem i zanim się zorientowałem znalazłem się nad jeziorem z wodospadem . Przyjrzałem się swojemu odbiciu w tafli turkusowej wody , miałem poważny wyraz pyska ,można by rzec ,że aż wrogi, jednak nie przejmowałem się swoim wyglądem ,ani tym czy zdobędę przyjaciół . Nie chciałem by znów odebrano mi bliskich ,których nie potrafię ochronić ,dlatego zamknąłem się na innych ,by zniechęcić ich do zbliżenia się do mnie . Nie chciałem by demony zabiły dla mnie kogoś ważnego ,najpewniej jeszcze tu wrócą by mnie zabić .Z moich ponurych rozmyślań wyrwały mnie odgłosy rozmowy ,gdy zza krzaków wyszły roześmiane wadery ,spojrzałem na nie ,przez co natychmiast przestały się uśmiechać i po chwili znikły ,a ja mogłem znów rozmyślać nad swoim nic nie wartym życiem. Spojrzałem w niebo i zapytałem się z nadzieją, że zobaczę jakiś znak
-Mistrzu co teraz mam począć ?-Jednak nie otrzymałem odpowiedzi ,dziwne by było gdyby tak się stało. Siedziałem jeszcze przez dłuższy czas nad brzegiem ,widok czystej i turkusowej wody był kuszący ,dlatego bez zastanowienia wskoczyłem do niej z uśmiechem ,była chłodna i przyjemnie mnie orzeźwiła. Pływałem od brzegu do brzegu ,nurkowałem i skakałem z wodospadu ,chociaż przez chwile zapomniałem o mrocznej przeszłości ,która mnie otacza. Jednak gdy usłyszałem szmery zza krzaków ,spoważniałem ,nie mogłem pozwolić by ktoś zobaczył mnie radosnego ,to zepsułoby mój plan . Spojrzałem w stronę z której dobiegały szmery . Ciekawe ,kto dziś zaszyci mnie swoją obecnością ?

(ktoś? )

środa, 22 lipca 2015

Od Terkina (do Reed'a)

Otworzyłem oczy. Dzisiaj spało mi się naprawdę dobrze. Od kilku dni próbowałem wypocząć na nowo poznanych terenach. Była tutaj watahy, lecz jak na razie udawało mi się unikać jej członków. Nikt nie wiedział, że tu jestem. Znalazłem sobie wygodną jaskinię. Była stosunkowo dobrze ukryta, więc nie spodziewałem się niechcianych gości.
Zapach obcego wilka podniósł mnie na nogi i za zdziwieniem zastygłem nasłuchując. Pyłem przekonany, że ktoś tu jest. Postanowiłem ruszyć przed siebie. Kroki stawiałem z niesamowitą delikatnością. Starałem się być jak najcichszy. Teraz już wiedziałem, że to samiec. Musiał należeć do tej watahy… Razem z pokonywaniem odległości do przybysza, coraz wyraźniej słyszałem jego niedbale stawiane kroki. Spodziewałem się walki, więc na chwilę przymknąłem powieki, by odświeżyć momenty z mojego życia, które zawsze porządnie stawiały mnie na nogi.
„Zobaczyłem martwą Gisę, twarze przerażonych, zniesmaczonych, gardzących mną pobratymców i zaskoczonych wrogów. Znowu poczułem ten gniew, niemoc, nienawiść do siebie. Pamiętam jak wtedy zacząłem się śmiać. Była broń. W tamtej chwili ostatecznie zamknąłem się przed światem.”
Te wspomnienia wywołały we mnie tego więzionego wariata, który zawsze jest gdzieś w środku mnie. Otworzyłem szerzej oczy, postawiłem uszy, nastroszyłem sierść. Byłem przygotowany.
Gdy wyłoniłem się zza skałki ujrzałem go. Był to czarny basior z długimi uszami i nadnaturalnie żółtymi oczami. Uśmiechnąłem się do niego sarkastycznie;
- Co cię do mnie sprowadza, przybyszu?

(Reed?)

Od Lyry cd Shadowa

- Ja też nie - odpowiedziałam.
Roześmialiśmy się.
- Nie, ale tak na serio - powiedziałam kiedy przestaliśmy chichotać. - Po prostu nie widzę nic dziwnego w tym, że niektóre wilki się trochę bardzo różnią. I że muszą się spotykać w sprawie tego jak dyskretnie pozbyć się kogoś czy czegoś... Dzięki wam, nasza wataha żyje nieco ciekawiej.
- Nie przeszkadza ci... to kim jestem?
- Nie. Czuję się nawet bezpieczniej w twoimi towarzystwie.
Nie wiem czemu brał mnie ten czarny humor. Ale mimo tego, że miałam ochotę pożartować, mówiłam szczerze.
- A tak w ogóle - powiedziałam po chwili. - Co za wataha wam nagrabiła? Zrobiła pewnie coś poważnego, prawda?

<Shadow?>

Od Lyry cd Venus

Gryfy ocierały się o Venus i wydawały z siebie dźwięk przypominający mruczenie, co trochę zbiło mnie z tropu. Ale szybko się pozbierałam.
- I jak drzewko? Podoba ci się?
- Jest imponujące - zapewniła mnie.
- Może na nie wejdziemy?
- Jasne - odpowiedziała z entuzjazmem. - Tylko ostrożnie. Nie chcemy go uszkodzić.
Ruszyła w stronę drzewa. Ale wtedy drogę zagrodziły jej gryfy. Skrzeknęły złowieszczo kiedy próbowała przejść obok nich.
- Co jest? - zdziwiła się.
Cofnęła się, a gryfy usiadły. Jeden obserwował gąsienice, a drugi czyścił sobie skrzydło.
- Pewnie coś tam ukrywają - mruknęła Spectra. - Och, nie ma mowy, żeby to przede mną zataiły. - podeszła do gryfów i szybkim ruchem dotknęła łapą i głów.
Gryfy zaczęły dziwnie się zachowywać. Ziewnęły i poruszały się jakby były pijane. Nagle zwinęły się w kłębek i zaczęły robić coś pomiędzy mruczeniem, a chrapaniem.
- Mamy ich z głowy na jakiś czas. Będę wiedziała kiedy się obudzą i wtedy was ostrzegę. Nie sądzę jednak żeby obudziły się przed najbliższą godzinę.
Spojrzałyśmy się na Spectre z nutą podziwu.
- To pośpieszmy się - powiedziałam i zamieniłam się w gryfa podobnego do tych śpiących. Złapałam kotkę i machnęłam skrzydłami by się nieco unieść.
- Dasz radę, Venus, prawda?
- Oczywiście.
Stworzyła pnącza i złapała się nimi za jedną z silniejszych gałęzi. Kiedy dotarła na gałąź, wysłała pnącza na gałąź powyżej... Ja natomiast po prostu leciałam na czubek drzewa. Kiedy tam dotarłam w sekundę później pojawiła się wadera.
Okazało się, że pień był w środku pusty i było tam coś w rodzaju tunelu, który na samym dole skręcał i nie widziałyśmy jego zakończenia. Tunel był porośnięty fluorescencyjnymi porostami, a z pienia wyrastały spore grzyby po których można by dostać się na sam dół (ja osobiście wolałam tam zlecieć).
- To co? Sprawdzamy co tam jest? - zapytałam.

<Venus? Sorry, że tak długo>

poniedziałek, 20 lipca 2015

Od Sebastiana do Měinǚ

Przyjrzałem się badawczo waderze, miała bujną i lśniącą brązową sierść. Przyjrzałem się też się królikowi,którego mi przyniosła,wyglądał apetycznie zwłaszcza,że nie jadłem od dość długiego czasu,dlatego bez dłuższej chwili zwłoki zjadłem go szybko. Spojrzałem ponownie na waderę,która przyglądała mi się z ciekawością,mimo woli uśmiechnąłem się i powiedziałem do niej:
-Bardzo ci dziękuje-A ona odpowiedziałam mi uśmiechem. Po krótkiej chwili,postanowiłem wstać,co sprawiło mi nie mały ból, wadera widząc to powiedziała z powagą:
-Musisz odpoczywać ledwo, co uszedłeś z życiem. -Zbyłem ją milczeniem,gdy udało mi się w końcu wstać,przyjrzałem się swoim raną,ze zdumieniem odkryłem,że spoczywa na nich bandaż przypominający biel płatków śniegu,spojrzałem jej w oczy i oznajmiłem:
-Jeszcze raz,bardzo ci dziękuje za ratunek,jestem ci bardzo wdzięczny.Nazywam się Sebastian, a ty?- Wadera uśmiechnięta oznajmiła:
-Měinǚ, miło mi-
-Ładne imię -Spojrzałem na nią z ciekawością i po dość krótkim czasie zapytałem:
-Dlaczego mi pomogłaś,przecież jestem obcym wilkiem?- Po chwili zastanowienia odpowiedziała przyjaźnie:
-Ponieważ jestem opiekunką tego lasu i nie mogę pozwolić by,ktoś kogoś w nim skrzywdził. -Po chwili milczenia Měinǚ zapytała się mnie:
-Jeśli mogę wiedzieć, dlaczego walczyłeś z nimi?- Usłyszawszy to od razu spoważniałem,ponieważ przypomniało mi się jak został splamiony mój honor i mojego mistrza,chociaż trudno było mi to powiedzieć waderze po dłuższym milczeniu odpowiedziałem:
-Zabili dla mnie kogoś bardzo ważnego -Jeszcze przez dość długi czas stałem zamyślony z poważnym wyrazem pyska. Ale gdy poczułem tępy ból na szyi, który wyrwał mnie z zamyślenia,rozejrzałem się po jaskini i z ciekawością zapytałem:
-Gdzie ja jestem?

(Brak weny ,sorry Měinǚ ?)

sobota, 18 lipca 2015

Od Reeda cd Venus

-Nowy zawód masz? Smoczy dentysta?
Zaśmiała się. Spojrzałem na smoka. Wrócił na swoje Miejsce i położył się grzecznie, jak nie winne dziecko.
-I pomyśleć, że tak się wkurzył, bo go ząb bolał,
-A ty nie chodzisz zły, jak cię ząb boli lub cokolwiek innego?
-Ja blokuję ból... Jak zresztą wszystko inne.
-Dlaczego?
-Według Sawy po prostu jestem aspołeczny, ale ja po prostu musiałem się tego nauczyć, aby nie przyzwyczajać się do miejsc i osób. Dobra, wracajmy.
Ruszyliśmy w stronę watahy.
-Wiesz co mnie zastanawia? Wiesz, że jestem Wilkiem Apokalipsy, ale czy wiesz jak nim można się stać?
-Wiem...
-I co? Nie ciekawi cię kogo ja zabiłem? Przecież mogłem kogoś z rodziny... i mogę tobie zagrażać.

Venus? Trochę mi wenę przyblokowało

Od Sawy cd Raven'a

-Zapomniałam powiedzieć jak nazywa się stado? Przepraszam najbardziej. Witaj we Watasze Srebrnej Polany-powiedziałam z uśmiechem.
-Miałaś jakieś pytania do mnie.
-Tak, właśnie... O co poszło wam z Jasper'em? Bo sytuacja wyglądała na napiętą.
-Chciał zaatakować mnie za przekroczenie terenów.
-Wybacz mu, ale chyba się za bardzo przejął byciem strażnikiem. A co robiłeś naszych terenach?
-Szukałem jakiegoś wilka.
Doszliśmy do jaskiń, a Raven wybrał sobie jakąś.
-Dobra, to teraz przedstawię ci resztę watahy.
Ruszyliśmy na arenę. Basior przyglądał mi się badawczo. Domyśliłam się o co chodzi.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz?
-Przepraszam, ale zastanawiają mnie te rany.
Westchnęłam.
-To pamiątka, po pewnych wydarzeniach, o których wolałabym nie pamiętać... Spotkasz tu wilki, których rany są o wiele gorsze-powiedziałam myśląc o Shadowie.
Nagle na drzewie nad nami coś zaszeleściło. Ustaliśmy oboje nasłuchując.
-Nowy?-dobiegł nas głos Re.
-Dołem nie można?
-A po co? Poza tym kwestia przyzwyczajenia...-powiedział pojawiając się przed nami.
-Raven to mój brat i samiec beta Reed.
Basior przywitał się, a mój brat odwrócił się i ruszył przed siebie.
-Taaa... Cały on. Lubi czubek własnego nosa... Chociaż nie, nawet tego nie lubi.
Ruszyliśmy dalej przed siebie.
-Właściwie, dlaczego błąkałeś się samotnie po świecie?

