niedziela, 6 września 2015

Od. Tyks-Pomoc

Chodziłam sobie tu i tam. Nudziło mi się (jak zawsze). Byłam najedzona i zadowolona z tego że nie padało. (nienawidzę deszczu!) Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaczęłam nucić sobie moją ulubioną piosenkę. Jednak nie zauważyłam osuniętej płytki i pośliznęłam się. Wpadłam do rowu. Uderzyłam się dosyć mocno w głowę. Bolało jak cholera. Smutna rozglądnęłam się po kotlinie.
Wciągnęłam się na górę i poszłam dalej. Usłyszałam głos wzywający pomoc. Pobiegłam w jego kierunku. Nie daleko miejsca gdzie ja wpadłam zobaczyłam Desmonda. Zawsze miałam słabość do tego basiora...był przystojny...silny...miły...
Otrząsnęłam się. Wiedziałam że nie mam u niego szans...był kuzynem alfy a ja? Początkującą betą. Wilk skakał i wołał o pomoc. Nie zaszkodzi jak mu pomogę. Skoczyłam do niego. Wilk spojrzał na mnie.
-Nyks? -zapytał
-Czekaj nie wierć się.
Jego łapa była wykręcona pod dosyć dziwnym kątem. Wiedziałam że jest skręcona. Otaczały nas dziwne czarne kolce. Były duże i zasłaniały nam  z widoku wyjście. Dotknęłam kolec, co nie było mądre. Łapa zaczęła mi puchnąć i zrobiła się zielona. Próbowałam się teleportować, ale najdziwniejsze było to że nie dałam rady. Desmond  zakaszlał i powiedział:
-Kolce są magio-odporne. Nie można w ogóle używać magii. Próbowałem kilka razy i nic.
Kiwnęłam głową.
-Jak się tu dostałeś?
Basior westchnął:
-Skręciłem łapę i wpadłem na osuwającej się płycie. Drasnął mnie kolec i nie mogę używać magii. Próbowałem
Warknęłam na kolec co trochę dziwnie wyglądało. W oczach miałam łzy. Nie miałam nic do jedzenia, a Fragonia odleciała do krewnych. Smutna położyłam się na ziemi. Co mogłam zrobić? Nie miałam pomysłu jak wyciągnąć Desmonda i mnie. Nie miałam pomysłu. Nagle nad drzewami pojawił się orzeł. Był gigantyczny! Krzyknął parę razy i wymyśliłam coś szalonego.
-Ty! Tak do ciebie mówię! -wrzasnęłam- Ty niewyrośnięta kupo łajna!
Orzeł wrzasnął i zaczął lądować między  kolcami. Szponem próbował nas drasnąć. Desmond wiercił się i krzyczał:
-Oszalałaś?! On nas zabije!
-Wiem co robię!-powiedziałam i usunęłam się przed spadającym kolcem. Orzeł próbował nas dosięgnąć rozbijając przy tym kolce. Gdy zostało ich już niewiele. Gdy na ziemię spadł ostatni kolec, orzeł skoczył w naszą stronę. Jednak nie wiedział że za nim został ostatni kolec. Wbił się orłowi w skrzydło jak ogromna drzazga i orzeł padł martwy. Wspięłam się z Desmondem   na zieloną trawę. I całe szczęście.
Basior uśmiechną się do mnie.
-Nieźle sobie radzisz.
Zarumieniłam się. Basior odszedł w swoją stronę a ja pobiegłam do Sawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz