poniedziałek, 26 października 2015

Od. Ceresa cd. Daiki

Nigdy w życiu nie byłem w tak cudownym miejscu! Było cudnie...
- A gdyby tak... - zacząłem mówić do siebie.
Czasem po prostu za głośno myślę. Byłem zadowolony, że w końcu byłam daleko od domu. Poprzysiągłem zemstę na Emrysie. Nienawidziłem go z całego serca. Oczywiście....
Zauważyłem ruch w krzakach. Podlazłem i zauważyłem waderę.  Była czarna.
- Przepraszam...ja...
- Kim jesteś? - wadera nadal miała bojową pozycję.
- Wybacz...Ceres
- Daiki.

(Daiki? Wybacz że takie krótkie.)

Nowy członek!

Serdecznie witamy CERESA!

Nowy członek!

Przywitajmy radosnym wyciem MOŻANA!


Wszystkie opowiadania Reeda i Shadowa pojawią się dzisiaj.

sobota, 17 października 2015

Od. Tyks cd. Chepri

-Wzywałaś mnie? -odezwała się łagodnym głosem do Sawy.
Wadera wpatrywała się w Nyks z niepokojem. Coś się kroiło. W powietrzu było czuć niepewność.
-Od od ostatniego czasu w ogóle nie pokazujesz się w watasze. Zaufałam ci, Nyksono. Zawiodłaś mnie. Jesteś dla mnie bardzo bliska, jednak bycie betą nie oznacza wcale tylko łażenie bez sensu i wpatrywanie się w inne wilki.
Nyks schyliła głowę, aby ukryć rumieńce oblewające jej twarzyczkę. Nienawidziła, gdy Sawa tak ją poniżała. mimo to, była dla niej jak starsza siostra wraz z Reedem. Alfa nadal coś do niej mówiła, jednak wadera nie słuchała. W głowie miała tyle myśli... 
-Zrozumiałaś? -powiedziała nagle alfa
Nyks odwróciła gwałtownie głowę:
-Tak -mruknęła.
Sawa uśmiechnęła się łagodnie i wyszła z nory. Nyks zauważyła, że przed wejściem stoi Chepri. Zdziwił ją widok basiora. Zwłaszcza po ostatnich zdarzeniach. Nie chciała jednak go odganiać. Czasem czuła, że samotność tylko doprowadza ją do szaleństwa. Nie chciała też zacząć mamrotać znowu o swoich problemach. Nie wiedziała, jak zacząć rozmowę. Basior wpatrywał się wyczekująco na Nyks. Ta jednak się nie odzywała. On również czekał. Basior jednak odezwał sie pierwszy:
-Czemu tak długo cię nie było?
Nyks nadal milczała. Jak mogła mu się wytłumaczyć? "Hej Chepri! Nie wiem czy wiesz, ale nie było mnie w watasze bo przechodzę depresję." Brzmiało to idiotycznie. Nyks już od dłuższego czasu nie pokazywała się w watasze z dwóch powodów: po pierwsze przechodziła depresję i chciała się na chwilkę odizolować. Po drugie bała się wyjść do innych wilków po incydencie z przemianą. Oczywiście nikt tego nie rozumiał. Sawa się czepiała że nie chce mi sie pracować, Reed myślał że to tylko załamanie nerwowe i szybko przechodzi, Lucy że to tylko głupstwo, a z bratem nie utrzymywała kontaktów. O Xenie, Venus i Shadowie wolała nie wspominać. Wkurzona do reszty zaczęła powarkiwać bez powodu. Chepri na szczęście nie dosłyszał:
-Nyks? Czemu? Widzę ze z tobą nie tak. Potrzebujesz pomocy.
-Nic mi nie będzie. -wadera wymusiła na twarzy uśmieszek, jednak nie wyglądało to przekonująco.
Basior patrzył na nią troskliwie. Ta jednak udawała że nie zwraca na to uwagi. Wyciszyła się tylko i powolnym krokiem omijając Chepriego odeszła z jaskini. Gdy straciła go z oczu z płaczem pobiegła na klif. Stanęła na środku urwiska. Popatrzyła w dół. Zemdliło ją na sam widok urwiska. Skoczyć, czy nie skoczyć? Nie rozmyślając długo wadera runęła w przepaść. Obijała się o skały, nie czuła bólu. Zwykły wilk już dawno by zdechł. Nyks była jednak inna. Gdy skończyła sie toczyć, wstała i otrząsnęła się z kamieni. Jej rany szybko zaczęły się goić. Obejrzała się. Z przerażenia zauważyła ze patrzy na nią Chepri. "Śledził mnie?!" pomyślała. Basior patrzył na waderę szeroko otwartymi oczami. Czy widział jej upadek? Może jakaś rana została jej na ciele? Jednak nie o to chodziło...Wadera obejrzała się w tafli wody. Nie mogła pojąć, co tam zauważyła. Oczy miała węgielne a z pyska ciekła jej krew, jak po pojedynku z jakimś wilkiem. Z oczu ściekały jej krwawe łzy a łapy miała czerwone. Wyglądała podobnie jak w jaskini. Ale o wiele wiele straszniej...