Raven?

Od Shadowa cd Lyry

-Masz rację. Chodzi o Wilki Apokalipsy, co do częstości tych spotkań...Zależy co uważasz za normę. Jesteśmy raz na jakiś czas, czasem może to być to parę razy na tydzień, a następnym razem co trzy miesiące lub co rok, w każdym razie kiedy zostaniemy wezwani musimy się zebrać.
-Po co?
-Aby omówić plan działania... W twej chwili zostaliśmy wezwani, aby zająć się eliminacją dość niebezpiecznej watahy.
-I z tego powodu się spotykacie?
-Tak-zaśmiałem się.-Wciąż nie mogę wyjść ze zdziwienia, że tak spokojnie na to reagujesz.

Lyra?

Od Sawy cd Jaspera

Spojrzałam na niego.
-Miło mi. Ja jestem Sawa.
-Mi również-powiedział basior.
-A więc Jazz... Wiesz, że znajdujesz się na terenach Watahy Srebrnej Polany?
-Nie wiedziałem-powiedział, a po chwili dodał.-Mogłabyś mnie zaprowadzić do alfy.
-I tu jest problem...
-Jaki?-Zapytał zdziwiony.
-Bo stoisz przed nią-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie wiedziałem.
-Chcesz dołączyć?
-Jasne.
-To chodź. Przedstawię cię reszcie.

Jasper?

Nowy członek!

Zawyjmy na przywitanie Tekrina!

Od Tyks

Biegiem. Musiałam uciekać!
Wszędzie ciemno i...drzewa.
Byłam w lesie. Osłabiona i....poczułam ból. Okropny ból. Mocny. Nie pamiętam co się potem stało... Obudziłam się przywiązana do belki. Wszędzie była krew. I ten okropny ból towarzyszący mi do dzisiaj. Nic nie widziałam. Ale słyszałam zawodzenie. Upiorne...
Bałam się ale byłam przywiązana. Straciłam jasność umysłu. Płakałam...
Ktoś wszedł... to był wilk...

Krew ściekała mu z pyska. Warknełam. Wilk stał nieruchomo nade mną. Nic sobie ze mnie nie robił. Próbowałam się teleportować...ale kontrolę nad moim umysłem przeją piekielny ból i strach. Wszędzie były wilcze trupy. Strach prznikał mnie do szpiku kości. Wilk emanułował strachem. Nie wiedziałam nic o tej magii. Czułam tylko że go nie pokonam.
Obudziłam się...to był tylko sen.
Ale jaki realny...

Od Měinǚ CD Sebastiana

- Coś się dzieje. - usłyszałam obok siebie cichy szept starej pokrzywy. - coś złego. - dodała zwaracając się przy tym bezpośrednio do mnie. Otworzyłam oczy, a mój wzrok padł na przestraszoną roslinę. Pokrzywy nieczęsto się boją, są one nastawione na fakt iż często są atakowane. W szczególności przez ludzi, którzy przez swoją porywczą naturę, zbulwersowani tym, że są poparzeni przez pokrzywy, depczą je wściele. Dlatego rośliny te przyzwyczajone są do bólu i związanym z jego bliskim nadejściem strachem, potrzeba bardzo złego zdarzenia, by zaczeły się lekać... a głos tej był wypełniony strachem. W lesie musiało dziać się coś przerażającego, a ona to wyczuła.
- Gdzie? - spytałam od razu.
- Niedaleko, na północ... jest ich czterech, ale przyszedł tez piąty... zabiją go, Mei. - jej głos coraz bardziej drżał. Porzywy, mimo swoich drazniących właściwości, należą do grupy roslin najbardziej przejmującej się cudza krzywdą. Dlatego nie dziwi fakt, iż szczerze martwiła się o życie ów "piątego". - zabiją. - powtórzyła, po czym zamilkła. Nie potrafiła wykrztusić już ani słowa. Zerwałam się na równe nogi po czym zaczęłam pędzić ile sił miałam w łapach we wskazanym mi przez pokrzywę kierunku, po drodze przejmując siłę od roślin. Jeśli przerażenie pokrzywy jest całkowicie szczere, ku czemu wątpliwości nie mam, napastnicy "Piątego" muszą byc silni. Rośliy, nawet te najwrażliwsze, nie przejmują się drobnymi potyczkami. Po chwili byłam juz na miejscu, a zza krzaków ujrzałam czwórkę demonów stojących dumnie nad ledwozyjącym basiorem, jeden z nich splunął na rannego, po czym wypowiedział jakieś ledwosłyszalne słowa... wtedy cała czwórka oddaliła się, opuszczając przy tym las. Cztery demony, które wpraiły pokrzywę, jak i inne okoliczne rośliny, w prawddziwe przerażenie. Do tego prawie zabili kogoś w Moim Lesie, zasłuzyli na śmierć... ale nawet ja w swojej drugiej formie nie sprostam czterem demonom, mimo swej nieśmiertelności, to dla mnie zbyt wiele... poza tym, w czasie, gdy ja użerałabym sie z nimi, prawie nieprzytomny już basior mógłby umrzeć. Gra nie warta świeczki. Podbiwgłam więc do rannego i po dokładnych oględzinach jego ran, nakazałam rośliną zanieść go do pobliskiej jaskini, bym tam mogła się nim zająć.

***

Gdy wróciłam z polowania, z królikiem wypchanym lekarstwami, do jaskini, basior był już przytomny, nie widział mnie jednak przez światło pechowo dla niego podające zza mnie - mógł dostrzec jedynie moją sylwetkę, która zapewne i tak nie była najwyraźniejsza... był nieprzytomny kilka godzin, troche potrwa nim dojdzie do siebie. Stworzyłam więc płomień, który umieściłam po środku groty po czym podeszłam do "Piątego".
- Dobrze się czujesz? - Spytałam położywszy przed wilkiem królika. Wilk jedynie przyglądał się mi i zdobyczy, jaką mu przyniosłam. - jedz, śmiało... może i nie przywróci ci to od razu zdrowia, ale na pewno uśmiezy ból i pomoże w wyzdrowieniu. Prawie zginąłeś... gdybym zjawiła sie nieco później, zapewne byś już nie żył.
<Sebastianie?>

Od Yachiru - Głosy

Było ciemno, światło księżyca było ledwo widoczne...no tak, przysłaniały je chmury. Kuro od jakiegoś czasu się nie odzywał. Dziwnie, a jednak bardzo znajome. Poszłam przed siebie ignorując niezręczną ciszę. Sytuacja wydaje się być co najmniej nienormalna. Jakim cudem znalazłam się w środku lasu do tego w nocy? Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje...zaczęłam słyszeć tajemnicze głosy. Mój chód powoli zamieniał się w bieg. Słowa coraz bardziej przybierały na sile. Moje oczy stawały się cięższe. Nie wiedzieć kiedy uderzyłam z niezłym impetem o pień drzewa...
Zbudziłam się zalana potem, a w około była tylko ciemność. Po moim Pustym nadal nie było śladu życia. Niemożliwe...czyżby ktoś zapieczętował moją moc? Tylko, czy to w ogóle możliwe? Tyle pytań, a na żadne nie znajdę odpowiedzi. Nie mogłam się ruszyć, najwyraźniej przez czysty przypadek sparaliżowałam sama siebie. Ta...jasne...to jest nie do wykonania. Nie noszę przy sobie żadnych trucizn czy tym podobnych. Prychnęłam próbując się podnieść...na daremno. Zrezygnowana leżałam w nieznanym mi miejscu do tego zziębnięta i głodna. "Kuro...gdzie jesteś jak Cię potrzeba?" powiedziałam sama do siebie. Wyczułam jakąś aurę...przełknęłam ślinę wyczuwając najgorsze.
- Nieźle się bawisz...co? - odezwał się ochrypłym głosem
- K...k...kim Ty jesteś? - wykrztusiłam z siebie
- Ou...czyżbyś mnie nie pamiętała? Siostrzyczko... - z cienia wyszedł wilk o szkarłatnym futrze...
- Nie...nie możliwe! Ty nie żyjesz! Przecież Cię zabiłam po tym jak opętał Cię pusty! - wydukałam
- Faktycznie, zabiłam...ale kto powiedział, że grzesznicy z piekła nie uciekają? - zaśmiał się
- Co zrobiłeś Kuro?! Mów! - warknęłam, Kuro był dla mnie jak brat mimo wszystko...był jedyną osobą która mi pozostała, nie mogłam go stracić.
- Chyba nie martwisz się o tego Pustego? - zapytał z wyrzutem
- Oddaj mi go! - krzyknęłam
- Hola, hola...czy powiedziałem, ze go zabrałem? - zapytał - Jest nadal w tobie i zginie tu razem z tobą, odpłacicie mi za to co zrobiliście.
Jednym ruchem wilk wbił mi kły w szyję przebijając tętnice. To na prawdę koniec...cieszę się, że spotkałam Kuro. Mimo wszystko miło spędziłam życie...
- "Idiotko, co Ty sobie wyobrażasz? Masz zamiar teraz zginąć?!" - Kuro?! - Wstawaj, zrób z tego kolesia miazgę...no dalej, nie krępuj się, zobacz co Ci zrobił!
Byłam zdezorientowana, nie panowałam nad moim ciałem...jednak mój Pusty znalazł słaby punkt i przeją kontrolę nad moim ciałem...heh...teraz to ja jestem koniem, a on królem. Widziałam jak miażdży szkarłatnego wilka, czułam jego złość....czyżby martwił się o mnie? Nie możliwe, robi to co każe mu instynkt. Eh...nie długo stracę własną świadomość, powinnam się cieszyć, że chociaż on wyjdzie z tego cało.
- "Głupia, nie czas na roztkliwianie się nad własnymi słabościami, kto powiedział, że zabieram Ci ciało? Stuknij się pięć razy w ten głupi pusty łeb!" - warknął, a ja odzyskałam władze nad moim ciałem. Czarna powłoka znikła, a rana na szyi zagoiła się całkowicie. Spojrzałam się na rozszarpane ciało wilka z obrzydzeniem i niechęcią.
- Masz dobry humor czy jak? - zapytałam - Normalnie nie oddałbyś mi ciała
- Głupia...jakbyś zginęła przepadłbym i ja, poza tym mam ochotę popatrzeć jak marnujesz sobie życie. - zaśmiał się
- Wrednyś - mruknęłam wychodząc z jaskini.
Hm...najwidoczniej musiałam być pod wpływem jakiegoś narkotyku bo na zewnątrz jest jasno. Chyba, że spędziłam tyle czasu w tej jaskini. No cóż...nie będę się nad tym roztkliwiać...ważne, że wyszłam z tego cało, z małą pomocą Kuro...ale cało.

piątek, 17 lipca 2015

Nowy członek!

Zawyjmy głośno na przywitanie Nyks!

