sobota, 29 sierpnia 2015

Nowy członek!

Zawyjmy na przywitanie Hiro!
http://pre09.deviantart.net/a9f1/th/pre/i/2014/029/d/5/gry_by_blacklightning95-d7488xt.png

Od Nyks cd Lucy

Za moimi plecami stał mój brat. Uśmiechał się niepewnie.
Przeciągnął mnie na bok:
-Po jaką cholerę się tu pokazujesz?!- wrzasnęłam
Basior uśmiechnął się:
-A trening?
Zamurowało mnie.
-TY! Ty myślisz tylko o tym treningu nie zważając na to czy w ogóle ktoś cię zobaczy!
Brat się zaśmiał.
-Ale po co mamy się ukrywać?
Wściekła wrzasnęłam:
-BO DO CHOLERY NIE CHCĘ TRENOWAĆ W CZYJEJŚ OBECNOŚCI!
Za moimi plecami dało się słyszeć krzyk Lucy:
-SMOK!
Nie zważając na brata pobiegłam w jej stronę.
Wezwałam Fragonię. Gdy dotarłam na polanę moim oczom ukazał się potężny smok.
-Czerwono-łuski -pomyślałam i wraz z bratem i Lucy ruszyliśmy do ataku

(Lucy?)

środa, 26 sierpnia 2015

Ogłoszenie

Postanowiliśmy z Reedem przyjąć Nyks i Jaśminę na okres próbny.

Od Lucy cd Nyks


Po dwóch minutach Nysk odezwała się: -Czy to coś nadal za mną stoi ? Spytała. -Tak.Odpowiedziałam.
-Możesz mi wreszcie wyjaśnić kto to?! Dodałam.
-To jest yyy.. Zaczęła.
-To jest brat.Dokończyła.
Czyj twój? Spytałam

<Nyks? Sory że takie krótkie>

wtorek, 18 sierpnia 2015

Od Dariki do kogoś

Zbliżała się północ, gdy ocknęłam się na jakiejś polanie w nieznanym mi miejscu. Przede mną rozciągał się wspaniały las. Próbowałam się podnieść, ale moją łapę przeszył ból. Spojrzałam na nią. Od łopatki, aż po łokieć widniała rana. Nie była ona głęboka, jednak mocno krwawiła. Powietrze było wilgotne, a do moich uszu docierał szum wody. Nieopodal zauważyłam strumyk wypływający z lasu. Ostrożnie podniosłam się. Głowa bolała mnie okropnie. Wojownicy z mojej byłej watahy nieźle mnie poturbowali. Powoli podeszłam do wody, napiłam się po czym delikatnie polałam ranę wodą, która szybko nabrała szkarłatnej barwy.
~ No to teraz powinno się szybko zagoić ~ pomyślałam sobie.
Byłam zmęczona, więc rozejrzałam się, aby znaleźć idealne miejsce na legowisko. Za mną rozciągały się góry w których wydrążone były jaskinie. Postanowiłam tam przenocować. Nagle usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Mimo jeszcze bolącej rany podniosłam się na cztery łapy i czekałam w ciszy gotowa na atak.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Beta II

Kochani,
Ja i Reed poszukujemy kogoś, kto pomógłby nam w blogu. Warukiem przyjęcia jest posiadanie konta na bloggerze. Wszystkich chętnych zapraszamy na PW.

Od Tyks- Smok

Podczas spaceru w lesie zauważyłam pewną niespotykaną jaskinię. Z uśmiechem na pysku podbiegłam do niej. Uwielbiałam gdy coś się dzieje i jak grom z jasnego nieba.... jaskinia. Wbiegłam do niej nie zważając na mrok. W oddali zobaczyłam światło. Światło?!
Podbiegłam. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam martwego smoka. Już nie było mi do śmiechu. Smoka bardzo trudno zabić, zresztą uwielbiałam te stworzenia. Schyliłam łep i wyciszyłam myśli. Poczekałam minute...a może dwie? Nie ważne! Odchyliłam głowę i zobaczyłam coś co znowu sprawiło że podskoczyłam z radości! Smocze jajo!!! Poruszyłam nim. Nic się nie stało... Wzięłam je ze sobą i ukryłam... nie chcecie wiedzieć gdzie... no dobra..mam duży żołądek...bez komentarza! Dy weszłam do nory zobaczyłam nieład jak zwykle. Posprzątałam trofea (róg jelenia, jad chimery itp.) ułożyłam gniazdo położyłam jajeczko i czekałam, dzień możne dwa... w końcu nie wytrzymałam...zasłoniłam jaskinie i zaczęłam wysiadywać jajo...
Minęło kilka godzin i jajo WRESZCIE zaczęło pękać. Uśmiechnęłam się i zsiadłam z jaja pękło, i wykluł się... zielono-błękitny smok.
-To smoczyca- powiedziałam i zaglądnełam ....wiecie gdzie smoczkowi.
-Hmm jak cię przemycić? JUŻ WIEM!
...
Znalazłam sposób...ukryłam smoka pod skórą antylopy...wyglądałam dziwnie...skąd to wiedziałam? Minęłam parę wilków, Venus, Lucy, Sebastiana...patrzyli na mnie... ze współczucia (czego nienawidzę!) bo pewnie myśleli że mam garba.
Poszłam do Sawy. Siedziała na drzewa i coś tam mruczała. Zobaczyła mnie i uśmiechnęła się, ale na widok garba posmutniała.
-Co ci się stało? -powiedziała i zeskoczyła z drzewa.
Zrobiłam chyba głupia minę bo Sawa się roześmiała.
Westchnęłam:
-To nie garb to smok.
Odsłoniłam mój ,,garb'' i z przerażenia aż podskoczyłam.
-GDZIE JEST SMOK!?
-Uspokój się -powiedziała Sawa- na pewno gdzieś jest.
Ale nie mogłam się uspokoić, kręciłam się i...płakałam.
-Proszę...pomóż mi.
Sawa zawyła i zwołała naradę. Pojawiły się chyba wszystkie wilki. Sawa powiedziała:
- Zaginął smok Nyks był...
-Zielono-niebieski z fioletowymi oczami, smoczyca.
-Dziękuję Nyks -powiedziała i wilki natychmiast się rozbiegły w poszukiwaniu mojego smoka.
...
Minęło kilka godzin i nic! Zero, finito! Nigdzie nie było smoka...przepraszam...smoczycy.
Smutna wróciłam do jaskini i zobaczyłam...chimerę. Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Próbowałam powiedzieć zaklęcie ale chimera trafiła mnie kwasem...fuj!
Zaczęłam wołać o pomoc ale...nic z tego czułam że przestaję ruszać łapą czy ustami. Zostałam sparaliżowana a w oczach miałam łzy. Wiedziałam że to koniec... już nawet w głowie ktoś lub coś zaczęło do mnie nawijać:
-Już lecę! Trzymaj się!
Taak głosy...GŁOSY?! To nie brzmiało jak nic zza światów. To był...mój smok.
Przyleciała do mojej jaskini ale nie jako małe smoczątko... była WIELKIM smoczątkiem.
No jasne! Smoki przecież szybko rosną! Uśmiechnęłam się widząc jak mój smok odgryza głowę chimerze. Smoczyca dotykała mnie i bardzo szybko przestał mnie piec brzuch. Odezwałam się do niej.
-Co robiłaś gdzie byłaś?
Uśmiechnęła się i odezwała się w mojej głowie.
-Pożegnać matkę.
Po kilku minutach odezwała się znowu:
-Fragonia.
-Co?
-Mam na imię Fragonia

Nowy członek!

Przywitajmy głośnym wyciem Daiki!

sobota, 15 sierpnia 2015

Od Tyks cd Lucy

Gdy się obejrzałam brata już nie było a ja siedziałam sama. Zauważyłam waderę. Niosła w pysku zwierzynę.
-Cześć.- odezwała się do mnie.
-Hej, co robisz w tej części watahy?
-Poluję a ty? Aha i co to był za wilk za tobą?
-Jjaki wwilk?
Zaczęłam udawać że nie wiem o kogo chodzi ale wilczyca się chyba domyśliła że kłamię, nie jestem dobra w tym fachu.
-No..i???-zaczęła.
W takich chwilach jak ta marzę aby zniknąć.
-Too..był...
Nagle wilczyca otworzyła szeroko oczy.
-Nnie oglądaj się...
-Co znowu.?
Stałyśmy obie w milczeniu. Już wiedziałam o co jej chodziło...za mną coś stało...