(Chepri? Improwizuj <3)

piątek, 16 października 2015

Od. Chepirego cd. Nyks

Cóż... Tego nie można było nazwać niespodzianką. Niespodzianka jest wtedy, kiedy wdepniesz w kałużę, albo wytropisz dodatkowego królika. A to było... Wykraczające daleko poza skalę niespodzianki.
Nie miał zamiaru robić jej wyrzutów za zatajenie przed nim znaczenia run, nawet gdyby nie ten napad miałby zmarnować kilka następnych dni, tygodni, albo o wiele, wiele więcej czasu na bezcelowe szukanie podobnych symboli. Przez chwilę też rozważał czy po prostu stąd nie wyjść i trzymać się z daleka od Bety, ale skarcił siebie za tą myśl podwójnie. Po pierwsze wiecznie unikanie kogoś, z kim się żyje, jest niemożliwe, tym bardziej jeśli rangą stoi zaraz po Alfie. A po drugie byłoby to nie tyle nietaktowne, co po prostu egoistyczne, nawet jak na niego. Wskoczył na półkę skalną, gdzie kuliła się wadera i zrobił kilka kroków w jej kierunku. Zatrzymał się jednak w bezpiecznej odległości, nie chciał żeby robiła z nim to, co przed chwilą ze skałą. Pazury i zęby są w porządku, ale nie kiedy zatapiają ci się w ciało.
Nie odezwał się. Pytanie czy wszystko w porządku mogłoby zabrzmieć okrutnie. Ale milczenie też nie było dobrą oznaką. Chyba powinien zostawić ją samą.
- Na mnie już pora - jedynie na takie krótkie sformułowanie było go teraz stać. - Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to śmiało możesz przyjść do mnie. Nie obiecuję, że pomogę, ale... Postaram się.
Nyks w odpowiedzi mruknęła coś niezrozumiałego, a Chepri nie prosząc, by powtórzyła, zeskoczył na dół i wyszedł z jaskini. Kiedy znalazł się na zewnątrz pokręcił jeszcze tylko głową z grymasem i ruszył w stronę swojej jaskini.
I znów to robisz. Zobowiązujesz się.

Minęło kilka dni, w ciągu których nic specjalnego się nie wydarzyło. Rozmowa z Alfą, krótka, organizacyjna. Dwa wspólne polowania i zacieśnianie więzów z nową rodziną, choć polegało to raczej na uprzejmym, formalnym spędzeniu paru krótkich chwil z napastującym go wilkiem, dłuższych, jeśli był nachalny, i szukaniu zacisznego miejsca. Powoli zaczynał też orientować się w terenie. Wiedział już gdzie może uciec przed męczącymi uprzejmościami, gdzie zapolować czy gdzie przy czymś pomóc, kiedy przychodziły te wielkie chwile pokazywania, że nie jest się darmozjadem.
W ciągu tego czasu ani razu nie widział Nyks. Choć wcale nie próbował jej szukać albo wręcz przeciwnie, ukrywać się. Taki stan rzeczy najwyraźniej powstał tylko i wyłącznie z jej inicjatywy. Raz nawet rozważał czy nie zajrzeć do jaskini przy strumieniu, ale uznał, że skoro jeszcze na nią nie wpadł, to znaczy, że wadera nie ma ochoty się z nim teraz spotkać. Sytuacja nieco zmieniła się następnego dnia, kiedy po polowaniu z dwoma innymi wilkami, których imiona mu umknęły, usłyszał jakieś napomknięcie o Nyks. Jak widać nie tylko jego unikała. Nie żeby go to dziwiło. Czułby się bardziej zdezorientowany gdyby nagle stała się duszą towarzystwa, a tak przynajmniej mógł uznać jej zachowanie za normalne, jak beznadziejnie by to nie brzmiało.
Po południu dostał jeszcze jedno wezwania od Alfy. Nie miał pojęcia, czy ma się czuć jak wiecznie potrzebujący niańczenia szczeniak czy jakiś złoczyńca, że głowa watahy cały czas go o coś wypytuje, ale bez cienia sprzeciwu stawił się na spotkanie. Znowu formalności, jakby miało go to zdziwić. Kiedy wychodził z jej jaskini ujrzał znajomą waderę. Spojrzenia Chepriego i Nyks spotkały się na krótki moment, choć ani z jednego, ani z drugiego nie dało się nic wyczytać. Minęła go i zniknęła w głębi jamy. Wilk przeszedł jeszcze kilka kroków, tak, żeby wyjść na zewnątrz, po czym zatrzymał się. W sumie nawet się nie przywitał. Postanowił, że na nią poczeka.

Nyks?

czwartek, 15 października 2015

Od. Tyks cd. Chepriego

Nyks dobrze wiedziała co te runy znaczą. Nie chciała jednak mówić Chepriemu. Nie, jeszcze nie teraz. Basior uważnie przyglądał się znakom. Był widocznie mocno nimi zainteresowany. Od...pewnego czasu Nyks wcale, a wcale ,nie spotykała się z wieloma wilkami. Rzadko lubiła też rozmawiać. Najchętniej czuła, że zamknęła by się w tej jaskini. Jednak...nie mogła. Została Betą! Nie może teraz tego zepsuć. Ta ucieczka do lasu, było najgorszym co przytrafiło się w życiu tej młodej wadery. Z jednej strony, lubiła towarzystwo innych, a z drugiej była typem samotniczki. Coś w niej pękło. Nyks z otwartym błyskiem wpatrywała się w runy, a w oczach miała łzy. Zaklęła. Jej sierść zmieniła się na kolor szkarłatu. Chepri odsuną się od wadery przerażony. Nyks w oczach miała krwawe łzy i rzuciła się o skałę. Z jej pyska ciekła ślina. Wyglądała jak demon. W głowie słyszała głosy:
-Nieśmiertelność, za duszę.
-Nie! -warknęła i upadła.
Zamknęła oczy, a potem wstała. Była taka jak dawniej. W pewnym sensie...Jej biała sierść błyszczała. Nigdy nie będzie już do końca dawną Nyks.
-Te runy...to moja klątwa.
Chepri usiadł i spojrzał na waderę współczująco.
-Śmierć złamana zostanie, jednak wadera już dawną wilczycą nie pozostanie. Dusze odda Lucyferowi, aby bliskich chronić. Nigdy w życiu już się nie wyswobodzi, nikt jej nie pokocha, a żądna zemsty i pełna goryczy będzie nienawidzić, konać i z głodu mordować. Pozostanie jeden wilk, który jej nie znienawidzi i od klątwy wyzwoli, ten który kiedyś cierpiał w niewoli. -zaczęła recytować Nyks.
Zapadła kłopotliwa cisza.

(Chepri?)

środa, 14 października 2015

Od. Chepriego cd. Nyks

- Przyjemnie - jego oblicze wykrzywił grymas, coś na kształt krzywego uśmiechu.
Wadera puściła tą uwagę mimo uszu. Z gracją wskoczyła na półkę skalną i spojrzała na Chepriego z góry. Miał ochotę parsknąć, ale powstrzymał się. Przycupnął naprzeciw niej, ale wciąż na dole.
- I po co mnie tu przyprowadziłaś?
- W gości.
Basior rozejrzał się. Jego domostwo wyglądało przy tym bardzo biednie... No dobrze, nie oszukujmy się, nawet bez porównywania do innych jak wyglądało biednie. Ale on sam nigdy nie potrzebował tak wielkich legowisk. W nich się śpi, ale biega.
Darował sobie komentarz na temat, w jego mniemaniu, kiczowatej, ogromnej, wydrążonej w skale głowie byka, choć na pewno jej wykonanie zajęło sporo czasu. I te świecące symbole były dość ciekawe. Miały jakieś znaczenie, czy tylko stanowiły element dekoracyjny? No dobrze, musiał spytać.
- A to co? - wskazał łapą na obiekt jego dociekań.
- Trudno mi powiedzieć. Było już tu, kiedy się wprowadziłam. Mieszkam tu stosunkowo od niedawna.
- A nie jesteś ciekawa?
- Nie...
- Nie?
- No dobrze, może trochę.
- Jak myślisz, może to ma związek z jakimiś wierzeniami...
- Nie wiem, możliwe.
- Jeśli chcesz, możemy to sprawdzić.

Nyks?

poniedziałek, 12 października 2015

Od. Sebastiana cd. Jaśmina

Że też zostałem wmanewrowany w te bezsensowne procedury. Chciałem zostać sam aleee nie musiała zjawić się jakaś wadera, która musiała przerwać mój spokój. No nic Sawa kazałam mi być miłym, dlatego uśmiechnąłem się sztucznie, miałem to wypracowane do perfekcji dlatego wyglądał jak prawdziwy. Oznajmiłem po chwili:
-Proszę o wybaczenie, za to że cię tak brutalnie i wrednie potraktowałem-Wadera uśmiechnęła się lekko i zrównała ze mną krok, już nie szła z tyłu. Jaśmina rozluźniła się i zaczęła nucić jakąś piosenkę. Nie wiem dlaczego ale jej towarzystwo nie przeszkadzało mi tak bardzo jak towarzystwo innych. Jednak nie, nie mogłem jej pokazywać że ją lubię, nie chciałem by sytuacja się powtórzyła. Zacząłem jej przedstawiać każde z miejsc. Gdy skończyliśmy usiadłem przed nią i zapytałem:
-Co chcesz jeszcze robić. Do zachodu pozostało jeszcze trochę czasu

(Jaśmina?)

czwartek, 8 października 2015

Od. Tyks cd. Chepriego

Gdy wilk oblał waderą wodą od razu na niego skoczyła. Był to po prostu jej odruch. Jednak szybko się wycofała.
-Przepraszam. Odruch.
Basior nic nie mówiąc wygramolił się z ciała wadery.
-Ale, z ciebie silny wilk.
Nyks uśmiechnęła się tajemniczo. Nie przypadała jednak za tego typu rozmowami, więc po prostu milczała. Weszła w głąb jamy. Wyglądała upiornie...
Nyks znała bardzo dobrze tą jamę.
-Wchodzimy.
Chepri próbował ja zatrzymać, ale nie wiedział jak. Po dłuższych namowach jednak zgodził się wejść w głąb.

(Chepri? Sorki że takie krótkie ;-; Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia.)

środa, 7 października 2015

Od. Chepiego cd. Nyks


Może to głupie, ale chciało mu się śmiać. Co jak co, ale jakby sytuacja nie była poważna, z boku wyglądało to komicznie. Podbiegł do krawędzi niewielkiej szczeliny i spojrzał w dół. Miał nadzieję zastać tam przytomną waderę, ale się przeliczył. Kręcąc głową, zaparł się przednią łapą o przeciwległą ścianę, a drugą starał się sięgnąć po bezwładne ciało Nyks, dopomagając sobie pyskiem. Po dłuższej chwili i kilku bezowocnych próbach, a nawet niebezpiecznemu wygięciu łapy, udało mu się dosięgnąć jej futra i wygramolić jakoś z dziury.
Problem pojawił się teraz, kiedy nie miał zielonego pojęcia, jak powinien w zaistniałej sytuacji postąpić.
- Nyks? - zaczął trochę niepewnie, szturchając ją delikatnie. Wcale nie zaskoczył go brak odpowiedzi. Trącił ją nieco mocniej, a kiedy to nie pomogło, chciał spróbować po raz kolejny, ale skarcił się szybko. Jeżeli coś złamała, to może tylko pogorszyć jej stan.
Plusk kamyka wpadającego do strumienia przypomniał mu, że znajdują się nad wodą. Zmierzył nieprzytomną wilczycę bacznym spojrzeniem, jakby podejrzewał ją o symulowanie, po czym powolnym krokiem zbliżył się do strumienia. Rzucił jej ostatnie spojrzenie, z nadzieją, że jednak nie będzie musiał tego robić, ale kiedy Nyks nawet nie drgnęła, westchnął i chlusnął w nią wodą.

Nyks?

wtorek, 6 października 2015

Od. Tyks cd. Chepri



-Witaj! -odezwała się wesołym głosem niczym dawna Nyks.
-Witaj beto! -odpowiedział basior przysuwając się do młodej wadery. -Piękny dzień prawda?
-Zaiste.
Nyks popatrzyła na basiora spokojnym i dumnym wzrokiem. Chepri był tu od niedawna i dopiero przyzwyczajał się do panujących warunków w watasze.  Basior stał obok niej. Zapadła lekko niezręczna cisza. Basior jednak postanowił ją przerwać:
-Jesteś głodna?
-Pewnie.
-Co powiesz więc, na małe polowanko?
Wadera uśmiechnęła się. Zaczęło ją nudzić to  siedzenie samej na kłodzie.
-Pewnie.
***
Droga była męcząca. Jednak szybko odnaleźli się się w jakimś małym stadzie niedaleko wodospadu. Były to głównie antylopy. Nyks przybrała pozycję do skoku. Napięła ciało. Warknęła. Raz, drugi. Zamknęła na chwilkę oczy. To pomagało jej się skupić. Wysunęła pazury. Skoczyła. Antylopy natychmiast się rozproszyły. Skoczyłam na dorosłego osobnika oddzielonego od  reszty i  rozerwała go na strzępy. Wysunęła truchło obok Chepriego. On również przyniósł swoją zdobycz. Uśmiechną się:
-Nieźle.
-Ty też.
Jedli w milczeniu. Po posiłku Nyks odezwała się łagodnym głosem:
-Zaraz wracam, niedaleko jest strumyk. Pójdę tylko się napoić.
Wilk kiwną znacząco głową. Wadera odwróciła się i pobiegła do strumyka. Jednak zamiast do niego, wpadła do jakiejś dziury i straciła przytomność.

(Chepri? Co powiesz na zwrot akcji? :3)