Od Yachiru

Tym razem moim celem był mały biały króliczek. Zakradłam się do niego po cichutku po czym jednym sprawnym ruchem przygniotłam go łapą.
- Wybacz słodziaku - pisnęłam zabijając zwierzątko.
Podniosłam moją zdobycz ruszając w stronę wielkiego lasu. Od kilku dni wydaję mi się jednak, że ktoś bacznie mnie obserwuje z tego oto powodu nie uwalniam powłoki. Jednak Kuro cały czas narzeka jaka to jestem zła...naprawdę, ten to potrafi przygnębić. Czasami chciałabym się go pozbyć i mieć święty spokój, ale choć bym nie wiem jak błagała to się nie da...
- Czemu po prostu nie pozbędziesz się tego gapieja? - znów się odezwał
- Nie jestem taka jak Ty - mruknęłam....i teraz wilk który stałby obok pomyślałby, że zwariowałam.
- Jesteś strasznie naiwna, poczekaj....kiedy tylko przejmę nad tobą kontrolę spale ten cały las - ambitne......
- Ciekawe masz plany jednak sądzę, że Ci się to nie uda. Nie mam zamiaru postępować dalej z rozwojem powłoki więc... - i tutaj przerwałam bo za krzaków wyszły dwa wilki, na 100 procent był to basior i wadera.
- Masz babo placek - syknął
Stanęłam aby zobaczyć jak zachowają się wilki. Nie liczyłam na nic ciekawego z racji iż jak do tej pory każdy skakał na mnie z kłami i pazurami w gotowości. Nie lubię walczyć dlatego przed takowymi uciekałam...w ostateczności pomagał mi Kuro. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej...
- Jeśli chcecie żebym poszła to już się zbiera - nie dokończyłam bo mi przerwano
- Chcielibyśmy tylko aby twój towarzysz wyszedł z ukrycia - ahahaha...to się Kuro uśmiał...
- No to mamy mały problem - uśmiechnęłam się
- Mianowicie? - wilczyca spojrzała się dziwnym wzrokiem
Skoro byli raczej pokojowo nastawieni postanowiłam pokazać im gdzie tak na prawdę jest Kuro. Moja futro powoli pokrywała czarna powłoka, a na grzbiecie, pysku i łapach otwierała się skóra z której wydostawały się niegroźne płomienie. Zostawiłam kawałek swojego futra aby udowodnić im, że to nie jest tania sztuczka.
- Kuro jest częścią mojej duszy, ale to dłuższa historia - odpowiedziałam.

<Kto był tym tajemniczym wilkiem, a kto wilczycą? ;p>

Nowy członek!

Zawyjmy głośno na przywitanie Yachiru.

czwartek, 16 lipca 2015

Od Shi-chan

Piękny dzień poznałam trochę wataha i wiem co i jak. Nudy zjadały mnie od samego rana wiec poszłam nad jezioro. Poplywałam przez chwile i położyłam sie na trawie , nagle z lasu wybiegł trol był dziwne moszarpana szmate miał przywiązana do boku. Ruszył w moim kierunku zwabiłam go w połapke i zatakowałam kosą puźniej jego życie zaczęło żyć od nowa ale był zaba

Od Raven'a

Promienie Słońca wybudziły mnie z błogiego snu. Może nie był, aż tak błogi zważając na niewygodę. Nie było czasu, by robić legowisko służące mi tylko przez parę godzin. Przeciągnąłem się, wsłuchując w strzelanie każdej kości w moim ciele.
Brnąłem przed siebie, ze wzrokiem wbitym w trawę. Kolejny tydzień łąże w poszukiwaniu chociażby jednego wilka. Oczywiście nie pierwszego lepszego. Większość, któe spotkałem, chciały jedynie sprawdzić swe siły w walce.
W końcu dotarłem do jak mi się wydawało... zwyczajnego lasu, nie różniącego się niczym od pozostałych, jakie przemierzałem. Mijając pierwsze drzewo, usłyszałem szelest w krzakach, którym nie bardzo się przejąłem. Podąrzałem obojętnie, jednak w końcu, coś zmusiło mnie do zatrzymania się.
-Stój!-usłyszałem za sobą stanowczy głos- Kto Ci tu pozwolił wejść?
Obejrzałem się,by sprawdzić, kto był na tyle nierozsądny by mnie zatrzymać. Brązowy postawny wilk z białą kitą jerzył się, gotując do ataku.
-A co? Może mam Cię jeszcze zapytać o zgodę?- prychnąłem
-Naruszasz granice naszych terenów. Radzę Ci wynoś się stąd, bo w innym wypadku posypią się Twoje czarne piórka-warknął.
-Zaraz sobie pójdę- wyjaśniłem spokojnie.- Ominę las i zniknę.
Niczym się nie przejmując powoli kroczyłem przed siebie. Basiorowi jednak się to nie spodobało, gdyż liczył,że zawrócę i znajdę inną drogę. Skoczył w moją stronę, próbując złapać mnie za skrzydło. Widząc to zamachnąłem się nim, robiąc nagły unik, przez co zdezorientowany basior ledwo utrzymał równowagę.
-Jeżeli nie chcesz sobie zrobić krzywdy, to lepiej się odsuń- odparłem spokojnie- Jak móiłęm, tylko przejdę przez ten las i znikam. Nie interesują mnie Twoje tereny
-Nigdzie nie pójdziesz, póki żyję- warknął ostrzegawczo.- po za tym to nie moje tereny, żmijo.
-Doprawdy? A więc czyje?- zaśmiałem się cynicznie.
-Moje- usłyszałem głos z lewej strony.
Oboje spojrzeliśmy w stronę, skąd był słyszalny głos. W naszą stronę zbliżała się dumna wilczyca. Uśmiechnęła się do basiora, a mnie obdarowała surowym spojrzeniem i takim samym tonem.
-Czego tu szukasz?- zbliżyła się na kilka metrów.
-NIczego moja droga pani. Pragnę jedynie przejść przez ten las,a następnie zniknąć z waszej pamięci jak jesienny wiatr-skłoniłem się nisko.-Jednak musze przyznać,że urzekł mnie len las i jego mieszkańcy. Czy nie zechciałabyś, by dołączył tu kolejny basior, broniący twoich terenów?
-Chyba żartujesz- prychnął oburzony basior
-Jasper wystarczy! Możesz już odejść- rzuciła w jego stronę- A ty mój drogi przybyszu, nie jestem pewna twoich zamiarów, jednak dam ci szansę. Zostań tu jak długo chcesz, jednak wiedz,że wszczynanie bójek, jest surowo zabronione.
-A więc zgoda. Postaram się przestrzegać zasad tu panujących, wiec nie musisz się juz obawiać. Nazywam się Raven- przedstawiłem siękłaniając kolejny raz szarej waderze.
-Sawa. A teraz chodź za mną. Musimy znaleźć Ci jaskinie. Chcę Ci również zadać kilka pytań- oznajmiła milszym tonem.
-A więc prowadź Sawo- z satysfakcją ruszyłem za moją nową przywódczynią. Zrównałem się z nią, przyglądając jej niewielkim blizną.
-Zrobiłeś coś Jasperowi?- zerknęła na mnie badawczo.
-Ależ skąd. Zbyt wiele czasu poświęciłem na walkę z innymi wilkami. Jestem już nimi zmęczony, dlatego nie musisz się martwić o swego strażnika. Włąściwie to jak nazywa się twoje stado?

<Sawo?>

Od Venus cd Lyry

Pobiegłam przed siebie, nie słuchając kotki ani Lyry. Co prawda lekko ślizgałam się na kamieniach, ale już po chwili wpadłam do komnaty, o której mówiła Spectra. Faktycznie, rosło tam ogromne drzewo. Nagle dobiegł mnie ryk. O ile się nie myliłam, ryk gryfa. Spomiędzy liści zamigotały żółte ślepia. A potem szelest zdradził przemieszczanie się gryfa. I nagle, z najniższej gałęzi drzewa zszedł ów stwór. Pół orzeł-pół lew, wyglądał wspaniale. Zamiatał posadzkę długim ogonem zakończonym pędzlem. Grzbiet pokryty sierścią, z którego wyrastały potężne, białe skrzydła orła. Szyja pokryta była piórami, dziób zakrzywiony i bardzo ostry, na głowie znajdowały się żółte oczy. Przednie łapy były ptasie, a tylne lwie. Po pierwszym gryfie, z drzewa zszedł również drugi. Stanęły w miejscu, wpatrując się we mnie, a ja w nie. Zrobiłam pierwszy krok. Spotkało się to z protestem. Gryfy machnęły groźnie skrzydłami i ryknęły, łypiąc na mnie oczami. Zrobiłam drugi krok. Gryfy przyjęły pozycję do skoku. Z trzecim krokiem stało się jednak coś dziwnego. Jeden z gryfów machnął ogonem i podszedł do mnie. Trącił mi pysk dziobem. Polizałam go w dziób. Podszedł drugi gryf i skubnął mnie w sierść. Zaśmiałam się. Nagle do komnaty wbiegły Lyra i Spectra. Kiedy mnie zobaczyły, wyglądały na zdziwione.
- Wiecie co? - spytałam się ich. - Wiele słyszałam o gryfach, że są okrutne i wredne, ale te tu - wskazałam na dwa gryfy, które teraz trącały mnie dziobami. - Wcale nie są takie złe.
Uśmiechnęłam się do nich.

<Lyra?>

Od Jaspera

Był ciepły wieczór, ja jak zwykle (od czasu, gdy opuściłem watahę, w której się wychowałem) łaziłem i zwiedzałem świat. Szukałem watahy do której mógłbym dołączyć. Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się już ciemno. Byłem padnięty, więc postanowiłem położyć się spać. Rano obudził mnie dźwięk łamanego patyka. Zerwałem się na równe łapy, ale na szczęście był to tylko zając. Zaburczało mi w brzuchu.
- No cóż zając na śniadanie się nada. – powiedziałem cicho do siebie
Postanowiłem, więc go upolować, ale w chwili, gdy skoczyłem by go złapać zderzyłem się z jakimś wilkiem.
- Au ! – jęknąłem i spojrzałem na wilka - Przepraszam nie wiedziałem, że już ktoś poluje na tego zająca.
- Nie ma sprawy.
- Jestem Jasper, ale mów do mnie Jazz
<Sawa ? Obiecałem ci wczoraj >

Od Lyry cd Venus

- Och, jest tu wiele fascynujących roślin. Ale ja szczerze mówiąc bardziej interesuję się fauną niż florą - powiedziałam.
- I tego, i tego jest tu dużo - stwierdziła Spectra. - Jest tu wiele smakowitych gryzoni, ptaków i rybek. A niektóre owoce posmakowałyby nawet największym mięsożercom. No i pośrodku tego pałacu rośnie ogromniaste drzewo. Jest tak duże, że zrobiło dziurę w dachu. I ma takie liście, że można by się nimi przykrywać. A jego owoce są mojej wielkości. Tyle, że...
- Aż tak gigantyczne drzewo?! Gdzie?! - wykrzyknęła Venus.
- W drugiej części zamku. Musisz iść o tam - Spectra wskazała łapką kierunek. - Ale...
Nie zdążyła dokończyć - Venus pognała w skazaną stronę.
- ...tam na tym drzewie mieszkają dwa gryfy! - krzyknęła, ale wadera jej nie usłyszała.
- To klops. Nie mogłaś tego powiedzieć wcześniej?
- Nie sądziłam, że tam pobiegnie... - powiedziała z tonem "to nie moja wina".
- Musimy ją zatrzymać. Gryfy nie lubią gości na swoim terytorium.
Zaczęłyśmy biec mając nadzieje, że Venus jeszcze nie zdążyła dojść do drzewa.

<Venus? Wena pod psem>

Od Lyry cd Shadowa

Kiedy wilk odszedł powiedziałam:
- Długo siedział na tym drzewie?
- Zdziwiłabyś się ile by jeszcze wytrzymał. Ale wracając do pytania; mniej więcej od kilku minut.
Spojrzałam się na wierzbę. Mimo, że miała gruby konar nie wyglądała na specjalnie wygodną.
- Greg mówił coś o spotkaniu... Spotkaniu Wilków Apokalipsy?
Shadow spojrzał się na mnie ze zdumieniem. Ja kontynuowałam, mając nadzieje, że dobrze zgaduję:
- Coś się stało? Czy może to norma i musicie się spotykać raz na jakiś czas?

<Shadow? Brak weny, niestety>

Nowy członek

Zawyjmy głośno na przywitanie Desmonda!