(Lucy?)

piątek, 14 sierpnia 2015

Od Lucy do kogoś

Szłam sobie przez łąkę i widziałam w oddali stado pasących się saren. -Upoluję jedną . Pomyślałam. Podkradłam się do wybranego osobnika i zaczęłam go gonić.Potem zaatakowałam i gdy już ją zabiłam to ruszyłam w stronę swojej jaskini. Zjadłam trochę , a resztę zostawiłam w środku. Potem poszłam na spacer. Po drodze spotkałam Venus. -Cześć.Powiedziałam. -Hej. Uśmiechnęła się miło. Potem spotkałam też Měinǚ i Sebastiana. Po długim spacerze poszłam do jaskini aby się zdrzemnąć. Śniło mi się , że mam męża i dzieci. -Szkoda , że to tylko sen Pomyślałam gdy się już obudziłam. Gdy wyszłam z jaskini zobaczyłam , że ktoś stoi koło drzew. -Ciekawe kto to? Pomyślałam. I poszłam to sprawdzić.


<Kto chętny popisać ? >

czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Sawy cd Yachiru

Staliśmy z Reedem obserwując wilczycę. Na pewno do normalnego zdarzenia to nie należało. No w sumie to Wilki Apokalipsy też miały różne dziwne wybuchy.
-Wszystko w porządku?
- Tak... Teraz już tak.
-No dobra to chodźmy do reszty watahy.

Yachiru?

Od Sawy cd Ravena

-Dobrze w takim razie proszę Cię drogi Ravenie o polowanie dorodnego jelenia.
-Nie ma problemu.
Obserwowałam jak polował. Był bardzo skupiony na tym co robi. Przyczajony obserwował swoją ofiarę. Kiedy upolował jelenia ułożył mi go pod łapami jak obiecał.
-Proszę bardzo.
-Zdałeś-zaśmiałam się.

Raven? Bardzo przepraszam, że dopiero teraz

wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Jaśminy cd Sebastiana

Basior szedł przede mną. Miałam ochotę uciec, ale gdy stawiałam łapę w drugą stronę… ON na mnie spoglądał. Nie mogłam. Nie potrafiłam zrozumieć, czemu tak reaguję na to głębokie spojrzenie Sebastiana…
NIE! Nie mogę tak! A co, jeśli on jest taki jak inni? Nie, nie, nie!
Xxx
W końcu doszliśmy do jaskini Alfy. Szybko załatwiłam formalności. Sebastian, który wszedł ze mną, kazał mi zaczekać przed jaskinią. Posłusznie usiadłam. Kiedy wyszedł, zdziwił się na mój widok. Pewnie myślał, że gdzieś pójdę.
- Mam cię oprowadzić po terenach watahy- westchnął.
Wstałam. Podążyłam za basiorem.
Sebastian?

piątek, 7 sierpnia 2015

Od Venus cd Shadowa

Po raz kolejny odkąd go znałam, spojrzałam na jego oczy. A potem powiedziałam:
- Och, czyli... te oczy... to właśnie ten ślad? Ten basior wydrapał Ci wtedy oczy?
Sama zdziwiłam się swoim tonem. Krył się w nim ślad niedowierzania, może nawet strachu. Basior spojrzał na mnie ze zdumieniem, widocznie również dostrzegając zmianę w moim głosie. Potrząsnęłam łbem i kontynuowałam:
- Nie rozumiem. A rzadko się zdarza, że czegoś nie rozumiem. Dlaczego? - podniosłam wzrok na Shadowa i znów pokręciłam łbem. - Dlaczego Deth pozwala na to, abyście cały czas cierpieli swoje rany?
- Jak to: dlaczego? - zdziwił się Shadow. - To bogini śmierci! Ona to ustaliła. To, że mamy wiecznie odczuwać ból, dzięki któremu staliśmy się jej sługami. Ona tak chce! Venus, to tak samo jak z Monad i Wilkami Natury. Monad oczekuje od was stałego poświęcenia naturze, prawda?
- To nie ma żadnego znaczenia, ale owszem - powiedziałam, patrząc na niego ostro.
- Tak samo Deth oczekuje, że będziemy pamiętać. Na zawsze. Rozumiesz? - przechylił łeb zupełnie jak szczenię, i z trudem powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
- Ale skoro Was to boli, to czemu ona na to pozwala? - wypaliłam tonem świadczącym o tym, że jest to ostatni argument jaki miałam w zanadrzu.
- Bo to bogini śmierci, co wiąże się z bólem. Ona to ustaliła, a nam to nie przeszkadza - rzekł tonem kończącym dyskusję. - Możemy zmienić temat?
Spojrzałam na niego z mieszaniną złości i żalu na pysku. Kiwnęłam niechętnie głową, ale nie odzywałam się więcej.
- To dobrze - odetchnął lekko. - Więc o czym pogadamy?
Odwróciłam łeb w jego stronę i spytałam nagle, zupełnie jakbym sobie coś przypomniała:
- Deth chce, żebyście eliminowali zagrożenie ze strony watah lub wilków, prawda?
- Taak... - przeciągnął słowo, patrząc na mnie dość podejrzliwie. - A co?
- Och, bo tak sobie pomyślałam, dlaczego Roy nie zginął z łapy któregoś z Was.
- Jaki Roy? - uniósł brwi, a po chwili zrobił minę, która mówiła, że coś nagle zrozumiał. - Ach... ten kretyn, który próbował cię zabić?
- Tak, to ten kretyn. Skoro otrzymujecie rozkazy eliminowania, dlaczego Roy przeżył po zabiciu mojej rodzinnej watahy?
- Może błąd? A może Deth chciała go obserwować? A może... - zniżył trochę głos - chodziło o to, żebyś ty go zabiła?
Wytrzeszczyłam na niego oczy, uniosłam brwi i wydałam z siebie odgłos, który dziwnie mieszał się pomiędzy prychnięciem, a jękiem. A potem powiedziałam trochę niepewnym głosem:
- Nie mogło chodzić o to. Wilków Apokalipsy zawsze jest dziewięć, sam tak mówiłeś. Nie mogę być kolejnym.
Shadow zamyślił się i po chwili namysłu oznajmił:
- Masz rację. To nie o Wilki Apokalipsy chodziło. Ale jestem pewny, że Deth chciała, abyś to ty go zabiła. Innego wyjaśnienia nie ma.
Zmrużyłam oczy. Zaczęłam rozważać wszelkie inne warianty. Nie. Z każdą nową myślą wiązała się kolejna niedorzeczność. Za każdym razem coś nie pasowało. Czyżby Deth naprawdę chodziło o to? Potrząsnęłam łbem, mrugnęłam szybko kilka razy i powiedziałam cicho:
- Może i tak.
Shadow spojrzał na mnie i uśmiechnął się pocieszająco. A potem poklepał mnie delikatnie po plecach i rzekł:
- Nie przejmuj się. Kto tam wie, co siedzi bogom w głowach? Zabiłaś go, ale nie powinnaś żałować. Chciałbym zauważyć, że wymordował ci rodzinę.
Doceniałam tą dziwną formę pocieszenia. Pociągnęłam nosem, spojrzałam na niego z wdzięcznością i powiedziałam:
- Dziękuję Ci, Shadow. Naprawdę dziękuję.
- Co ty, w ogóle nie ma za co - odparł przyjaźnie. - No dobra. Teraz już musimy zmienić temat.
Schyliłam lekko łeb, uśmiechnęłam się, a potem odrzekłam:
- Masz rację. Musimy.
<Shadow?>

Od Venus cd Reeda

Kiedy wkroczyliśmy pomiędzy tańczące wilki, poczułam w końcu prawdziwe szczęście. Muszę oczywiście pogadać z Shadowem, ale to później. Teraz byłam chyba najszczęśliwszym wilkiem na świecie. Razem z Reedem zaczęliśmy tańczyć tak jak inni, w rytm muzyki. Po chwili na scenę weszła Lyra i zaśpiewała. Nie wiedziałam, że umie tak ładnie śpiewać. Uśmiechnęłam się sama do siebie. A potem spojrzałam na Reeda. Bawił się w najlepsze. Nagle strasznie zachciało mi się śpiewać. Zarezerwowałam sobie miejsce i kiedy Lyra skończyła śpiewać, ja weszłam ponowie na scenę. Zobaczyłam Reeda przepychającego się przez, tłum, aby stanąć bliżej sceny. Tym razem nie zastanawiałam się co zaśpiewać. Wiedziałam to. Kiedy wszyscy umilkli, zaczęłam śpiewać razem z muzyką:

https://www.youtube.com/watch?v=AQKk1nkDa8U

Kiedy skończyłam rozbrzmiały oklaski. Dostrzegłam Reeda klaszczącego razem z innymi. Nie mogłam uwierzyć w to co mi powiedział. Zeszłam jednak ze sceny i podeszłam do niego z uśmiechem na pyszczku.
- To co? Czekamy do końca, czy idziemy? - spytałam.
- Nie wiem. Jest chyba troszkę za głośno - krzyknął Reed, usiłując przekrzyczeć muzykę.
- Racja! Idziemy?
- Tak!
Oddaliliśmy się trochę dalej i usiedliśmy na skraju lasu, obserwując odległą, kolorową scenę i słuchając dudnienia muzyki. Po kilku minutach ciszy, powiedziałam:
- Dzień pełen wrażeń, co?
- Oj, taak... - odrzekł z uśmiechem. - Pełen.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Ja teraz też zadam Ci pytanie z czystej ciekawości - wypaliłam nagle. - Dlaczego Ty się we mnie zakochałeś?
Westchnął głęboko, patrząc na rozgwieżdżone niebo.