poniedziałek, 5 października 2015

Od. Chepriego cd. Nyks

Drzewa szumiały cicho, kołysząc się lekko pod wpływem delikatnego wietrzyku. Liście wprawione w taniec poruszały się z gracją, bardziej chaotycznie, gdy podmuch stawał się mocniejszy.
Chepri mruknął coś i zasłonił uszy łapą. Niewiele to dało poza ich nieprzyjemnym przygnieceniem. Zazwyczaj kontrolował dźwięki, które wpadały do jego uszu, ale zdarzały się momenty, gdy nic nie mógł na to poradzić. Zwykle wiązało się to z późniejszymi bólami głowy.
Wiedząc, że nie odpocznie w takich warunkach, wstał, przeciągnął się ospale i ruszył w kierunku... Kierunku... Tam, gdzie go nogi poniosły. Jeżeli ktoś oczekiwał od niego dobrej orientacji w terenie ze względu na trzy lata ciągłej włóczęgi, to musiał wiedzieć, że na oczekiwaniach się kończyło. Bo Chepri uwzględniał tylko cztery kierunki - przód, tył, lewo i prawo. Oczywiście bez przesady, rzadko zdarzało mu się zgubić, ale jeśli już do tego doszło, to potrafił błądzić kilka dni.
Minąwszy kilka większych głazów i ogromne, rozłożyste drzewo, przedarł się przez pas gęstych zarośli i wyszedł na coś w rodzaju polany, którą przecinał żwawo płynący potok. Kamienie po obu jego brzegach porastała gruba warstwa mchu. Na jednym z takich kamieni przycupnął wilk, wadera właściwie. Chepri kojarzył ją. Wiedział, że zajmowała wysoką pozycję w hierarchii, a przynajmniej wyższą od jego, co w sumie nie było trudne, bowiem dopiero co dołączył do watahy. I byłby pewnie rozmyślał o wszystkich za i przeciw wobec tej decyzji, po raz setny, a może i nawet tysięczny, ale wtedy wilczyca dostrzegła go.
Nyks?

Nowy członek!


Powitajmy radośnie Chepri!

niedziela, 6 września 2015

Od Hiro

Znalazłam się dziwnym trafem na terenie watahy, bo czułam jakieś obce wilki. Potem wyskoczył mi zza pleców obcy wilk i próbował chyba zabić więc wziełam mały rozbieg, a on skoczył więc i ja to zrobiłam tylko że on celował w ziemie, a ja w jego brzuch. Udało misię wcelować, wilk szybko się wykrwawił i zmarł, a moja wstążka wzieła i zamoczyła się w jego krwi. Potem spotkałam Alfe i odbyłam z nią krótką rozmowe i zgodziła się mnie przyjąć. Zaczełam spacerować po terenach watahy i tam zobaczyłam wilka, który podszedł do mnie.
- Witaj, jestem Shadow- Powiedział.
- Hej, jestem Hiro.
- Jestes z naszej watahy?- spytał.
- Tak, przed chwilą dołączyłam- Odpowiedziałam.
- Aha, a jakiej jesteś rasy?- Znów zapytał.
- Ja.. Jeszcze niewiem, ale gdzie by się nadawał wilk, który zabił swoja rodzine i jakiegoś obcego wilka?-Odpowiedziałam z lekką wściekłością.
- Do Wilków Apokalipsy.- Oznajmił.
- Słyszałam o nich, ty też do nich należysz?- Spytałam.


<Shadow>

Od Lyry cd Shadowa

Zatkało mnie. Trzydzieści szczeniąt. I po co im to było? Jak można było coś takiego zrobić? Ja nawet dla jedzenia nie zabijałam dopóki nie było to konieczne. Zabić taką wielką ilość szczeniąt bez wyraźnego powodu, było dla mnie najgorszym bestialstwem.
Przypomniałam sobie podobną rzecz. Moja cała wataha została zbita przez ludzi przez zbrodnie, której nie popełnili. Oczy zaczęły mnie piec.
- Rozumiem, że Wilki Apokalipsy wyruszą by ukarać tamtą watahę. Opuścicie naszą watahę czy wilki z Srebrnej Polany wyruszą z wami?