Od Venus cd Reeda

Przełknęłam głośno ślinę. Smok. Wielki niczym najwyższe góry, groźny jak stado rozeźlonych trolli i przede wszystkim, bardzo, bardzo potężny i wytrzymały. Spojrzałam na Reeda i spytałam:
- Wpadliśmy nie w porę?
Basior zaśmiał się nerwowo. Spojrzał na mnie, ale wyraz jego żółtych oczu był obojętny. Przestawiłam z nogi na nogę. Spojrzałam na smoka. Miał pomarańczowo ogniste łuski, a z jego zimnych, niebieskich ślepi tryskał okrutny ból. Zaryczał ochryple i rozłożył skrzydła na całą długość. Widok byłby może imponujący, gdybyśmy oglądali to z odległości kilkunastu kilometrów, ale staliśmy zaledwie kilka metrów od niego. Bestia machnęła kolczastym ogonem i schyliła swój opancerzony łeb ku nam. Umknęliśmy szybko w bok, aby ochronić się przed śmiercionośnym strumieniem ognia. Zwróciłam łeb w stronę Reeda.
- Co robimy? - zawołałam, usiłując przekrzyczeć ryk smoka.
Basior pokręcił głową. Spojrzałam na smoka ze zrezygnowaniem. Cofnęliśmy się kilka kroków. Bestia jednak znowu rzygnęła ogniem, tym razem podpalając mi ogon. Wrzasnęłam i natychmiast przywołałam z daleka wir wody, który ugasił mi ogon. Spojrzałam na spalone końcówki i rzuciłam smokowi chłodne spojrzenie. Ten znowu ryknął i pomachał skrzydłami. Jego ogon przecinał powietrze ze złowieszczym świstem. Nagle wpadłam na pomysł. Pokazałam gestami Reedowi żeby mnie osłaniał, a ja podbiegłam bliżej smoka.
- Ven, oszalałaś!? - wrzasnął Reed.
- Już dawno! - odkrzyknęłam.
Dobra, czas sprawdzić o co tej bestii chodzi. Cichy gwizd i kilkanaście pnączy o grubości pni najstarszych drzew spętało łapy smoka. Jeszcze kilka i ogon został przygwożdżony do ziemi. Smok przewrócił się i jego pysk upadł zaledwie kilka kroków ode mnie. Reed szybko do mnie podbiegł. Wezwałam z daleka jakiś sporawy wir wodny i "wepchnęłam" go smokowi do gardła. Stracił swą ostatnią broń. Teraz już nie będzie ział ogniem. Przynajmniej w najbliższym czasie. Reed spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Podeszłam do otwartej paszczy smoka. Zajrzałam w uzębienie. No i tu był problem. Wszystko tak jak podejrzewałam. Nakazałam Reedowi żeby podszedł i pokazałam mu to, na co patrzyłam. Skrzywił się i spytał:
- Co z tym zrobisz?
- Wiesz - odparłam odwracając się i szukając liści. - Muszę wyrwać ten ząb i zrobić okład.
- Co!? Chcesz łatać dziąsła smokowi?
- Trzeba mu pomóc. A gdybyś Ty miał taki problem? - odwróciłam łeb w stronę basiora i uniosłam brew. Po chwili wróciłam do rozglądania się za roślinami. - Jest!
Zerwałam z jakiegoś bardzo niskiego krzaczka listek wielkości kasztana. Podeszłam do smoka. Roztarłam liść i wypłynęła z niego jakaś cuchnąca, niebieska ciecz.
- Ale to śmierdzi - powiedział Reed, cofając się o pół kroku.
- Nie marudź i przytrzymaj to - wepchnęłam mu liść do łap.
Gwizdem przywołałam jedno z pnączy. Pokazałam mu ząb. Pnącze ustawiło się dokładnie nad zębem, owinęło się wokół niego i... pociągnęło w górę. Ząb został wyrwany, smok wydał ochrypły, ale bardzo głośny odgłos, a Reed wrzasnął "Fuj!".
- Dawaj to tu! - krzyknęłam do Reeda, którzy przyłożył cieknący liść do pustego, krwawiącego miejsca na dziąśle smoka.
Bestia od razu się uspokoiła. Drobnym pnączem przywiązaliśmy z Reedem liść, aby się trzymał. A potem odeszliśmy kilka kroków i odwołałam pnącza, które pętały smoka. Kiedy ostatnie zanurkowało w ziemię, smok schylił łeb ku nam i oboje smagnął olbrzymim, rozwidlonym, fioletowym ozorem. A potem odwrócił się i odszedł.

<Reed? Niezła przygoda! XD>

Nowy członek!

Przywitajmy głośnym wyciem nowego członka Ravena!

Od Reeda cd Venus

-Między górami znajduje się miejsce, które zostało nazwane Ognistą Doliną. Jeśli chcesz możemy tam iść.
-Dobra.
Ruszyliśmy w stronę gór. Zdenerwowała mnie ta rozmowa z Shadowem. Zawsze uwielbiał wtrącać się w życie innych.
-O co ci poszło z Shadowem?
-Nic ważnego...
-Nie wyglądało..
-Ale uwierz, że było nieważne.
Ruszyliśmy górskimi szlakami po drodze trochę rozmawiając. W końcu dotarliśmy na miejsce. Przed nami rozciągała się dolina, która wydawała się płonąć ogniem. Z nie których gór wypływała lawa. Szliśmy rozglądając się w około. Zaciekawił nas pewien szczyt, który wyrastał środku doliny. Podeszliśmy trochę bliżej.
-Coś tu nie pasuje-powiedziałem patrząc na górę.
-Jakoś średnio tu pasuje nie?
-Bo to nie szczyt...-powiedziałem, ale było już za późno...
Nagle góra rozstąpiła się i utworzyła skrzydła. Do góry wstrzeliła szyja, zakończona łuskowatą głową i otworzył niebieskie ślepia. Przed nami stał, buchając dymem z nozdży...
Smok...

Venus?

Od Lucy- Pegaz

Wyszłam na spacer. Był piękny słoneczny dzień. Nagle na niebie zebrały się burzowe chmury. - Oho będzie burza więc zaraz wracam. Pomyślałam. Nagle coś zaszumiało w krzakach i wyskoczył z stamtąd elf. -AAA!!!! Zaczęłam krzyczeć. - Spokojnie odpowiedział elf. Miał krótkie brązowe włosy , i brązowe oczy. Jak na elfa przystało miał szpiczaste uszy. Na sobie miał zieloną pelerynę , gruby szal na szyi , a na ramionach futro. Koszulę miał ze skóry , na łokciach ma ochraniacze , miał rękawice i pas. Spodnie miał zielone , buty miał ze skóry. Miał też małą torebkę i kij w ręku. Wyglądał na 19 ludzkich lat . - Mam na imię Edward . Powiedział. - A raczej Elf Edward. Poprawił się. - Ja jestem Lucy. Odparłam. - Mam pewien problem pomożesz mi? Spytał. - Jasne. Odpowiedziałam. - Posłuchaj w kranie w której mieszkam ktoś uwięził pegaza. Powiedział. - Pegaza? Spytałam zdziwiona. - Tak pegaza. Odparł. - W takim razie prowadź Edwardzie! Krzyknęłam. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. - Tam jest. Wskazał Edward. Pegaz był przywiązany grubym łańcuchem do drzewa . Pegaz był piękny! Cały śnieżno-biały. Tylko gdzie nie gdzie na grzywie , skrzydłach i ogonie miał trochę złotego . - To jak go uratujesz? Zapytał Edward. - Wiesz mogę przemieniać się w inne istoty więc przemienię się w smoka i spróbuję rozgrzać łańcuch do czerwoności.Powiedziałam. - A nie prościej by było go rozwiązać? Spytał. - Owszem było by prościej , ale zauważ , że jest tam kłódka. Powiedziałam. - Racja nie zauważyłem. Powiedział . Nie czekając ani chwili dłużej zamieniłam się w smoka i po 33 minutach udało się. - Udało się!! Krzyknęłam. Pegaz był wolny. Podbiegł do mnie i parskną cicho. - On chyba mówi dziękuje. Powiedział Edward. Nagle podleciała jakaś elfka i powiedziała: - Jestem Eliza królowa elfów za uratowanie pegaza jesteś tu zawsze mile widziana. Powiedziała. - Dziękuje wasza wysokość. Odparłam. Nagle zaczęło grzmieć. - Ojej zapomniałam o burzy do widzenia wasza wysokość. - Cześć Edwardzie. Powiedziałam. - Pa pa!! Krzyknęli. Biegłam 15 minut deszcz zaczął padać. - Gdzieś ty była?! Spytała Sawa. Och zaraz wam wszystko opowiem.

środa, 15 lipca 2015

Sojusz

Zawarliśmy sojusz z Watahą Upadłego Anioła.

Od Sebastiana do ktosia

Minął rok odkąd zamordowali Beletha,jednak nadal szukałem jego oprawców. Nie mogłem im wybaczyć, że go zabili, dlatego zacząłem ich poszukiwać. Pytałem każdej osoby, którą spotkałem o cztery demony. Czasami otrzymywałem interesujące mnie informacje czasami nie. Tak to w życiu bywa. Jednak teraz byłem już bardzo blisko celu, dlatego nie mogłem się zatrzymywać. Szedłem przed siebie wydeptaną już dróżką. Musieli być nie daleko,ten fakt bardzo mnie uradował. Szedłem coraz wolniej nasłuchując i rozglądając się,jednak wśród drzew trudno było coś zauważyć. Po około godzinie zobaczyłem przed sobą światło,które pewnie pochodziło z ogniska. Usłyszawszy głosy zza wysokich krzaków,miałem pewność,że to Demony,które zabiły mojego opiekuna. Dlatego zmieniłem się demona i wyskoczyłem trafiając na jednego z nich. Był cały czerwony z bliznami pod okiem. Zdziwiony patrzył na mnie,nie wiedząc, co się dzieje,wykorzystałem ten moment i wgryzłem się w jego szyje. Usłyszawszy za sobą nerwowe wołania szybko odwróciłem się.Jednak nie zdążyłem zrobić uniku i dostałem potężną łapą. Odrzuciło mnie na średniej wielkości drzewo,które złamało się pod wpływem mojego uderzenia. Cała trójka doskoczyła do mnie by zadać decydujące ciosy,jednak szybko ugryzłem czarnego basiora ze skrzydłami. Ten odskoczył, ale dwójka,która została,zaczęła gryźć mnie w szyje i brzuch. Nie mogłem zaatakować,ponieważ byli za szybszy. Po dość krótkiej chwili leżałem w ciepłej kałuży krwi, a moi oprawcy stanęli nad mną śmiejąc się z mojej głupoty i naiwności. Szydzili,że taki pół demon jest nic nie warty i nie byłby wstanie pokonać jednego demona a co dopiero cztery . Wszyscy na mnie splunęli mówiąc
-Żyj sobie. Nie jesteś wart dobicia-Po, czym odeszli. Leżałem tak na ziemi, jednak za nim straciłem przytomności z powodu utraty krwi usłyszałem jak ktoś biegnie w tą stronę.

**************

Gdy obudziłem się ,powoli odtworzyłem oczy, jednak nie widziałem nic,wszędzie było ciemno. Nie miałem odwagi się odezwać,dlatego czekałem cierpliwie na to, co ma się wydarzyć. Po jakimś czasie w jaskini zrobiło się jaśniej,usłyszałem też jak ktoś idzie. Nie wiedziałem, kogo spotkam jednak miałem nadzieje, że będzie to przyjaciel a nie wróg.


(kto jest chętny ze mną popisać )

Nowy członek!

Przywitajmy głośnym wyciem nowego członka Jaspera!

Od Lucy do Sawy



-Mhm. Odpowiedziałam.
-A mogę obejrzeć jaskinie , chciałam bym sobie jakąś wybrać.
-Nie ma sprawy. Powiedziała Sawa.
Patrzyłam na wiele jaskiń i wreszcie jakąś wybrałam.
- Dobry wybór. Powiedziała.