<Reed? Wena mi się zgubiła XD>

Od Reeda cd Venus

-Zdecydowanie ci się udało.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy.
-Proponuję, abyśmy wrócili do reszty, bo niekórzy mają wybujałą wyobraźnię.
Zaśmiała się i ruszyliśmy w kierunku watahy. Impreza trawała w najlepsze. Wszyscy dobrze się bawili.
-Czyżby w końcu się ktoś przyznał do swoich uczuć?-odezwał się głos nad nami.
Spojrzeliśmy w górę. Na drzewie nad nami siedział Shadow z uśmiechem na pysku.
-Skąd wiesz?-powiedziałem z sarkazmem, a on w odpowiedzi zaśmiał się.
-Oj Venus, możesz tego pożałować kiedyś, że się w nim zakochałaś. Żartuję oczywiście. Życzę wam jak najlepiej. Miłość trzeba pielęgnować... Pamiętajcie o tym-powiedział przeciągając się i przechodząc dalej po gałęziach. Wyczułem, że myślał o swojej dawnej partnerce.
-Ziemia go w łapy paży, czy jak?
Ruszyliśmy dalej.
-O co mu chodziło?
-Jego partnerka go zostawiła i teraz ma dziwny zwyczaj pilnowania miłości innych.
W końcu wyszliśmy do bawiących się wilków.

Venus? Wena mi się spaliła xD

Od Venus cd Reeda

W pierwszej chwili lekko mnie zatkało. Myślałam, że się przesłyszałam. Patrzyłam na Reeda z niedowierzaniem. Ale on chyba mówił poważnie. Powoli uśmiech rozjaśniał mi pyszczek. Podeszłam bliżej Reeda i wyszeptałam:
- Reed... ja też Cię kocham.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie, a potem ruszyłam dalej brzegiem morza. Szłam cicho, zostawiając ślady łap na piachu. Po chwili Reed zrównał się ze mną. Szliśmy w milczeniu, delektując się odgłosem naszych kroków na mokrym piachu, pluskiem morza oraz delikatnym szumem wiatru. Taak... tu było pięknie. Spojrzałam na horyzont. Słońce już dawno zniknęło, ale nadal jaśniała tam różowa plama. Małe fale tworzyły się na morzu, burząc jego gładką niczym lustro powierzchnię. Po chwili usłyszałam pytanie Reeda:
- Ven... mogę Cię o coś spytać?
- No jasne - spojrzałam na niego; w moich oczach odbiło się gwieździste niebo.
- Ja chciałbym wiedzieć... tak z czystej ciekawości... czemu się we mnie zakochałaś?
Westchnęłam głęboko morskim, rześkim powietrzem.
- Nie wiem, Reed. Miłość czasem jest różna. Ale pamiętaj: najważniejsze to, to, aby była odwzajemniona - dodałam rzeczowym tonem. - Widziałam, że jesteś samotny, że ta samotność Ci dokucza. Chciałam, abyś był szczęśliwy, Reed. I co? Chyba mi się udało, co?
Uśmiechnął się do mnie i już otworzył pyszczek aby coś dodać, ale po chwili go zamknął. Podeszłam bliżej niego i wtuliłam się w jego sierść na boku.

<Reed?>

czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Reeda cd Venus

Jakoś nie wierzyłem, że był to czysty przypadek, a po szybkim spojrzeniu na Sawę i Shadowa oraz ich wszystko mówiące uśmiechy, byłem pewny, że to nie był przypadek. No, ale skoro zadali sobie tyle trudu... może to dobry moment.
-Venus... przejdziemy się?-zapytałem, kiedy schodziliśmy ze "sceny".
-Dobra.
Ruszyliśmy w kierunku plaży. O tej porze było tam naprawdę pięknie. Szliśmy obok siebie, a ja zbierałem się w sobie, aby jej to powiedział. W końcu zebrałem się w sobie.
-Van?
-Tak?
-Muszę ci coś powiedzieć...
Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:
-Venus, chciałem cię unikać, ale słabo mi to wyszło. Wiesz dlaczego? Ponieważ nie potrafiłem odsunąć się od Ciebie, bo... Wbrew sobie... Zakochałem się w tobie.. Na początku nie byłem tego pewny, ale teraz jestem. Kocham Cię Venus.

Ven?

Od Venus cd Reeda

Przechyliłam łeb na bok, zupełnie jak zaciekawione szczenię.
- Masz rację. W każdym wypadku zdarzają się wyjątki - przyznałam, obdarzając go badawczym spojrzeniem.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, odchrząknął i powiedział:
- To może się gdzieś przejdziemy?
- Taak... sądzę, że to dobry pomysł - odparłam, nadal przyglądając mu się bacznie.
Ruszyliśmy przez łąkę. Kwiaty powoli rozwijały swoje płatki, usiłując złapać choć odrobinę słońca, które teraz przygrzewało mocno. Jego promienie zaigrały w mojej sierści. Uniosłam łeb w stronę nieba, zamykając oczy i uśmiechając się lekko. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że Reed na mnie patrzy. Chrząknęłam lekko zmieszana, a potem Reed powiedział:
- Słyszałaś, że dzisiaj o ósmej jest dyskoteka na polanie?
- Tak. Słyszałam - odparłam powoli, nie patrząc na niego.
- To... tak sobie pomyślałem, że może pójdziemy razem? Jako przyjaciele - dodał szybko.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- No jasne, że pójdziemy - zgodziłam się.
*wieczorem*
O za pięć ósma, czekałam na Reeda na skraju lasu. Wilki z watahy już mnie szły w kierunku sceny rozświetlonej kolorowymi lampami. Zobaczyłam Shadowa, który uśmiechnął się do mnie. Potem nadeszła Lyra w towarzystwie Galaxy'ego. Po chwili usłyszałam głos zza pleców:
- Ven?
Odwróciłam się. Stał za mną Reed, z nieco bladym uśmiechem na pyszczku.
- Wow... wyglądasz świetnie - powiedział.
- Eee, tam, to tylko ten kwiatek - odparłam zmieszana, rumieniąc się lekko.
Faktycznie, jedyne co poprawiłam to, to, że wpięłam wielki, fioletowy kwiat za ucho, a wyjęłam zwykle noszone przeze mnie pióra. Uśmiechnęłam się do Reeda i razem ruszyliśmy w stronę sceny. Już po kilku minutach usłyszeliśmy dźwięki muzyki. Przyspieszyliśmy kroku i weszliśmy w grono wilków akurat wtedy, gdy Sawa przemawiała ze sceny:
- A teraz, na chybił trafił, wybiorę parę, która zaśpiewa na scenie!
Zamknęła oczy, obróciła się kilka razy wokół własnej osi, zatrzymała się celując łapą w tłum wilków i otworzyła oczy.
- Wygląda na to - powiedziała radośnie - że teraz powitamy na scenie Venus i Reeda!
Spojrzałam na Reeda lekko zdziwiona, on odwzajemnił to samo spojrzenie. Po chwili jednak uśmiechnęłam się i, ciągnąc za sobą Reeda, w podskokach ruszyłam do sceny. Kiedy stanęliśmy na rozświetlonym parkiecie, zamyśliłam się. Co zaśpiewać? Nagle odpowiedź nawinęła się sama. Otworzyłam pyszczek i słowa wypłynęły ze mnie płynnie, na razie bez muzyki, ale z rytmem:
- Just gonna stand there and watch me burn...
Zerknęłam na Reeda, aby obejrzeć jego reakcję. Załapał szybko o jaką piosenkę mi chodzi. Muzyka rozbrzmiała, a po chwili oboje zaczęliśmy śpiewać w zgodnym duecie, przy okazji lekko podrygując:

https://www.youtube.com/watch?v=IqqhRShTSyw

Kiedy piosenka dobiegła końca, ze zdziwieniem spostrzegłam, że stoję tuż przy Reedzie i patrzę mu w oczy. Widocznie tańcząc zbliżyliśmy się do siebie na scenie. Przez chwilę panowała głucha cisza, a potem rozległy się oklaski. Spuściłam wzrok z oczu basiora i uśmiechnęłam się zakłopotana. Opuściłam uszy, ale nadal stałam na scenie, czekając na to, co powie, lub zrobi Reed.