<Shadow? Wena dość słabiutka>

Od. Tyks-Pomoc

Chodziłam sobie tu i tam. Nudziło mi się (jak zawsze). Byłam najedzona i zadowolona z tego że nie padało. (nienawidzę deszczu!) Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaczęłam nucić sobie moją ulubioną piosenkę. Jednak nie zauważyłam osuniętej płytki i pośliznęłam się. Wpadłam do rowu. Uderzyłam się dosyć mocno w głowę. Bolało jak cholera. Smutna rozglądnęłam się po kotlinie.
Wciągnęłam się na górę i poszłam dalej. Usłyszałam głos wzywający pomoc. Pobiegłam w jego kierunku. Nie daleko miejsca gdzie ja wpadłam zobaczyłam Desmonda. Zawsze miałam słabość do tego basiora...był przystojny...silny...miły...
Otrząsnęłam się. Wiedziałam że nie mam u niego szans...był kuzynem alfy a ja? Początkującą betą. Wilk skakał i wołał o pomoc. Nie zaszkodzi jak mu pomogę. Skoczyłam do niego. Wilk spojrzał na mnie.
-Nyks? -zapytał
-Czekaj nie wierć się.
Jego łapa była wykręcona pod dosyć dziwnym kątem. Wiedziałam że jest skręcona. Otaczały nas dziwne czarne kolce. Były duże i zasłaniały nam  z widoku wyjście. Dotknęłam kolec, co nie było mądre. Łapa zaczęła mi puchnąć i zrobiła się zielona. Próbowałam się teleportować, ale najdziwniejsze było to że nie dałam rady. Desmond  zakaszlał i powiedział:
-Kolce są magio-odporne. Nie można w ogóle używać magii. Próbowałem kilka razy i nic.
Kiwnęłam głową.
-Jak się tu dostałeś?
Basior westchnął:
-Skręciłem łapę i wpadłem na osuwającej się płycie. Drasnął mnie kolec i nie mogę używać magii. Próbowałem
Warknęłam na kolec co trochę dziwnie wyglądało. W oczach miałam łzy. Nie miałam nic do jedzenia, a Fragonia odleciała do krewnych. Smutna położyłam się na ziemi. Co mogłam zrobić? Nie miałam pomysłu jak wyciągnąć Desmonda i mnie. Nie miałam pomysłu. Nagle nad drzewami pojawił się orzeł. Był gigantyczny! Krzyknął parę razy i wymyśliłam coś szalonego.
-Ty! Tak do ciebie mówię! -wrzasnęłam- Ty niewyrośnięta kupo łajna!
Orzeł wrzasnął i zaczął lądować między  kolcami. Szponem próbował nas drasnąć. Desmond wiercił się i krzyczał:
-Oszalałaś?! On nas zabije!
-Wiem co robię!-powiedziałam i usunęłam się przed spadającym kolcem. Orzeł próbował nas dosięgnąć rozbijając przy tym kolce. Gdy zostało ich już niewiele. Gdy na ziemię spadł ostatni kolec, orzeł skoczył w naszą stronę. Jednak nie wiedział że za nim został ostatni kolec. Wbił się orłowi w skrzydło jak ogromna drzazga i orzeł padł martwy. Wspięłam się z Desmondem   na zieloną trawę. I całe szczęście.
Basior uśmiechną się do mnie.
-Nieźle sobie radzisz.
Zarumieniłam się. Basior odszedł w swoją stronę a ja pobiegłam do Sawy.

sobota, 29 sierpnia 2015

Nowy członek!

Zawyjmy na przywitanie Hiro!
http://pre09.deviantart.net/a9f1/th/pre/i/2014/029/d/5/gry_by_blacklightning95-d7488xt.png

Od Nyks cd Lucy

Za moimi plecami stał mój brat. Uśmiechał się niepewnie.
Przeciągnął mnie na bok:
-Po jaką cholerę się tu pokazujesz?!- wrzasnęłam
Basior uśmiechnął się:
-A trening?
Zamurowało mnie.
-TY! Ty myślisz tylko o tym treningu nie zważając na to czy w ogóle ktoś cię zobaczy!
Brat się zaśmiał.
-Ale po co mamy się ukrywać?
Wściekła wrzasnęłam:
-BO DO CHOLERY NIE CHCĘ TRENOWAĆ W CZYJEJŚ OBECNOŚCI!
Za moimi plecami dało się słyszeć krzyk Lucy:
-SMOK!
Nie zważając na brata pobiegłam w jej stronę.
Wezwałam Fragonię. Gdy dotarłam na polanę moim oczom ukazał się potężny smok.
-Czerwono-łuski -pomyślałam i wraz z bratem i Lucy ruszyliśmy do ataku

(Lucy?)