-Dzięki.Odparłam
-Wiesz chętnie poszłam bym na spacer po lesie mogę?
-Jasne.Odpowiedziała Sawa.
-Hm , a może poszłaś byś ze mną? Spytałam.
-Ok mogę pójść.
Wędrowaliśmy tak ok. pół godziny gdy nagle coś za szumiało w wysokiej trawie i stamtąd wyszło jakieś zwierzę.

-Kim jesteś? Spytałam.
- Jestem Luna wilk nocy i ciemności. Odpowiedziała wilczyca.
-Po co tu przyszłaś?! Powiedziała trochę zdenerwowanym tonem Sawa.
-Spokojnie , chcę was tylko ostrzec przed Ytani (czytaj:Itani)

Powiedziała.
- Kto to? Spytałam. -Moja siostra. Powiedziała Luna. - Wszystkie wilki ciemności są złe , ale ja jestem wyjątkiem więc uciekłam , a Ytani pobiegła mnie szukać , pewnie krąży tu gdzieś po lesie. Powiedziała.- Ojej. Powiedziała Sawa. - Musimy ostrzec watahę . Dodała. - Jest tylko jeden sposób by ją zabić. Powiedziała Luna. - Jaki? Powiedziałyśmy z Sawą w tym samym czasie. - Światło. Odparła.

Nowy członek!

Zawyjmy głośno na przywitanie Sebastiana!

Od Venus cd Reeda

Spojrzałam na niego z ukosa, uśmiechnęłam się i odparłam:
- W porządku. Monad mi pomogła. Zawsze nam pomaga.
Ziewnęłam i wstałam. Spojrzałam na Reeda zadziornie.
- To co? - spytałam. - Idziemy na śniadanie?
Uśmiechnął się lekko, co uznałam za odpowiedź twierdzącą. Ruszyłam w stronę wyjścia z lasu. Na polanie była zawsze lepsza widoczność. Reed szedł za mną, ale jakoś się ociągał.
- Pospiesz się, panie leniu - zawołałam i przyśpieszyłam do truchta.
- Idę przecież - usłyszałam jak ziewa.
Kiedy stanęliśmy na polanie, poleciłam Reedowi przyjąć pozycję do skoku i zamknąć oczy.
- Po co? - zdziwił się.
- Bo Monad nie lubi, kiedy ktoś na nią patrzy - wyjaśniłam, po czym sama schowałam się w krzakach i zamknęłam oczy.
Po chwili zaszumiał wiatr. Odebrałam to jako znak, że wszystko gotowe. Szturchnęłam Reeda w bark. Otworzyliśmy oczy. Przed nami na polanie stał bardzo okazały jeleń o pięknym, srebrnym porożu i spiżowych kopytach. Monad zawsze o nas dba. Zaczęliśmy się skradać do jelenia. Jednak ten podniósł łeb, dostrzegł nas i zamiast uciekać, odwrócił się w naszą stronę i stanął dęba. Zaczął wymachiwać kopytami, które śmigały w powietrzu niczym groty strzał. Mój cichy gwizd i kilka drobniejszych pnączy spętało przednie nogi jelenia, który dla odmiany zaczął wierzgać tylnymi. Cóż, nie łatwo jest wskoczyć na grzbiet szarpiącego się zwierzęcia, więc kolejne kilka pnączy unieruchomiło naszej ofierze tylne kończyny. Jeleń przewrócił się na bok i ryknął z bezsilnej złości. Reed zatopił zęby w jego szyi, sprawiając tym samym szybki zgon biednego roślinożercy. Kiedy oddałam cześć bogini, i posililiśmy się, odeszłam kilka kroków od padliny. Poleciłam to zrobić również Reedowi. Wtedy martwy jeleń zaczął się przekształcać. Zmienił się w młodego, silnego jelenia o drobniejszym niż jego poprzednik porożu. Pomknął przez polanę i po chwili zniknął nam z oczu.
- Co to było? - spytał Reed.
- Monad dba o swoje dzieci, ale nie pozwala krzywdzić innych - odparłam.
Nagle z wysokości najbliższego drzewa usłyszeliśmy czyjś głos:
- Nie wiedziałem.
Odwróciliśmy się w tamtą stronę. Z drzewa schodził Shadow. Zamerdałam ogonem i postawiłam radośnie uszy. Dawno go nie widziałam. Podbiegłam do niego, a on się do mnie uśmiechnął.
- Shadow, co Ty tutaj robisz? - spytałam zaciekawiona.
- Ach, przechadzam się - odparł przeciągając się, jednak nie zmrużył oczu. Patrzył na Reeda, o ile się nie myliłam, chyba dość surowo. - A wy?
- Polowanie - mruknął Reed. - Chodź Ven, idziemy.
- A czemu? - zdziwiłam się chłodnym tonem Reeda. - Shadow nie może iść z nami?
- To zależy gdzie idziecie - wtrącił biało-czarny basior.
- Właśnie, Ven. A my idziemy dość daleko - uciął Reed.
- Naprawdę? - ucieszyłam się. - Gdzie?
- Później ci powiem - odparł, wpatrując się w Shadowa.
Biało-czarny basior prychnął. A potem machnął mi łapą i odszedł. Spojrzałam na Reeda.
- To gdzie idziemy? - przechyliłam łeb, drapiąc się za uchem.

<Reed?>

Od Reeda cd Venus

Byłem...zaskoczony? Nie.. Bardziej zszokowany... Tak.

-Idź spać lepiej-powiedziałem trochę rozkojarzony.

-Ale ja mówię poważnie-powiedziała lekko senna.
-Co do smaku wilczej krwi to można się przyzwyczaić-powiedziałem cicho ukrywając odczucie nie zręczności i szoku.

Byłem zszokowany jej śmiałym zachowaniem. Może to przez te emocje, tak się zachowywała. Nieraz robi się dziwne rzeczy po wpływem emocji. Spojrzałem na wilczycę, która zasnęła.

*To przez te wydarzenia. Jutro wszystko wróci do starego prządku.*-Pomyślałem.

*Tak to sobie tłumacz i wmawiaj* odezwał się znajomy głos w mojej głowie. Rozejrzałem się wokoło szukając autora wypowiedzi. Znalazłem go leżącego pod drzewem.

*Ktoś tu ma problemy ze snem?*-zapytałem się Shadowa.
*Jak widać nie ja jeden.*

*Długo tu siedzisz?*
*Wystarczająco, aby poznać o co tu chodzi. Jednak ty wolisz myśleć, że to nie to.*

*Ładnie to tak komuś w głowie siedzieć?*-zapytałem poirytowany.

*Za głośno myślisz*-zaśmiał się wilk.*Przed czym uciekasz Reed? Co takiego się wydarzyło, że nie ufasz innym?*

*Wiesz jak stałem się Wilkiem Apokalipsy?* basior pokiwał głową.*Ta wilczyca, o której morderstwo zostałem posądzony... Była mi bardzo bliska... A zabił ją mój "przyjaciel". Od tamtej pory staram się trzymać dystans do innych... Aby nie zawieść się poraz kolejny...*

*Powinieneś się zastanowić nad tym co czujesz i czy warto uciekać przed zaufaniem* powiedział i odszedł zostawiając mnie z śpiącą Venus.
 W uciekaniu przed zaufaniem i zaangażowaniem byłem mistrzem od kiedy stałem się Wilkiem Apokalipsy. Nie każdemu przecież sprawiało przyjemność zadawanie się z mordercą. Może gdyby to był tylko jeden raz, ale ja to robiłem notorycznie. Kiedyś to było co innego, a teraz... Dawniej no cóż, przyznaję się bez bicia był ze mnie bawi damek, nie jedną się uwiodło do czasu mojej przemiany. Wtedy to zrozumiałem co ważne. Większości przeszkadza nasza rasa... 
Chociaż jeden z wyjątków leżał właśnie wtulony głową w moją klatkę piersiową. Ja wiedziałem o niej dużo, ale ona o mnie nie. Jednak nie przeszkadzało jej to co wiedziała o mnie.
Świt zblirzał się wielkimi krokami. W końcu zamknąłem oczy i odpłynąłem do krainy snów.

*************************

Obudziłem się dobrze po południu. Nad ranem podjąłem decyzję, że muszę chociaż spróbować zaufać. Mój kark był bardzo odrętwiały. Pokręciłem nim na boki, a on strzelał przy każdym ruchu. Spojrzałem na Ven, która się właśnie budziła. Wyglądało na to, że cały czas spała wtulona w moją klatkę piersiową. Przeciągnęła się, a ja zapytałem się jej:

-Jak tam brzuch?

Venus? Ja zaskoczony? Coś ty xD

wtorek, 14 lipca 2015

Ogłoszenie!

Kochani,
Zaszło parę zmian w Informacjach, z którymi proszę się zapoznać. Został też wczoraj dodany sklep i wyzwania.

Pozdrawiam,
Sawa

Od Venus cd Reeda

Spojrzałam na Sawę zamglonymi oczami. Teraz to mi wszystko jedno. Łeb opadł mi bezwładnie na posłanie. Reed usiadł obok i zaczął opowiadać Sawie co się stało. Z każdym zdaniem robiła coraz większe oczy. Kiedy Reed skończył, potrząsnęła łbem i spytała:
- Nie żyje?
Spojrzała na mnie.
- Nie żyje - odparłam.
Zamilkłam. Nie widziałam, czy między mną a Reedem coś się nie zepsuło. Bardzo mi na nim zależało. Podniosłam się.
- Hola, hola, miałaś odpoczywać - zaprotestowała Sawa.
- Wybacz mi, Sawo, ale w jaskini tylko mi się pogorszy. Potrzebuję towarzystwa natury... i Reeda - dodałam po dłuższym zastanowieniu.
Sawa wymieniła spojrzenie z Reedem. A potem basior wstał i wyszedł razem ze mną z jaskini. Szliśmy w milczeniu. Znowu. Dotarliśmy głęboko w las. Usiadłam na ściółce leśnej, na przeciw mnie spoczął szary wilk. Spojrzałam na niego krótko i stwierdziłam:
- Zabiłam go.
- Owszem - przytaknął, patrząc gdzieś ponad moim ramieniem.
- Krew wilków jest obrzydliwa - dodałam, również patrząc w dal.
Zapadła cisza przerywana cykaniem świerszczy. Zaczęło się robić coraz jaśniej. Wstawał nowy dzień. A potem odezwałam się ponownie:
- Reed. Wiesz, że wszystko ma swój koniec, prawda?
Spojrzał na mnie z powagą i kiwnął powoli głową.
- Pobyt w watahach nie może być wieczny - westchnęłam. - Ale w każdym wypadku zdarzają się wyjątki. Nigdzie się stąd nie ruszam, dopóki Ty tu jesteś.
Uśmiechnęłam się do basiora, a potem, nie zwracając uwagi na jego reakcję, wtuliłam łeb w jego sierść na klatce piersiowej.