<Reed? Ale się działo ^^>

środa, 5 sierpnia 2015

Od Reeda cd Venus

Ruszyliśmy w kierunku łąki, gdzie zawsze było dużo zwierzyny. Szliśmy po drodze wymieniając jakieś uwagi i mijając członków watahy. Sawa rozmawiała z Mei, Sebastian wędrujący w głąb lasu. Des uwalony na gałęzi drzewa. Kiedy mijaliśmy wielki dąb, mógłbym przysiądz, że widziałem długi, biały ogon znikający między gałęziami. Chyba muszę znaleźć mu zajęcie.
"Życzę powodzenia" odezwał się złośliwy głosik, podsyłając mi scenę z mojego snu. Wyglądało to na przyszłość, w którą bym za nic nie uwierzył. No bo taka wilczyca i ktoś taki jak ja... Ven zasługiwała na kogoś lepszego niż Wilk Apokalipsy. Chyba się w niej zako... Zablokowałem tą myśl. Nie mogę bezpiecznie nawet myśleć...
Trafiliśmy na trop jakegoś jelenia. Stał po środku jedząc spokojnie trawę. Przyczailiśmy się,          namierzyliśmy i wyskoczyliśmy. Jeleń rzucił się do ucieczki. Dogoniliśmy go i wyczuwając odpowiedni moment skoczyliśmy, podgryzając mu gardło. Zwierze zaryczało, przewracając się. Posililiśmy się, a Venus oddała hołd bogini natury. Przyglądałem jej się. Wyglądała bardzo pięknie... Wróć..
-W tak zawsze?-zapytałem z uśmiechem.
-Tak, a wy Death nie oddajecie hołdu?
-Od tego mamy Shadowa... My nie mamy za co dziękować. Odebrała nam możliwość normalnego życia...
-Dlaczego tak uważasz?
-Z doświadczenia... Żadna miłość długo nie wytrzymywała. Nie mówię, że wszystkie-dodałem szybko- zawsze są wyjątki.

Venus?

Od Venus cd Reeda

Zasnęłam bardzo szybko. Po chwili w mojej głowie zmaterializował się sen. Kolorowa mgła oplatała jego krawędzie, nadając obrazowi tajemniczość. Stałam na środku wielkiej polany. Słońce mocno przygrzewało, nie było wiatru. I nagle zobaczyłam, że ktoś biegnie w moim kierunku. Jego postać powiększała się coraz bardziej. Dostrzegłam szarą sierść i żółte oczy, a potem zapadła ciemność.
Obudziłam się natychmiast. Było jeszcze dość ciemno, tylko na wschodzie pojawiła się nikła plama słońca tuż nad horyzontem. Odetchnęłam świeżym, leśnym powietrzem. To był tylko sen. Rozejrzałam się dookoła. Drzewa szumiały pod wpływem lekkiego wiatru, w ich koronach skakały wesoło wiewiórki. Wstałam i otrzepałam się z opadłych liści. Zeskoczyłam zwinnie z drzewa i ruszyłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Czułam, że tylko robienie czegoś pozwoli mi wyrzucić ten sen z pamięci. Po kilku minutach wyszłam na polanę watahy. Nie było na niej nikogo, było za wcześnie. Usiadłam w cieniu wielkiego klonu i wpatrzyłam w horyzont. I po chwili znów pomyślałam o Reedzie. Co robił w moim śnie? Czy ja już naprawdę oszalałam? Przyjmij do wiadomości, odezwał się chytry głosik w mojej głowie, że się w nim... Nie. Nie pozwoliłam dokończyć mu tej myśli. To niemożliwe, żebym się w Reedzie... no właśnie to. Poza tym, nawet nie wiem co on czuje do mnie. Potrząsnęłam łbem, kończąc te całe moje żałosne rozmyślania. Oślepiła mnie jasnego, białego słońca, które wreszcie wstało i mogło się w pełni nacieszyć widokiem naszej ziemi. Zawróciłam więc do lasu. Z każdą chwilą słońce wędrowało coraz wyżej i wyżej, więc drzewa powoli jaśniały. Po chwili jednak spomiędzy pni dwóch starych dębów, wyłoniła się postać Reeda. Zatrzymałam się w pół kroku. A potem powiedziałam:
- Cześć, Reed. Też nie mogłeś zasnąć?
- Nie, widzisz, miałem dziwny sen - odparł basior, ziewając. - A ty?
- Ja tak samo. To co? Może skoro już oboje nie śpimy, to gdzieś pójdziemy? Na polowanie, na przykład?
- Dobra myśl, jestem strasznie głodny.

<Reed?>

wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Reeda cd Venus

Szedłem do jaskini... Pierwszy raz od tylu lat powiedziałem komuś o tym co się stało. I to bez żadnego ale...
-Dziwne co?-usłyszałem z tyłu.
-Nie nudzi ci się to, Shadow?
-Co?
-Siedzenie w mojej głowie.
-Nie, nie nudzi mi się, tam jest bardzo ciekawie, a jaka tam przestrzeń-zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne...
-Idzie ci coraz lepiej. Udało zatrzymać ci się Pokutne Spojrzenie. Ostatnim razem musiałem interweniować.
-Jak widzisz teraz nie musiałeś.
Szedłem dalej przed siebie, ignorując go. Usiadłem przed swoją jaskinią i rozmyślałem. Zastanawiałem się nad dzisiejszym dniem. Nie wiele brakowało, aby doszło do tragedii. Tego się obawiałem... Że właśnie do tego dojdzie. Nikogo nie chciałem skrzywdzić, a w szczególności Ven. Miałem być obojętny na wszystkich, ale nie potrafiłem tak. Czy możliwe, że ja się w Ven... Nieeeee.... Leżałem przed jaskinią, w końcu kłócąc się sam ze sobą.

Ven?

Od Venus cd Reeda

- A kiedy z Wami jest coś nie tak? - zapytałam, przechylając łeb na bok.
- Kiedy odczuwamy inne emocje niż złość i inne takie negatywne... - powiedział tonem kończącym dyskusję.
Kiwnęłam tylko głową i dalej szliśmy w milczeniu. Kiedy zatrzymaliśmy się w lesie watahy, stanęłam naprzeciw Reeda i powiedziałam:
- Tu musimy się rozdzielić.
- Racja, muszę wracać do jaskini.
- A ja muszę wreszcie zrobić obchód lasu.
Staliśmy jeszcze kilka sekund w kłopotliwej ciszy, potem spojrzeliśmy sobie przez chwilę oczy, wymieniliśmy uśmiechy i ruszyliśmy w przeciwne strony. Wolnym krokiem zaczęłam chodzić pośród drzew, słuchając szumu wiatru w ich liściach. Gałązki łamały się pod moimi krokami, spokojne oddechy zlewały się z wiatrem. Znalazłam jakieś wysokie drzewo i wspięłam się na nie. Zrobiłam sobie posłanie z mchu i liści na szerokim pniu, z którego odchodziły gałęzie i ułożyłam się w nim. Pomyślałam o Reedzie, o naszej przyjaźni... a potem nagle przypomniałam sobie ból, które nadało mi Pokutne Spojrzenie. Moje myśli pogalopowały po torze wspomnień o matce, ojcu i watasze, o Royu i Erice... i znowu przypomniał mi się Reed i ja, kiedy wchodziliśmy na ta górę, kiedy mówiłam mu swoją historię... a potem ten smok z bolącym zębem... kolejna myśl o berku, kiedy bawiłam się z Reedem... wszystkie te myśli były jakoś z nim powiązane. Czyżbym się w nim... ale tej myśli nie zdążyłam do końca uformować, bo zmorzył mnie sen.