<Reed? Zaskoczony? ^^>

Od Reeda cd Venus

Patrzyłem zimnym wzrokiem w dal, słuchając jej z uwagą.
-Nie masz za co dziękować, zrobiłem to co do mnie należy. Nie możesz dołączyć, ponieważ jak dla mnie nigdy nie odeszłaś.
-A wybaczysz mi?-zapytała z nadzieją w oczach.
-A mam powody by nie wybaczyć? Oczywiście, że wybaczę-powiedziałem wciąż bez uśmiechu. Spojrzałem na jej brzuch. Krew leciała z niego ciurkiem, a wokoło była pomieszana krew jej i Roya.Widok krwi to dla mnie standart.-Myślę, że Sawa powinna rzucić okiem na tą ranę. Nie wygląda najlepiej. Dojdziesz sama, czy ją tu zawołać?
-Dam radę sama-powiedziała z pewną miną.
-Tak jak z Royem? Może lepiej pójdę po nią.
-Nie, dam radę.
-Jak uważasz...
Ruszyliśmy powoli w stronę jaskiń. Szliśmy w ciszy, a ja obserwowałem ją, czy aby na pewno szystko jest w porządku. Kiedyś też spotkałem taką upartą wilczyce. Dawno, jeszcze za nim stałem się zabójcą. No, ale najlepiej nie skończyła...i ja też. Zostałem oskarżony o jej zabójstwo. Bo ja ją puściłem samą. Może z tego powodu teraz coś kazało mi iść za Venus. I może dobrze, że to zrobiłem.
-Powiedziałeś, że mi wybaczasz-powiedziała po pewnym czasie patrząc w ziemię.-A teraz panuje między nami taka nie zręczna cisza.
Spojrzałem na nią.
-Przepraszam, ale poprostu taki jestem... I przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Nie powinienem.
-Nie szkodzi. Powiedzieliśmy to w nerwach.
Kiwnąłem głową.
-Taaa... W nerwach.
Doszliśmy do jaskini Sawy.
-Siostra znowu jesteś potrzebna.
Kiedy się odwróciła aż ją zatkało.
-Cccooo się stało?-wyjąkała po chwili zaskoczenia.
-A czy to ważne?-zapytałem jej.-Chyba jesteś tu by pomóc, a nie gadać?
Sawa wzięła się za leczenie jej brzucha. Kiedy skończyła spojrzała srogo na nas.
-Venus musisz odpocząć. I chciałabym się dowiedzieć co się stało.
-Sawa, coś ty taka ciekawska? Ciekawość to pierszy stopień do piekła.
-I tak tam trafię. No, ale i tak cię nie przegadam.
Spojrzała w stronę Venus.
-A ty masz leżeć i odpoczywać.

Venus?

Od Shadowa cd Lyry

-Nie co, tylko kto. Witaj Greg-powiedziałem patrząc na wierzbę, z której zeskoczył wilk.

-Witaj Shadow-powiedział wilk.
-Lyra, to jeden z Wilków Apokalipsy Greg. Co tu robisz?
-Szukam ciebie, bo doszły mnie słuchy o spotkaniu.
-Idź do Sawy.
-Tak jest. Miło było poznać Lyra-powiedział wilk odchodząc, a ja odprowadziłem go spojrzeniem.

Lyra?

Od Shadowa cd Venus

-Wasza rasa jest więc wielką pomocą bogini Monad.
-Tak. A wy? Co robicie dla bogini Deth.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
-Oczywiście, że tak.
-Czasem są watahy czy też wilki, które stwarzają zagrożenie dla innych. Naszym zadaniem jest pozbycie się zagrożenia. Czyli jak to podsumowuje Reed, jesteśmy od brudnej roboty.
-Czyli w ich.... zabijacie?
-Tak. Na każdym z nas zostaje jakiś ślad pierwszego zabójstwa.

Venus? Brak weny

Od Venus cd Reeda

Uśmiechnęłam się ponuro.
- Dzięki - powiedziałam, wpatrując się w wyjście jaskini. - Ale to nie będzie potrzebne.
- Jak to nie? - zdziwił się.
- Bo już ja się nim zajmę - wstałam i spojrzałam na Reeda stanowczo. - Nie chcę pomocy.
- Teraz nie możesz! - zareagował natychmiast. Wstał i zagrodził mi drogę. - Nigdzie nie pójdziesz.
- Czemu? - syknęłam.
- Nie rozumiesz? Nie widzisz co ci zrobił? Co jeśli cię zabije?
- A od kiedy tak bardzo się przejmujesz moim losem? - spytałam ostro.
- Bo jesteś członkiem watahy, a ja jestem samcem Beta. Muszę dbać o członków - odpowiedział groźnie.
Coś we mnie pękło. Zmrużyłam oczy i machnęłam ogonem.
- Świetnie. Skoro jako członek watahy nie mogę pomścić matki, to odchodzę - warknęłam.
Reed wyglądał jakbym mu dała w pysk. Mrugnął jednak i warknął:
- Dobrze. Idź.
Zarzuciłam łbem i wyszłam z jaskini. Padał deszcz. I było już prawie ciemno. W kilka minut zmokłam. Szłam, nie oglądając się za siebie. Doszłam do tego drzewa, z którego wcześniej spadłam. Wiedziałam, że będzie na mnie czekał. I miałam rację. Stał oparty o pień drzewa, świdrują przestrzeń okrutnym spojrzeniem. Dostrzegł mnie. Wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu. A potem powiedział:
- Kopę lat, młoda. Dawno się nie widzieliśmy.
- Poprawka, ja cię dawno nie widziałam. Ty byłeś łaskaw mnie spotkać dziś przed południem. Nie mogłeś się oprzeć, co?
- Zawsze miałaś w sobie to coś, co przyciąga basiory - szepnął i podszedł do mnie.
- Odsuń się kretynie! - powiedziałam, odpychając go. - Nie przyszliśmy na wspominanie starych dziejów, ale na dokończenie ich!
Wilk obnażył kły. Zrobiłam to samo. Krążyliśmy po idealnym kole, wpatrują się w siebie. A potem nakazałam roślinom go związać. Gdy tylko Roy je zobaczył, machnął na nie łapą, a pnącza zmieniły się w proch.
- No, mała, musisz chcieć mnie zabić! - ryknął Roy. - Skup się!
- Zamknij się! - warknęłam.
Na niebie zebrały się teraz o wiele ciemniejsze chmury. Po chwili rozległ się dźwięk grzmotu. Przywołałam błyskawicę. Wycelowałam ją w Roya, ale ten odesłał ją w moim kierunku. Cudem jej uniknęłam. A potem naprawdę się wściekłam.
- Walczysz całkiem nieźle, zupełnie jak ojciec! - krzyknął Roy.
- Co zrobiłeś mojemu ojcu, potworze!? - warknęłam.
- Och, jaka troskliwa córcia... obrzydliwe... widzisz, twój ojczulek podzielił los mamusi...
- Niemożliwe! Jesteś nędzną szumowiną, nie mogłeś go zabić!
- A jednak - odparł, przypatrując się obojętnie swoim pazurom.
W oczach zaszkliły mi się łzy bólu. Nie... to przecież nie jest możliwe... Spojrzałam na niego z wściekłością. Bez żadnego ostrzeżenia, po prostu na niego skoczyłam. Nie używałam mocy, chciałam go rozszarpać osobiście. To był ten obłąkany gniew, który często powodował śmierć niewinnych. Jednak Roy nie jest niewinny... nie, on jest mordercą. Przywaliłam go do ziemi, zbliżyłam kły do jego szyi. Poczułam już w pysku smak krwi, gdy nagle pazury Roya wbiły mi się w brzuch. Zabolało. Nawet bardzo. Odepchnął mnie i stanął nade mną. I nagle, zrzuciła go ze mnie szara smuga. Wstałam szybko, mimo krwawiącego brzucha.
- Reed! - zapaliła się we mnie iskierka nadziei.
Poszedł za mną... mimo tego co mu powiedziałam... podbiegłam do nich i pomogłam Reedowi w walce. Po chwili Roy leżał z rozerwanym gardłem. Reed stal po jednej jego stronie, dysząc ciężko. Po drugiej stałam ja, z pyskiem ociekającym krwią Roya. Spojrzałam na Reeda. Obeszłam ciało mojego wroga i usiadłam przy Reedzie. On również usiadł.
- Przyszedłeś... - zaczęłam. Kiwnął głową obojętnie. - Ja... strasznie Ci dziękuję... i... przepraszam za tamto co powiedziałam... ja wcale nie chciałam odejść z watahy... ja chcę znowu dołączyć... Reed, proszę wybacz mi - spojrzałam na niego wilgotnymi oczami.

<Reed? Jak sweet ^^>

Od Sawy cd Lucy

Uśmiechnęłam się szeroko i serdecznie.
-Chodź poinformujemy członków, że jest ktoś nowy pośród nas i pokażę ci tereny.
Zwołałam wilki na arenę opowiadając wilczycy o terenach. Kiedy doszliśmy na Wilczą Arenę byli już wszyscy.
-Oto nowa członkini naszej watahy Lucy. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją z radością-spojrzałam na Reeda.
-Już wszystko?-zapytał Re tym swoim obojętnym głosem.
-Tak.
-Świetnie-powiedział i wyszedł, a ja odwróciłam głowę do Lucy.
-Nie przejmuj się nim. On jest aspołeczny, ale tylko takiego udaje.

Lucy?

Od Reeda cd Venus

Spojrzałem na nią zaskoczony.
-Roy? Ten stuknięty wilk?-kiwnęła głową.-Pójdę po Sawę, aby zrobiła coś z twoją łapą.
Wyszedłem ze swojej jaskini i ruszyłem do Sawy. Zastanawiała mnie jedna rzecz... Dlaczego nie było nakazu zabicia go? Wybił nie winną watahę, a Deth nie zwróciła na to uwagi? A może postanowiła poobserwować go? Kto wie co siedzi bogą w głowie. Zazwyczaj następnego dnia już był rozkaz, no czasami trochę dłużej jak było w przypadku Watahy Cienia, która zniszczyła byłą watahę Demon i Qery, jednych z Wilków Apokalipsy. W końcu przyszedłem do Sawy.
-Sawa mogę cię prosić na chwilę?
-A co się stało?
-Potrzebny medyk. Venus stało się coś z łapą.
Poszła za mną. Weszła do jaskini i spojrzała na Ven. Obejrzała jej łapę, a po chwili była jak nowa.
-Co ty robiłaś?-zapytała z uśmiechem alfa.
-Spadłam z drzewa-powiedziała Venus.
-A to co drogą nie można już przejść-zaśmiała się Sawa.
-A mam ci przypomnieć siostrzyczko, że jeszcze do niedawna sama wolałaś nad ziemną wędrówkę?
-Dobra odpuszczam-powiedziała wychodząc.
-A to ci nowość...-mruknąłem pod nosem.
-Słyszałam!-krzyknęła.
Usiadłem patrząc na Venus. Zasze jeśli przed czymś uciekasz to cię znajdzie...
-Teraz będziesz musiała uważać. Tym bardziej, że on już wie, gdzie jesteś.
-Jakoś to będzie.
-W razie potrzeby to wiesz, że zawsze możesz się do nas zwrócić o pomoc. W samej watasze jest trzech rasowych zabujców. A jak coś to zwoła się reszte, chociaż to raczej nie będzie potrzebne.

Venus?

Od Venus cd Lyry

Spojrzałam na białą kotkę, a ona na mnie. Ładna była. Mrugnęła dużymi oczami i odwróciła łebek do Lyry. Po chwili miauknęła:
- Kto to?
- Och, Venus. Koleżanka z watahy - dała nacisk na słowo "koleżanka". Domyśliłam się, że nie w przyjemnym znaczeniu.
Kiwnęłam głową i straciłam nimi zainteresowanie. Niech sobie gadają. Nigdy nie widziałam takich gatunków roślin. Były wspaniałe. Podeszłam do najbliższej - wysokiej, wijącej się bez żadnej tyczki w górę o wielkich, pomarańczowych kwiatach, które zamieniały się w małe paszcze, kiedy się ich dotknęło. Dmuchnęłam na jeden z kwiatów, natychmiast się skurczył, jego płatki uformowały się w wargi, a pyłki w zęby. Nagle dobiegł mnie głos Lyry:
- Kręcą cię rośliny?
Odwróciłam do niej łeb i przewróciłam oczami.
- Wilki Natury zwykle tak mają - odparłam, powracając do obserwacji roślin.
Słyszałam jak coś do siebie szepczą. Nie obchodziło mnie to. Podchodziłam od jednej rośliny do drugiej, w zachwycie obserwując ich różne reakcje. Niektóre miały z piętnaście stóp długości, inne miały po kilka cali. Ale wszystkie były niesamowite. Usłyszałam miauknięcie kotki:
- Skoro tak ci się podobają, to coś ci pokażemy.
Poszłam za nimi z zainteresowaniem. Zaprowadziły mnie do jakiejś zrujnowanej komnaty o pokruszonych, kamiennych ścianach. Przez ubytki w suficie wlatywały promienie słońca. Na środku komnaty rosła roślina. Ogromna. Miała długie, zielone pnącza i naprawdę olbrzymi, czerwono-krwisty kwiat. Z kilku mniejszych pnączy wyrosły smakowicie wyglądające owoce. Pnącza leżały na ziemi, wyglądały na martwe. Kiedy zobaczyłam tą roślinę, wydałam z siebie zduszony okrzyk. Wszystkie milczałyśmy. Roślina na pewno nie była martwa. Podeszłam kilka kroków bliżej. Słyszałam jak roślina oddycha (tak, czasem się to słyszy). Wzięłam drobny kamień i lekko puściłam go po ziemi. Poturlał się do jednego z owoców. Gdy tylko go dotknął, grube, zielone pnącza, które dotąd udawały martwe smagnęły powietrze i złapały kamień. Uniosły go w powietrze i wrzuciły między płatki olbrzymiego czerwonego kwiatu. Po chwili wydobył się odgłos połykania. Uśmiechnęłam się. Odwróciłam się do Lyry i jej kotki.
- Wspaniała. Wielkie dzięki. Jej kamuflaż pozorujący i kuszące owoce, na pewno nie raz dostarczą jej pożywienia. Naprawdę, wielkie dzięki, że mi ją pokazałyście.
Uśmiechnęłam się do nich najszczerzej jak mogłam.