<Reed?>

Od Reeda cd Venus

-Tak, pamiętam... Nic ci nie jest?
-Nie, wszystko w porządku-powiedziała wadera.
-Kiedy przez przypadek spojrzałem tak na Sawę, była nie przytomna przez tydzień... Przepraszam Cię jeszcze raz. Sam nie wiem dlaczego tak na ciebie naskoczyłem... Może to przez to, że tylko tak jakoś udawało mi się funkcjonować w moim otoczeniu.
Ruszyliśmy w kierunku watahy. Po drodze minęliśmy Shadowa, który patrzył na mnie uważnie.
"Idzie Ci coraz lepiej"-odezwał się złośliwiec w mojej głowie.
Prychnąłem na niego, a Venus spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Shadow się podśmiewuje, jak zwykle z resztą.
-Co?
-Jak dowódca Wilków Apokalipsy, odczuwa jeśli coś jest nie tak z kimś z nas i odbiera nasze emocje.

Venus?

Od Venus cd Reeda

Pokręciłam łbem, patrząc w ziemię. Gdy Reed skończył, poczułam głębokie współczucie. A potem przemówiłam do swoich łap:
- Boisz się, że sytuacja może się powtórzyć?
Nie usłyszałam odpowiedzi, tylko ciche mruknięcie. Westchnęłam, spojrzałam na niego krótko, a potem znowu wpatrzyłam się w ziemię. Milczeliśmy, cisza zdawała mi się nas dobijać. A potem spytałam bardzo cicho:
- Dlaczego nie możesz tego zostawić za sobą? Reed... spójrz na to tak. Masz rodzinę, watahę, przyjaciół... rozumiem, że bardzo Ci ciężko... strasznie Ci współczuję - przytuliłam go po przyjacielsku. - Tak samo czułam się po stracie matki - uśmiechnęłam się do niego ponuro, a moich oczach zaczaił się głęboki smutek. - Ale ja to zostawiłam za sobą. Teraz mam nową watahę, przyjaciół i... i Ciebie, Reed...
Spojrzałam na niego nieśmiało, ale i z nadzieją, że się odezwie. Po chwili faktycznie się odezwał, ale tak jadowicie, że wolałabym tego nigdy nie usłyszeć:
- Jesteś dziecinna. Ty nie rozumiesz jak to jest być traktowanym jak pasożyt! To nie ty mordujesz! To nie ciebie wszyscy unikają!
- Ale przecież... - zaczęłam.
- Zamilknij w końcu! Nie rozumiesz jaki to ból, nosić łańcuchy w pokucie za swoje zbrodnie! - spojrzał mi w oczy.
Jego spojrzenie trwało pięć sekund. Poczułam nagły ból, skręciłam się i upadłam na ziemię. Zaskowytałam z bólu, a po chwili poczułam jak moje własne, niewidzialne pazury łapią mnie, a potem jak moje niewidoczne kły zaciskają się na mojej szyi. Poczułam pierwsze ciepłe strużki krwi na szyi. Zabrakło mi już prawie powietrza, gdy nagle ból ustał. Moja szyja zrosła się, krew zniknęła. Niewidzialne pazury i kły przestały mnie kaleczyć. A więc to takiego bólu doznał Roy... spojrzałam ze strachem na Reeda. W jego żółtych oczach kryła się wściekłość i poirytowanie. Milczeliśmy, wpatrując się w siebie. Po chwili złość ustępowała z oczu basiora, a na jego pysku malowało się lekkie przerażenie. A potem powiedział:
-Strasznie przepraszam Ven... widzisz już jaki jestem? Ech, zresztą szkoda gadać.
Spojrzałam na niego, a potem, ku swojemu i jego zdziwieniu, przytuliłam go. Kiedy się od niego oderwałam, zanim zdążył się odezwać, ja to zrobiłam:
- Reed, to, że jesteś trochę wybuchowy, w niczym mi nie przeszkadza. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz?
Uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że go nie przekonałam, ale ja naprawdę nie miałam mu niczego za złe. Owszem, bolało to jego Pokutne Spojrzenie, ale przecież on mówił, że nie zawsze nad tym panuje.

<Reed? Tak łatwo mnie nie zniechęcisz ^^>

Od Reeda cd Venus

-Powiem Ci... chociaż nie lubię o tym mówić-powiedziałem patrząc przed siebie.- W mojej pierwszej watasze od dziecka przyjaźniłem się z pewną wilczycą imieniem Aqer i jej bratem Nuką. W naszej watasze był obowiązek, że jeśli kogoś wyzwałeś na pojedynek z dobrymi podctawami, to była to walka na śmierć... Półtora roku temu wędrowałem po terenach mojej watahy i jak to z moim szczęściem bywa znalazłem się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.... Usłyszałem krzyk, więc pobiegłem tam jak najprędzej. Zastałem tam Aqer z przegryzionym gardłem. Kiedy przybyła tam reszta watahy, było dla nich wszystko jasne, a Nuka wyzwał mnie na pojedynek. Wtedy to stałem się Wilkiem Apokalipsy. Byłem zmuszony zabić swojego przyjaciela w obronie własnej, a następnie uciekłem... Jak tchurz... Potem zacząłem poszukiwać mordercy Aqer. Byłem jak w transie... Jak później wyjaśnił Shadow, zazwyczaj tak jest, że wilki ogarnia szaleństwo trawające nawet kilka lat. W końcu znalazłem tego wilka i... zabiłem go poraz pierwszy urzywając mocy Wilka Apokalipsy, czyli jak to Shadow nazywa, Pokutnego Spojrzenia. Ciężko nad tym zapanować, dlatego nie chcę nikomu patrzeć w oczy, dłużej niż dwie sekundy. Później znalazł mnie Shadow, który wszystko wyjaśnił.
Odwróciłem głowę w stronę Ven, która siedziała słuchając uważnie.

Venus?

Od Sebastiana- Pegaz

Przechadzałem się między drzewami w powietrzu wyczuwało się głównie zapach lasu i ściółki ,jednak gdyby się w czuć można będzie rozpoznać inne drobniejsze zapachy jak zająca lub wiewiórki ,które się ukrywają ...tylko przed czym? Sam nie wiedziałem. Wędrowałem przed siebie nie mając żadnego celu ,ponieważ czasami sama podróż jest ważniejsza od celu podróży . Gdy poczułem zimny przenikliwy wiatr spojrzałem w górę ,przez korony drzew nie widać było dobrze nieba ,jednak przez prześwity miedzy liśćmi ujrzałem ciemno szare burzowe chmury. Trzeba będzie wracać do jaskini jednak coś powiedziało mi bym jeszcze bardziej zagłębił się w lesie ,zamierzałem posłuchać intuicji ,więc uczyniłem to co usłyszałem. Po paru metrach, przyleciał do mnie mały elf. Wzrostem nie przekraczał 10 centymetrów. Drobne dziewczęce ciałko kontrastowało z wielkimi motyli skrzydłami koloru zieleni . Blond włosy spięte w kucyk ,szpiczaste uszy i mleczna cera to tylko ogólny opis ,ponieważ nie da się opisać słowami piękna tej małej istotki. Ubrana była w sukienkę z płatków róży na malutkich nóżkach nie miała żadnej ochrony. Patrzyła na mnie wielkimi błękitnymi oczętami. Mówiła coś jednak nie potrafiłem zrozumieć jej języka ,który przypominał szelest liści na wietrze. Chwyciła mnie za ucho i próbowała pociągnąć w tylko sobie znanym kierunku. Westchnąłem ,chyba nie da mi spokoju dokupi z nią nie pójdę ,tak też uczyniłem . Po dłuższej chwili przedzierania się przez gęste chwasty ,udało mi się dotrzeć na łąkę porośniętą nie zliczoną ilością kwiatów. Wśród nich widziałem wiele wróżek które patrzyły ze smutkiem na olbrzymie drzewo po środku polany. Gdy spojrzałem w tamto miejsce ujrzałem pegaza. Jego czarna lśniąca sierść kontrastowała z kolorami łąki. Potargana i biała grzywa w niektórych miejscach była przypalona. Piór w niektórych miejscach na skrzydłach w ogóle nie było . Ogólnie ujmując pegaz był bardzo w złym stanie ,ktoś musiał go bić ponieważ gdzie nie gdzie z nie zamkniętych ran ciekła jego szkarłatna krew . Podbiegłem szybko do biednego konia jednak nadepnąłem na coś metalowego które z trzaskiem chrupnęło ,spojrzałem szybko pod łapę był to jakiś mechanizm. Zanim się zorientowałem znajdowałem się w metalowej klatce. Gdy próbowałem się wydostać jacyś ludzie podeszli do pegaza i odwiązali łańcuchy od drzewa jednak zwierzak nie mógł uciec ponieważ prawic cały był pokryty różnymi sznurkami i metalowymi linkami. Przyjrzeli mi się uwarzenie po czym jeden z nich powiedział ze śmiechem:
-Widzisz to John ,cholerny bohater się znalazł ,jednak widać po nim ,że nie wiele by zdziałał .Żeby tak się łatwo złapać- Na co drugi odpowiedział:
-Może nazwiemy go Słabeusz ? Dzięki temu zyskamy jakieś 50 000 dolarów ,gdybyś wilczku zajmował się swoimi sprawami nie doszło by do tego - Przez ich głosy przypomniał mi się tamten felerny dzień gdy pokonały mnie demony ,poczułem znów tą samą złość ,gniew i frustracje. Gdy się zorientowałem byłem przemieniony w demona. Spojrzałem na facetów ,którzy wyglądali na nieźle wystraszonych, by wybić im na zawsze z głów kłusownictwo użyłem swojej mocy by wygiąć kraty z klatki ,które złamały się niczym zapałki .Gdy znalazłem się koło leżących mężczyzn zmieniłem się w człowieka by mnie zrozumieli ,po czym odchrząknąłem i powiedziałem chłodno:
-Jeśli jeszcze raz was tu zobaczę nie skończy się tylko na złamanej klatce .Zrozumiano!- Oboje niemrawo pokiwali głowami dlatego złapałem resztę klatki i zgniotłem ją w dłoniach w średniej wielkości kulkę i zapytałem :
-ZROZUMIANO !?
-Oczywiście ,oczywiście. Nie rób nam krzywdy. Prosiiimyyy-
-Wynocha!- Oboje wstali z ziemi i pobiegli przed siebie potykając się i krzycząc:
-Dziwolągu ...Pożałujesz tego ,jeszcze nam za to zapłacisz- Jednak nie słuchałem ich bardziej przejmowałem się losem skrzydlatego konia .Ruszyłem w kierunku przestraszonego pegaza, musiał bać się ludzi ....Nie dziwie mu .Zdjąłem z niego wszystkie łańcuchy ,które z brzękiem opadły na ziemie. Zwierzak popatrzył nas mnie jakby chciał powiedzieć ,,Dziękuje ci” po czym rozprostował skrzydła i parę razy nimi poruszając wystartował . Po chwili całkiem zniknął mi z pola widzenia. W tej właśnie chwili zaczął padać deszcz ,szybko zmieniłem swoja postać i gdy miałem wybiec z polany poczułem ,że przestało padać ,zdezorientowany spojrzałem na niebo . Dalej padało ale deszcz wokół mnie spływał po niewidzialnym polu. Obejrzałem się wokół ,po czym mój wzrok wylądował na tej samej wróżce która mnie tu przyprowadziła trzymała coś w swoich malutkich rączkach. Był to srebrny naszyjnik z czerwonym kamieniem ,przypominający skrzydło motyla ,po chwili wróżka założyła mi go na szyi . Uśmiechnięta popatrzyła mi w oczy po czym powiedziała:
-Dziękuje ci ,że ocaliłeś naszą łąkę i pegaza ,w zamian mam dla ciebie ten naszyjnik ,który pozwoli ci nas zrozumieć. Ochroni cię też przed niesprzyjającą pogodą –Gdy skończyła uścisnęła czubek mojego nosa i poleciała w gęstwiny. Uśmiechnięty ruszyłem w stronę swojej jaskini.

Od Venus cd Reeda

- Nie boję się o siebie - powiedziałam.
- Jak to? - zdziwił się.
- Reed - spojrzałam mu w oczy - wierzę, że mnie nie skrzywdzisz. I chociaż jesteś innego zdania, nie mam nic przeciwko Twojej rasie i Tobie.
Odwrócił wzrok, patrząc w dal ponad moim ramieniem. A potem westchnął i spojrzał na mnie. Gdy przemówił, głos mu lekko drżał, ale był cichy:
- Nie rozumiem twojego uporu.
- Nikt go nie rozumie, nawet ja - starałam się go trochę rozbawić.
Zero efektu. Patrzył na mnie lekko przybity, ale nie odzywał się. Usiadłam na ziemi, patrząc na niego z lekkim zrezygnowaniem. Dlaczego jest taki smutny?
- Reed? - zaczęłam niepewnie.
Uszy mu lekko drgnęły na dźwięk jego imienia, ale nie zdradził w żaden inny sposób, że mnie słucha.
- Mógłbyś mi opowiedzieć... jak, no wiesz... jak stałeś się Wilkiem Apokalipsy? Jeśli nie chcesz to nie mów, oczywiście - dodałam pospiesznie.
Spojrzał na mnie. Dostrzegłam w jego żółtych oczach głęboki żal. A potem wziął głęboki, spokojny oddech i powiedział:
- ...

<Reed?>

Od Tyks

Postanowiłam odetchnąć świerzym powietrzem...i... no tak... żadko się do tego przyznaję ale mi się nudziło! Gdy przechodziłam przez rzekę zobaczyłam w niej ...brata. To nic dziwnego on jest wilkiem rzek i piorónów. Wstał.
-Co tam?
-Nic tam a u cb?
-Eee..tam mogło być gorzej
Nagle coś się poruszyło


(Ktoś?)

Beta II

Trochę słabo ostatnio jesteśmy z czasem, więc ogłaszamy konkurs na Betę II ! Osoba, która zostanie taką betą, będzie miała swoje obowiązki i przywileje.

Wymagania na Betę II:
-Chęć pomocy i dalszego rozwoju watahy
-Aktywność zarówno na blogu jak i na howrse
-Konto na bloggerze.

Konkurs składa się z trzech etapów:
-Etap I-Pomysł- każdy z uczestników daje pomysły jak ulepszyć watahę i promować ją.
-Etap II- Młody Wilk- opowiadanie. Idąc przez las spotykacie małego, przerażonego wilczka.
Pytania:
-Jak wyglądał?
-Co go przestraszyło?
-Gdzie byli jego opiekunowie?
-Co robił na naszych teenach?
Ilość słówa: 600
-Etap III- Finał- opisujecie wyprawę. Po środku Smoczej Krainy do której się wybraliście, stoi wielki zamek.
Pytania:
-Jak przeszliście przez ziemię złych smoków?
-Czy odnieśliście rany?
-Jak wyglądał zamek ?
-Kogo tam spotkaliście?
Ilość słów: 1000

Pierwszy etap już 11.08.2015r.

Poza tym reszta ogłoszeń.
Już w tym miesiącu odbędzie się pierwszy Sunrun!