<Lyra?>

Od Lucy do Sawy

Wędrowałam bez czynnie po lesie. Pytacie się dlaczego? Dlatego , że nie mam rodziny to znaczy mam ale tylko siostrę , ale ona jest w innej watasze to której mnie nie przyjęto. W każdym razie wędrowałam bez czynnie po lesie. Zapadał wieczór , a ja byłam strasznie głodna nagle zobaczyłam stado jeleni. Podkradłam się do nich i upatrzyłam słabą sztukę.Gdy już ją złapałam i zjadłam (zostały tylko kości) ułożyłam się do snu. Na drugi dzień po 3 godzinnej wędrówce zobaczyłam jakąś wilczycę. - Cześć. Powiedziałam. - Cześć. Odpowiedziała. - Jestem Lucy , a ty? - Ja jestem Sawa i jestem samicą alfa w Watasze Srebrnej Polany. - A może chciała byś przyjąć mnie do siebie? - Z wielką chęcią.


<Sawa?>

Nowy członek!

Zawyjmy głośno na przywitanie Lucy!

Od Venus cd Reeda

W oczach błysnęły mi łzy na wspomnienie matki.
- Och, wybacz - powiedział pośpiesznie Reed. - Jeśli nie chcesz to nie...
- Nie, jest ok - odparłam ocierając pospiesznie łzy. - Widzisz, urodziłam się bardzo daleko stąd. Moi rodzice, Cece i Frey byli parą Beta. Tak jak Ty - uśmiechnęłam się. - Miałam tam przyjaciółkę, Erikę. Była córką alf, czyli moją przyszłą szefową. Dogadywałyśmy się świetnie. W tym czasie do watahy dołączył Roy. To był taki brązowo-czarny basior z czarnymi skrzydłami i jelenimi rogami. Był bardzo miły i cichy, Erika się w nim zakochała. Ale pewnego dnia, kiedy ja i Erika byłyśmy w lesie z moim ojcem, Roy podobno wpadł w szał. Wymordował watahę, w tym moją matkę - uśmiechnęłam się ponuro. - Kiedy wróciliśmy, już go nie było. Same trupy. Najgorsza była para alfa. Mieli roztrzaskane czaszki i pogruchotane wszystkie kości. Moja matka miała wydłubane oczy i włożone do rozszarpanego brzucha. Nie wyglądało to ładnie. Ale zapamiętałam ten widok, żeby móc to samo zrobić z Royem. Ojciec powiedział mi i Erice, że Roy wymorduje wszystkich członków watahy. Że będzie ich szukał - dodałam z goryczą. Westchnęłam i ciągnęłam dalej. - Erika zwiała. Stchórzyła okrutnie. No i Roy ją znalazł. Zginęła. Mój ojciec został w watasze, ma wielką moc, da sobie radę z Royem. A mnie kazał uciekać. Nie myśl, że chciałam to zrobić. Zawsze słuchałam ojca. Jestem następna do odstrzału na liście Roya. Ale jeśli mnie znajdzie... pomszczę moją matkę i Erikę.
Kiedy skończyłam mówić, byliśmy w połowie drogi na jeden ze szczytów. Do końca drogi jednak milczeliśmy. Gdy stanęliśmy na szczycie potrząsnęłam łbem i stwierdziłam:
- Tereny wyglądają dobrze.
- Masz rację - mruknął. - Wracamy.
Kiedy znaleźliśmy się na polanie u podnóża góry, Reed powiedział:
- Przykro mi z powodu twojej matki.
- Dzięki - westchnęłam. - Ale już mi przeszło. Na początku było gorzej. Ryczałam przez cały dzień. Ale potem się ogarnęłam.
Spojrzałam na pobliskie drzewo. Było wysokie. Idealne do wspinaczki. Wskazałam je łapą i spytałam:
- Wchodzimy na nie?
Spojrzał na drzewo z błyskiem w oczach.
- No pewnie - jego głos był bardzo pewny siebie.
Skakaliśmy z gałęzi na gałąź. Kiedy stanęliśmy na najwyższej, stanęłam trochę dalej, aby i Reed mógł na nią wejść. Odwróciłam się do Reeda ostrożnie.
- Czujesz? - spytałam.
- Co takiego? - odparł ze zdumieniem.
- Wolność! - zaśmiałam się. - Bo ja tak. Dawno już jej nie... aa!
Mój krzyk rozdarł powietrze. Trzask gałęzi odbił się echem po polanie. Zanim zdążyłam pozbierać myśli i kazać pnączom mnie złapać, uderzyłam w ziemię. Straciłam przytomność.
***
Poczułam na sierści ciepło ognia. Otworzyłam oczy z pewnym trudem. Byłam w jaskini. Na sąsiednim posłaniu leżał Reed. Kiedy zobaczył, że się obudziłam, podszedł do mnie i trącił m pysk nosem.
- Jak się czujesz? Nieźle rąbnęłaś.
- Dzięki, jest już dobrze - próbowałam usiąść, ale poczułam okrutny ból w łapie. Spojrzałam na nią. Zwisała pod dziwnym kątem. W myślach wezwałam małe pnącze, które mi ją unieruchomiło.
- Fajne szczęście, co? - spytał w połowie z rozbawieniem, w połowie ze strachem Reed. - Martwisz się o to, że je straciłaś?
Rozglądałam się po jaskini. Było tu bardzo ładnie. Kiedy usłyszałam pytanie Reeda, spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Och, nie. Nie martwię się o to. Nadal mam szczęście.
- Jak to? A ta pęknięta gałąź? - zdziwił się.
- Och, to nie szczęście. To Roy. Wrócił.

<Reed? Dam, dam, dam! XD>

Od Lyry cd Venus

- Jeżeli nie boisz się, że to podstęp, żeby łatwiej cię zabić - to chodź, pokaże ci pewne miejsce - wycedziłam.
Przewróciła oczyma i wybąkała "dobra".
Szłam przodem i prowadziłam nas do "pewnego miejsca". Na szczęście było w pobliżu. Naszym oczom ukazała się zrujnowana, za pewnie ludzka budowla. Była cała porośnięta różnymi pnączami. Brakowało jej części dachu. Była naprawdę ogromna.
Obydwie wślizgnęłyśmy się do środka przez wybite okno. Venus rozglądała się z nieodgadnionym wyrazem pyska. Zgadywałam, że podobało się jej.
- To nie wszystko - stwierdziłam. - Poczekaj, aż przyjdą lokatorzy.
Po raz pierwszy od spotkania Venus szczerze się uśmiechnęłam.
Nagle z górnych części zamczyska zaczęły wylatywać motyle i ptaki. Jeden z ptaków o biało-błękitnych cętkowanych piórkach przysiadł na chwile na omszałym kamieniu. Przyjrzał się nam i odleciał. W stawku zauważyłam wielokolorowe rybki. Podeszłam do wody i wszystkie zanurkowały. Venus zachichotała i odwróciła się by poprzyglądać się siedzącej na liściu jaszczurce (a może roślinie?). Nagle z krzaków wyszło zwierzę.

Była to magiczna kotka. Ja znałam ją dobrze, ponieważ większość czasu odkąd dołączyłam do watahy spędzałam tutaj. Miała na imię Spectra. Często była wredną, nieco chamską masą, ale też świetną słuchaczką i dobrze opowiadała. Byłyśmy dobrymi znajomymi. Mi nie przeszkadzało to, że ona była kotem, jej, że ja byłam wilkiem.
W tej chwili Spectre zauważyła Venus.

<Venus? Co zrobiłaś?>

Od Lyry cd Shadowa

Kątem oka zauważyłam, że Reed szepcze coś Sawie do ucha i oboje pośpiesznym krokiem odchodzą. Spojrzałam się na Shadowa. On dalej podążał wzrokiem za dwoma wilkami.
- Zgaduję, że ty też jesteś Wilkiem Apokalipsy - powiedziałam kiedy Sawa i Reed zniknęli między drzewami.
- Po czym to wywnioskowałaś? - nadal patrzył w tamtą stronę.
- Nie wiem. Ale mam rację?
Wzruszył ramionami. Odwrócił głowę w stronę starej wierzby. Patrzył się na nią z zainteresowaniem. Co on tam widzi? - zastanawiałam się. Po dłuższym przyjrzeniu, zdawało mi się, że na drzewie siedzi jakiś ciemny kształt.
- Co to? - zapytałam.

<Shadow?>

poniedziałek, 13 lipca 2015

Od Reeda cd Venus

-Miałem upolować parę saren dla watahy, a potem miałem zbadać góry. Jak chcesz możesz ze mną iść.
-Czemu nie-powiedziała z uśmiechem.
Ruszyliśmy w stronę łąki. Zwierzęta często wychodziły się tam pożywić. Udało się nam wytropić stado saren. Przyczailiśmy się. Upatrzyłem jedną ze słabszych. Naprężyliśmy się i  skoczyliśmy do przodu. Stado ruszyło biegiem przed siebie, a my za nimi. Dwie najsłabsze zostały trochę z tyłu. W końcu zauważyłem odpowiedni moment i skoczyłem. Sarna przewróciła się, a ja szybko zagryzłem zwierze. Spojrzałem na Venus. Stała nad martwą sarną wyjąc. Kiedy skończyła, zapytałem:
-Co ty robisz?
-No jak to?-zapytała zdziwiona, patrząc na mnie jak na stukniętego, że tego nie wiem.-Oddaję cześć bogini Monad. Jak to wilk natury.
-Aha...
Zaciągneliśmy zdobycze do Sawy.
-Udane polowanie?-zapytała.
-Jak widzisz.
Zostawiliśmy jej sarny, a sami ruszyliśmy w stronę gór.
-Co tu tak właściwie robisz?-zapytałem po pewnym czasie.
-Co?
-Znaczy... Co tu robisz, tu w sensie, że w naszej watasze. No wiesz. Spotkałem cię samą na naszych terenach bez żadnej watahy. Co się z nią stało?

Venus?