Od Venus- Pomoc

Tak jak zwykle w południe, szłam sobie spokojnie przez polanę. Trawa szumiała przyjemnie. Wszyscy członkowie watahy leżeli na polanie wylegując się w słońcu i odpoczywając po polowaniu i posiłku. Uśmiechnęłam się więc promiennie do Reeda i Shadowa, którzy znowu się kłócili. Potem machnęłam łapką Lyrze, siedzącą w cieniu wielkiego dębu. Potem uniosłam łeb i szczeknęłam radośnie w kierunku Měinǚ, która szeptała coś do rośliny. Potem minęłam Sawę, uśmiechając się do niej. Reszta wilków leżała na środku polany. Chociaż... chyba kogoś brakowało. Pewnie jakieś trudności na polowaniu. Machnęłam ogonem, po raz ostatni omiotłam spojrzeniem polanę i weszłam w głąb lasu. Po chwili usłyszałam jakiś stłumiony głos. Ze zdziwieniem ruszyłam w tamtym kierunku. Po kilku metrach głos rozbrzmiał bardzo wyraźnie:
- Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!
Puściłam się biegiem, nie zważając na gałęzie, które boleśnie ocierały się o mnie oraz kołtuniły mi sierść. Oczy mi zaszły łzami od pędu powietrza. I nagle, po przedarciu się przez wyjątkowo cierniste krzaki, stanęłam nad strasznie głębokim dołem. Jego ściany były obsypane ostrymi, długimi kolcami. Na samym dole stał... Galaxy. Basior o beżowej sierści patrzył na mnie wyczekująco. Ja również na niego patrzyłam, ale z głębokim zdziwieniem. Zatrzymałam się na samym brzegu dołu, gięłam przednie łapy i schyliłam łeb do dołu.
- Co Ty tam robisz, Galaxy!? - krzyknęłam do basiora.
Zobaczyłam jak przewraca oczami i mówi:
- A czy to ważne? Możesz mi pomóc?
- Jasne! - odkrzyknęłam.
Gwizdnęłam cicho i pnącza skierowały się w dół, aby złapać basiora i wyciągnąć. Kiedy jednak schyliły się na tyle, aby być w głębi dołu, nagle spopieliły się i popiół z nich opadł na ziemię.
- Już próbowałem mocy! To trzeba zrobić bez użycia mocy! - krzyknął Galaxy.
- Fajnie, że teraz mówisz - burknęłam, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś przydatnego narzędzia.
Dostrzegłam wyjątkowo gruby i długi konar, odłamany od swojego drzewa chyba w brutalny sposób. Mówiąc sobie w duchu, że to pewnie przez ostatnie silne wiatry, złapałam go w pysk i złożyłam na brzegu dołu i podbiegłam do drzewa. Wyskoczyłam w powietrze i chwyciłam najbliższą lianę zębami. Kiedy opadałam w dół, liana pękła z cichym pyknięciem. Obwiązałam ją dokładnie dookoła konara, spuściłam ostrożnie do dołu i powiedziałam:
- Złap to i mocno się trzymaj!
Zobaczyłam jak Galaxy chwyta konar przednimi łapami i zębami. A potem pnącza już mogły mi pomóc. Złapały mocno lianę i pociągnęły pionowo w górę. Po chwili już Galaxy stał obok mnie. Zdjął sobie grzywkę z oczu, machnął lekko ogonem i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i powiedział:
- Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co - machnęłam łapą i wyszczerzyłam do niego zęby.
A potem, nadal rozmawiając ruszyliśmy dalej w las, zostawiając dziwny dół, który w niewytłumaczalny sposób zniknął i już się nie pojawił.

Od Venus- Głosy

Obudziłam się nagle w środku nocy, zlana potem. Pamiętałam, że wczoraj wieczorem kładłam się w jakiejś drobnej jaskini, ponieważ strasznie padało. Ale... dlaczego tak nagle się obudziłam? Położyłam się na drugim boku, plecami do wejścia. Spróbowałam zasnąć ponownie. Brałam uspokajające oddechy, powtarzałam sobie, że wszystko jest w porządku. Nie dało rady. Już nie zasnę dzisiejszej nocy. Wstałam więc, przeciągnęłam się i ziewnęłam potężnie. Wyszłam na dwór i poczułam na sierści przyjemny powiew chłodnego, lekkiego wiaterku. Lecz po chwili zatrzymałam się wpół kroku - wiatr zaświszczał w koronach drzew, szepcząc: "Na baczności... miej się". A potem ucichł i pozostawił mnie samą w stanie rozsypki. Czemu mam się mieć na baczności? Rzuciłam to pytanie w ciemność, ale wiatr już uciekł. Zawsze tak robi. Ruszyłam ponowie do przodu wolnym, spokojnym krokiem. Wiatr dość często robi sobie żarty. Spojrzałam w niebo. Nie było widać ani księżyca, ani gwiazd; wszystko było przesłonięte gęstymi, pierzastymi i postrzępionymi chmurami. Teraz rozejrzałam się dookoła. Jako wilk widziałam w ciemności dość dobrze, ale jednak nie na tyle, aby widzieć wszystko. Oszacowałam, że znajduję się w lesie na terenach watahy. Jednakże... w którym miejscu w lesie? Tego nie wiedziałam. Wciągnęłam powietrze ze świstem. A potem nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Obejrzałam się szybko, ale nikogo tam nie było. Przygryzłam wargę, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do przodu niepewnie, lekko chwiejąc się na boki. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś idzie za mną. Przyspieszyłam do truchta. Nic z tego. Tajemnicza postać chyba nadal szła za mną. Postanowiłam zacząć biec i skręcać w różne, przypadkowe strony. I tym razem nic to nie dało. Słyszałam za sobą czyjś oddech, a potem, co bardziej mnie zdziwiło niż przestraszyło, w mojej głowie rozbrzmiały głosy. Skrzekliwe i piskliwe, były okropną udręką. Ugięłam łapy i schowałam łeb pomiędzy przednie łapy. Głowa polała mnie okrutnie, a w niej kłóciły się teraz dwa głosy: piszczały coś niezrozumiałego, krzyczały i wrzeszczały. Aż nagle, oba głosy zniżyły się do piekielnego szeptu, cichego i tajemniczego. Zlewały się w obrzydliwym duecie mówiąc cały czas te same, już zrozumiałe, słowa: "Zginiesz... twe ciało posłuży za pokarm padlinożerców... zginiesz i to szybko...". Jęknęłam głośno, czułam, że łeb mi zaraz pęknie na pół. Głosy wymawiały to samo zdanie raz cicho, raz głośno. Biegłam przed siebie, nie patrząc gdzie. A potem poczułam ból jeszcze goryszy od tego, który był wywoływany przez głosy. Uderzyłam głową w coś bardzo twardego. A potem zapadła ciemność.
***
Usłyszałam głosy. Ale nie w głowie, tylko gdzieś obok mnie. A potem poczułam na pysku powiew powietrza. Gdzie blisko mnie ktoś spytał:
- Myślicie, że nie żyje?
- Skąd, głupcze, przecież oddycha! - wykrzyknął inny oburzony głos.
- Och... no tak.
Nie rozpoznawałam tych głosów. Uniosłam delikatnie powiekę i zobaczyłam, że znajduję się w obszernej, mocno oświetlonej jaskini z wysokim sklepieniem. Leżałam na miękkim posłaniu zrobionym z mchu i kilku gałązek. Obok mnie stało dziwne stworzenie. Promieniało blaskiem. Obok niego stał największy borsuk jakiego kiedykolwiek widziałam. Miał blisko półtora metra wzrostu. Trochę dalej od tych dwóch postaci stał metrowej wysokości szczur. Przy boku miał przypiętą szpadę, na głowie miał przepaskę z szkarłatnym piórem za uchem. A potem odezwał się inny głos niż dwa pozostałe; łagodny, miły i spokojny, wydobywający się z pyszczka zwierzęcia promieniującego światłem:
- Uspokójcie się. Nasz gość się obudził. Dajcie tu misę w wodą, widać, że jest spragniona.
Otworzyłam oczy. Teraz dokładnie widziałam tą świetlną postać; była to wadera mojego wzrostu. Miała sierść koloru świeżo skopanej ziemi, oczy zielone jak najsoczystsza trawa na łące. Jej ogon był długi, u nasady pokryty wielobarwnymi łuskami. Uszy miała wielkie jak zając, łapy długie, zakończone ostrymi pazurami. Na jej bokach spoczywały złożone skrzydła; jedno błoniaste jak u nietoperza, a drugie ptasie, pokryte pięknymi, delikatnymi piórami. Na łbie miała wianuszek z bluszczu, kwiatów i kłosów. Kiedy wadera odwróciła głowę w bok, dostrzegłam za jej uszami skrzela, takie jak moje. Pachniała ziemią, lasem i poranną rosą. W mojej głowie zapaliła się drobna myśl. A potem wadera ponownie spojrzała na mnie. Metrowa mysz podbiegła do niej z miską pełną świeżej wody. Potem skłoniła się waderze i wycofała się. Wadera podsunęła mi miskę pod nos i powiedziała delikatnie:
- Napij się, kochanie.
Nie wiedziałam dlaczego zrobiłam co mi kazała, ale posłusznie schyliłam łeb i machnęłam kilka razy językiem powierzchnię wody. Natychmiast zgasło we mnie pragnienie. Spojrzałam w zielone oczy wadery, która po chwili powiedziała:
- Wiemy co się stało, moja córko. Już jesteś bezpieczna. Głosy ustały?
Kiwnęłam niepewnie głową. Uszy mi lekko oklapły na boki gdy spytałam:
- Wybacz, szanowna, ale kim jesteście?
Czułam, że powinnam się do niej zwracać z szacunkiem. Myszy drgnęły końcówki wąsów, borsuk chrząknął nerwowo, ale świetlista wadera nie wydała żadnego dźwięku, tylko świdrowała mnie badawczym spojrzeniem bystrych, zielonych oczu. A potem odparła spokojnie:
- Ta szlachetna mysz to mój dobry przyjaciel, Gornak. Ten sprytny borsuk to Truflonos. A ja - tu zrobiła krótką pauzę - jestem Reja.
Spojrzałam po nich kolejno i znów przemówiłam:
- Jestem Venus. I mam pytanie: co to były za głosy?
- Och, to nic takiego - Gornak machnął niecierpliwie łapką i zakręcił sobie długiego wąsa na palcu.
- To tylko głupia zabawa jednego z naszych przyjaciół, Świstka. To bardzo nieprzyjemny chochlik. Prawda, Rejo?
- Oczywiście, nie mogę się źle wyrażać o moim synu, ale rację ci przyznać mogę, mój drogi.
A potem machnęła długim ogonem i zwróciła się do mnie spokojnym, matczynym głosem:
- Pozwolisz, że cię odprowadzę?
Zaskoczyło mnie to nagłe pożegnanie, ale kiwnęłam głową i wstałam. Miska z wodą zniknęła, a Gornak i Truflonos pomachali mi łapkami na pożegnanie. Uśmiechnęłam się do nich i wyszłam za waderą w ciemną noc. Nie poczułam wcale chłodu. W jaskini płonął ogień, ale u boku Rei czułam takie samo ciepło. Zdziwiłam się również tym, że choć dookoła nas panowała ciemność, tam gdzie kroczyłyśmy było jasno. Spojrzałam ukradkiem na waderę. W zaskakująco szybkim czasie dotarłyśmy nad brzeg leśnego jeziorka, przy którym po raz pierwszy spotkałam Reeda. Reja stanęła naprzeciw mnie, a wtedy zdobyłam się na odwagę i spytałam:
- Wybacz, że pytam, ale... kim naprawdę jesteś?
Uśmiechnęła się do mnie promiennie. A potem jej kontury zaczęły się rozmywać. Reja znikała. Ale mimo to powiedziała perlistym głosem, zupełnie wyraźnym w szumie wiatru:
- Bystra, z ciebie istota, córko. Wiedziałam, że nie dasz się zwieść. Ale myślę, że znasz już odpowiedź na swoje pytanie...
W mojej głowie ponownie zaświtała ta sama myśl co wcześniej.
- Monad? - spytałam szeptem, nie wierząc w swoje szczęście.
- Tak, kochana. Tak... - jej głos zlał się z szumem wiatru, ona sama rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając mnie samą przy jeziorku.
W moich oczach odbiła się jej sylwetka, więc jeszcze przez chwilę widziałam ją w tym samym miejscu. Spotkałam boginię Monad... to naprawdę niesamowite. Nie myślałam już o chochliku Świstku i jego niemiłych zabawach, ale nadal widziałam przed sobą tą promiennie uśmiechającą się waderę, która była przecież bogiem... a potem w moich oczach stanęli Gornak i Truflonos, machający mi na pożegnanie. Następnie odwróciłam się i zniknęłam między drzewami, aby znaleźć miejsce do spania.

Od Venus- Pegaz

Przechadzałam się spokojnie po lesie, wsłuchując w szum drzew. Kocham takie spacery. Wtedy nic mi nie przeszkadza, mogę się cieszyć naturą oraz wdychać świeże, przepełnione zapachem drzew i zwierząt, powietrze. Ściółka leśna, w skład której wchodziły patyczki, chrupała mi pod łapami. Nagle zawiał wiatr. Pobawił się moją sierścią i szepnął: "Nadchodzi...".
- Co takiego? - spytałam.
Lecz wiatr ma to co siebie, że jest wredny. Zasieje ziarno niepewności i odfrunie. Naprawdę wkurzające. Lecz nagle usłyszałam nad uchem trzepot skrzydeł. Odwróciłam łeb w tym kierunku i ujrzałam elfa. Elfkę, tak dokładniej. Miała burzę gęstych, czerwonych, poskręcanych włosów. W zielonych oczach kryła się panika. Ubrana była w zielonkawą sukienkę z jedwabiu. Wykonywała jakieś gesty, piszczała i latała zdezorientowana. Nagle chwyciła mnie wątłymi rączkami za ucho i zaczęła ciągnąć w bliżej nieznanym mi kierunku. Ponieważ jednak byłam od niej o wiele silniejsza, stałam nadal w miejscu i patrzyłam na nią ze zdumieniem. Po chwili wyrwałam ucho z jej uścisku i spytałam:
- Kim jesteś?
- Moje imię brzmi Evanora. Zło uwięziło Pegaza i teraz on nie może się wydostać! Musisz mu pomóc! Błagam! - krzyczała Elfka.
Uniosłam brwi, ale zaraz potem je zmarszczyłam. Kiwnęłam głową i powiedziałam:
- Prowadź.
Elfka natychmiast odleciała, a ja ruszyłam za nią. Kiedy mijałyśmy liściaste i iglaste drzewa, czułam, że burza zbliża się coraz bardziej. Kiedy wpadłam w jakąś sporą dziurę, Elfka podleciała do mnie i znów złapała za ucho. Zaczęła mnie ciągnąć do góry, aby pomóc mi wyjść z dziury. Wydostałam się z niej i ponownie ruszyłam za Evanorą. Miałam już strasznie brudną sierść. Po chwili zaczął siekać deszcz. Był na zmianę zimny i ciepły, równy i skośny. Kiedy zaczął mi wpadać do oczu, zawiał bardzo silny wiatr. Cofnęłam się o kilka kroków i aby nie pozwolić się zdmuchnąć, przywiązałam sobie łapy do podłoża pnączami. Złapałam Evanorę za skrawek jej zadziwiająco mocnej sukienki i przytrzymałam, aby i ją nie zdmuchnął wiatr. Kiedy minął ten nagły powiew, puściłam Elfkę, która ruszyła dalej. Poszłam za nią, a po chwili usłyszałam rżenie przerażonego konia. Puściłam się biegiem, ignorując krzyczącą Elfkę. Przedarłam się przez kłujące krzaki i zobaczyłam śnieżnobiałego konia o wielkich, białych skrzydłach, którymi machał w rozpaczy. Pysk Pegaza był czarny, a kopyta lśniły szczerym złotem. Wywijał mlecznym ogonem na boki. Kiedy zarzucił wysoko szlachetny łeb i zarżał przenikliwie, dostrzegłam białka jego wystraszonych oczu. Podeszłam do niego ostrożnie, na co zaczął rzucać się jeszcze bardziej. Przemówiłam więc do niego spokojnym głosem:
- Już dobrze, pomogę ci, przestań się rzucać.
Pegaz utkwił we mnie dziki, przerażony wzrok. Jego tylne nogi były spętane kolczastym drutem, który boleśnie wbijał się w skórę zwierzęcia. Przednimi kopytami Pegaz usiłował rozkopać ziemię, jednak im bardziej sie rzucał, tym bardziej zaciskał się drut na jego kończynach. Tym razem pędy nie mogły tu pomóc. Drut był za mocny. Szarpnęłam nim. Na próżno. Po chwili wpadł mi do głowy pomysł. Utkwiłam wzrok w drucie. Skupiłam się. I nagle, tuż obok mnie strzelił piorun. Błysk oślepił mnie na chwilę, a potem usłyszałam rżenie Pegaza. Otworzyłam oczy i spojrzałam na drut. Był przecięty. Wyciągnęłam ostrożnie nogi Pegaza z resztek tego kolczastego drutu i odsunęłam się. Spojrzałam na konia przyjaźnie. Teraz Pegaz wstał. Wyglądał jeszcze wspanialej w pozycji stojącej. Rozpostarł skrzydła na całą szerokość, co sprawiało niezłe wrażenie. Uniósł dumnie łeb i parsknął. A potem uderzył złotym kopytem w runo leśne i schylił łeb ku mnie. Trącił mnie pyskiem, musnął swoim spokojnym, ciepłym oddechem moją sierść. Spojrzałam mu w oczy. Był spokojny, widać w nich było wdzięczność. Uśmiechnęłam się do niego i liznęłam go po pysku. A potem podleciała Evanora i pisnęła podekscytowana:
- Dziękuję ci, Venus. Bardzo jesteśmy ci wdzięczni. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
A potem pomachała mi ręką. Nie pytałam skąd zna moje imię. Pegaz jeszcze raz prychnął, trącił mnie pyskiem i rozłożył skrzydła. Następnie, z zadziwiającą siłą, uniósł się na nich w powietrze i odleciał wraz z Elfką. Zanim się zorientowałam, przestało padać i burza ustała. Patrzyłam za odlatującymi postaciami, dopóki nie zniknęły mi z oczu. A potem machnęłam ogonem, uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam się, aby powrócić na tereny watahy.