Od Venus cd Shadowa

Spojrzałam na niego z uśmiechem. Co z tego, że służył bogini śmierci? I tak jest moim przyjacielem. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić, przy okazji idąc naprzód:
- Wilki Natury powstały bardzo dawno temu, bo tak naprawdę za czasów samej bogini Monad. Była świętą matką pierwszego wilka Natury. Później, jak wiesz, zaczęło się nas robić coraz więcej. Z czasem rozwijały się nasze możliwości. Rozumieliśmy więc szept wiatru, roślin, potrafiliśmy odszyfrować mowę drzew... kiedy dotykaliśmy ziemi, regenerowaliśmy nasze siły. Goiły się nasze rany, ponieważ Matka nad nami czuwała. A potem oczywiście większość z nas wybrała ścieżki samotników, czasem łączyliśmy się w pary z Duchami Lasów i staliśmy na straży lasów oraz natury. Jednak inni wybrali towarzystwo, starają się pomóc innym rasom w dostrzeżeniu piękna jakim jest natura - tutaj chwyciłam nagle Shadowa za łapę i ustawiłam delikatnie w powietrzu nad małą roślinką. Shadow dotknął jej listka, a wtedy ciągnęłam - Rośliny dają nam moc życiową. Spróbuj Shadow, a poczujesz wielką moc, jaką ma w sobie ta mała, niepozorna roślinka.
Wilk zamknął oczy i wyglądał na skupionego. Jego łapa zastygła na listku roślinki. Po chwili jednak wilk otworzył oczy i powiedział:
- Nic nie czuję.
Uśmiechnęłam się do niego łagodnie.
- Kiedyś poczujesz. A zatem, wielu twierdzi, że my i Duchy Lasu jesteśmy bardzo łagodni i nie stanowimy żadnego zagrożenia. Jednak niewielu wie, co tak naprawdę potrafimy zrobić dla natury... jak bardzo umiemy się poświęcić... to samo jest również ze zwierzętami. Wilki Natury i Duchy Lasu często dbają o zwierzęta, takie jak jelenie, sarny albo dziki. Ale również czuwają nad wilkami. Wszyscy jesteśmy dziećmi Monad. I ona chce zapewnić nam bezpieczeństwo. Dlatego wysłała nas, żebyśmy pilnowali jej dzieci. Rozumiesz Shadow? Wszystko co nas otacza, żyje. A nie wypada zabierać życia niczemu. Każde życie jest święte. Wsłuchaj się w wiatr, Shadow, a być może zrozumiesz co do nas mówi. Poczuj jak oddychają rośliny wokół Ciebie, poczuj obecność wszystkich stworzeń dzięki innym zmysłom niż wzrok... czujesz? To wszystko oddycha, żyje. Nie wypada niszczyć życia. Dlatego dbamy o to, aby każdy szanował naturę. Im bardziej się ją szanuje, tym bardziej Monad jest dla nas łaskawa i miłosierna. To nasza matka, ale nie pozwoli, abyśmy niszczyli jej inne dzieci. Shadow - spojrzałam basiorowi w oczy. - Rozumiesz o czym mówię?
- Chyba tak - bąknął niepewnie.
- To powiedz, co zrozumiałeś - zachęciłam go.
- Na pewno to, że życie jest święte i że Monad jest dla nas łaskawa. Również to, że trzeba nauczyć się słuchać przyrody. Dobrze to zinterpretowałem?
Obdarzyłam go promiennym uśmiechem.
- Wprost idealnie - powiedziałam z błyskiem w oku.

<Shadow?>

Od Shadowa cd Venus

-A Ty, Shadow? Jaką masz rasę?
Spojrzałem na nią.
-A czy to takie ważne?
-Ja ci powiedziałam.
-Jestem Wilkiem Apokalipsy. Właśni dlatego z moich oczu wciąż cieknie krew. Taka pamiątka tego co zrobiłem.
-A dużo jest takich wilków?
-Zawsze musi być nas dziewięcioro.
-A to prawda, że służycie bogini śmierci?
-Tak-powiedziałem powoli przyglądając jej się.
-Co?-zapytała zbita z tropu.
-Dlaczego cię to tak ciekawi?-zapytałem. Każdy wilki, który słyszał tylko choćby o tym, że jesteśmy sługami bogini Deth, nie chciał nic więcej wiedzieć.
-Do dobrze znać inne rasy.
-W takim razie powiedz mi coś o wilkach natury, bo żadnych nigdy nie poznałem.

Venus? Brak weny

Baner


Nowy baner od Venus.

Pewien pomysł...

Padł pomysł o zorganizowaniu bitwy o sztandar.
O co by w tym chodziło?
Chodziło by o to, że zbieralibyście swoje drużyny i raz na miesiąc organizowaliśmy taką zabawę. Stworzylibyśmy specjalne stanowiska, które dzielibyście między sobą. Przed każdą bitwą, możecie wymienić się stanowiskiem.
Jak wyglądałaby rywalizacja?
Każdy biorący udział pisze kawałek opowiadania. O tym kto wygrał będzie decydowała długość i sens opowiadań, które oceniają ja i Reed.
Nagrody.
Opowiadania będą liczone jak zwykle, a do tego będzie coś jeszcze... Ale to później.
Każdy wymyślił by nazwę swojej drużyny, a propozycja nazwy bitwy o sztandar to Sunrun.
Autorką pomysłu jest Venus.
Jak się to na razie podoba ;)?

Od Shadowa cd Měinǚ

Leżałem zwinięty w kłębek pod moim ulubionym drzewem. Nie spałem, bo po co? Słońce grzało przyjemnie. Słyszałe, że ktoś przyszedł na łąkę, a po chwili mogłem dosłyszeć głos Reeda. Po chwil usłyszałem zbliżającego się wilka. Czułem jak niedaleko mnie ktoś się kładzie, a po chwili można było usłyszeć miarowy oddech. Obejrzałem się za siebie. W słońcu leżała brązowa wilczyca.
*Pewnie nowa*-pomyślałem odwracając się znowu w stronę drzewa.
Po godzinie usłyszałem jak wilczyca zaczyna się kręcić i budzić

<Měinǚ? >

niedziela, 12 lipca 2015

Od Venus cd Shadowa

Spojrzałam najpierw na jedno, potem na drugie. A potem powiedziałam:
- To może ja już pójdę, co?
- Ależ skąd! - zaprzeczyła Alfa. - I jak, podoba ci się tu?
- Em, tak, dzięki - powiedziałam lekko zbita z tropu.
- Zaprzyjaźniłaś się już z kimś? - dociekała Sawa.
- Och, eee... - napotkałam spojrzenie Shadowa. - Tak. Z tym tu - wskazałam na niego pyskiem i uśmiechnęłam się.
- To świetnie - oznajmiła. - Dobra, ja zmykam. Nie przeszkadzam wam, mokre kurki.
Shadow rzucił jej poirytowane spojrzenie, a potem Alfa zniknęła wśród leśnych drzew. Staliśmy chwilę w milczeniu.
- Dzięki - powiedział nagle basior.
- Za co? - spytałam nie patrząc na niego.
- Za to, co jej powiedziałaś. Że jestem twoim przyjacielem. Wiem, wiem. Powiedziałaś tak, żeby mi nie zrobić przykrości, jasne...
- Nie! Powiedziałam tak, bo jesteś... znaczy, chyba jesteś... moim przyjacielem. Według mnie tak. Wybór jest Twój - uśmiechnęłam się i ruszyłam w lewo.
Basior po chwili do mnie dołączył.
- Jest strasznie mokro - stwierdziłam. - I to mi się podoba. Rośliny dostaną substancje potrzebne do przetrwania. Idealnie - powiedziałam, wąchając kawałek ziemi.
Podniosłam łeb. Shadow patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Jestem Wilkiem Natury - wyjaśniłam. Nagle zaświtał mi we łbie pewien pomysł. - A Ty, Shadow? Jaką masz rasę?

<Shadow? Powiedz prawdę, nie wymiguj się! XD>

Od Venus cd Reeda

Kiedy usiedliśmy nad rzeką, byliśmy strasznie zziajani. Schyliłam się po wodę, Reed zrobił to w tym samym momencie. Stuknęliśmy się lekko łbami.
- Och, sorki - powiedziałam lekko się rumieniąc i odsunęłam się trochę dalej.
Schyliłam się znowu i musnęłam taflę wody językiem. Powtórzyłam to kilka razy, aż zaspokoiłam pragnienie. Potem spojrzałam na Reeda. Patrzył w taflę wody. Zrobiłam najbardziej tępe spojrzenie na jakie mnie było stać i również wpatrywałam się w wodę. Zaczęłam robić głupie miny. Oklapnięte uszy, zez i wystawiony jęzor. Całkiem zabawne. Jedno ucho położone po sobie, drugie ustawione na sztorc, do tego rozciągnięty uśmiech przez łapy.
- Co ty wyrabiasz? - dobiegł mnie głos Reeda.
- Och - przybrałam zwykłą minę, ustawiłam uszy normalnie i opuściłam łapy. - Wygłupiam się.
Byłam dość dziecinna przy Reedzie. Usiadłam więc tak jak on i wbiłam spojrzenie przed siebie. Przybrałam poważną minę.
- A teraz co robisz? - spytał zdziwionym tonem.
- Udaję Ciebie - odparłam prawie nie poruszając pyszczkiem i nie patrząc na niego.
Westchnął. Spojrzałam na niego. Był przybity. A przecież przed chwilą świetnie się bawiliśmy.
- Eee... Reed? Czy mogę Cię o to spytać? - zaczęłam cichym tonem.
- Pytaj - rzucił.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Dlaczego jesteś taki ponury?
Spojrzał na mnie mętnym wzrokiem. Westchnął ponownie i odparł:
- Ponieważ to czasem odstrasza wilki. Ale nie takie jak ty. Jesteś uparta. I dobrze. Widzisz... jestem Wilkiem Apokalipsy.
Uszy lekko mi oklapły, ale nie dałam po sobie poznać niczego. Słyszałam o Wilkach Apokalipsy... Podobno służą bogini śmierci. Zamieniają się w nie kiedy kogoś zabiją. Aż nie chciało mi się pytać kogo zabił Reed. Nigdy bym nawet nie pomyślała, że zrobił coś podobnego.
- No, śmiało, możesz iść - powiedział Reed i odwrócił łeb. - Już wiesz kim jestem. Mordercą. Odejdź.
Usiadłam bliżej niego i powiedziałam:
- Nie mam zamiaru odchodzić.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony. - Większość się od nas odwraca, gdy dowiedzą się prawdy...
Pokręciłam łbem.
- Większość Reed, większość... ale ja nie jestem w większości. Nie odejdę, bo... chyba jesteś moim przyjacielem. A przyjaciół się nie zostawia.
Spojrzał na mnie z mieszaniną ulgi i wdzięczności. Potrząsnęłam łbem i spytałam:
- Ten no... to, idziemy gdzieś?

<Reed?>

Od Shadow cd Venus

Śmialiśmy się przez kilka minut. Głupi deszcz...
-Ale chyba przestaje podać-powiedziałem obserwując niebo. Faktycznie. Deszcz kropił coraz żadziej i wolniej, aż w końcu przestał.
-No w końcu-powiedziała wilczyca wstając.
Wyszliśmy z ukrycia i ruszyliśmy przez watahę. Po drodze spotkaliśmy Sawę. Kiedy zobaczyła nas mokrych zaczęła się śmiać.
-A wam co?
-Lekki deszczyk-powiedziałem z sarkazmem.
*Dzisiaj o północy na Wielkim Dębie*- przekazałem jej w myślach.
*Kolejne zlecenie?*
*Tak. Przekaż Reedowi.*
W odpowiedzi kiwnęła głową.
-To jak jeszcze taki deszczyk popada to nas tu zaleje-zaśmiała się, jakby nasza "rozmowa" nie miała miejsca.

Venus?

Od Reeda cd Venus

Spojrzałem na nią jakby  była nie do końca normalna.
-W berka?-zapytałem przekrzywiając głowę w bok i mróżąc jedno oko.
-Tak-powiedziała radosna wilczyca.
-A to wypada? Szczeniaki jak najbardziej, ale nam?
-Oj tam, oj tam... A czy to ważne
-W takim razie...-powiedziałem z poważną miną, a po chwili uśmiechnąłem się na tyle, co pozwalało mu rozcięcie na szczęce.-Goń mnie.
Biegaliśmy, śmiejąc się głośno jak dzieci. Już od dawana nie pozwalałem sobie na takie wyluzowanie. Od kiedy stałem się sługą pani śmierci, nie miałem powodów do radości. Z resztą, większość nas unikała. To przekleństwo, chociaż nie wszyscy się z tym zgodzą. Niektórym samotność nie przeszkadzała. Mi tak... Ale co się stało to się nie odstanie.. Życie płynie dalej, a ja już nauczyłem się z tym żyć.
Po bieganiu usiedliśmy nad rzeką.

Venus?