środa, 26 sierpnia 2015

Ogłoszenie

Postanowiliśmy z Reedem przyjąć Nyks i Jaśminę na okres próbny.

Od Lucy cd Nyks


Po dwóch minutach Nysk odezwała się: -Czy to coś nadal za mną stoi ? Spytała. -Tak.Odpowiedziałam.
-Możesz mi wreszcie wyjaśnić kto to?! Dodałam.
-To jest yyy.. Zaczęła.
-To jest brat.Dokończyła.
Czyj twój? Spytałam

<Nyks? Sory że takie krótkie>

wtorek, 18 sierpnia 2015

Od Dariki do kogoś

Zbliżała się północ, gdy ocknęłam się na jakiejś polanie w nieznanym mi miejscu. Przede mną rozciągał się wspaniały las. Próbowałam się podnieść, ale moją łapę przeszył ból. Spojrzałam na nią. Od łopatki, aż po łokieć widniała rana. Nie była ona głęboka, jednak mocno krwawiła. Powietrze było wilgotne, a do moich uszu docierał szum wody. Nieopodal zauważyłam strumyk wypływający z lasu. Ostrożnie podniosłam się. Głowa bolała mnie okropnie. Wojownicy z mojej byłej watahy nieźle mnie poturbowali. Powoli podeszłam do wody, napiłam się po czym delikatnie polałam ranę wodą, która szybko nabrała szkarłatnej barwy.
~ No to teraz powinno się szybko zagoić ~ pomyślałam sobie.
Byłam zmęczona, więc rozejrzałam się, aby znaleźć idealne miejsce na legowisko. Za mną rozciągały się góry w których wydrążone były jaskinie. Postanowiłam tam przenocować. Nagle usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Mimo jeszcze bolącej rany podniosłam się na cztery łapy i czekałam w ciszy gotowa na atak.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Beta II

Kochani,
Ja i Reed poszukujemy kogoś, kto pomógłby nam w blogu. Warukiem przyjęcia jest posiadanie konta na bloggerze. Wszystkich chętnych zapraszamy na PW.

Od Tyks- Smok

Podczas spaceru w lesie zauważyłam pewną niespotykaną jaskinię. Z uśmiechem na pysku podbiegłam do niej. Uwielbiałam gdy coś się dzieje i jak grom z jasnego nieba.... jaskinia. Wbiegłam do niej nie zważając na mrok. W oddali zobaczyłam światło. Światło?!
Podbiegłam. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam martwego smoka. Już nie było mi do śmiechu. Smoka bardzo trudno zabić, zresztą uwielbiałam te stworzenia. Schyliłam łep i wyciszyłam myśli. Poczekałam minute...a może dwie? Nie ważne! Odchyliłam głowę i zobaczyłam coś co znowu sprawiło że podskoczyłam z radości! Smocze jajo!!! Poruszyłam nim. Nic się nie stało... Wzięłam je ze sobą i ukryłam... nie chcecie wiedzieć gdzie... no dobra..mam duży żołądek...bez komentarza! Dy weszłam do nory zobaczyłam nieład jak zwykle. Posprzątałam trofea (róg jelenia, jad chimery itp.) ułożyłam gniazdo położyłam jajeczko i czekałam, dzień możne dwa... w końcu nie wytrzymałam...zasłoniłam jaskinie i zaczęłam wysiadywać jajo...
Minęło kilka godzin i jajo WRESZCIE zaczęło pękać. Uśmiechnęłam się i zsiadłam z jaja pękło, i wykluł się... zielono-błękitny smok.
-To smoczyca- powiedziałam i zaglądnełam ....wiecie gdzie smoczkowi.
-Hmm jak cię przemycić? JUŻ WIEM!
...
Znalazłam sposób...ukryłam smoka pod skórą antylopy...wyglądałam dziwnie...skąd to wiedziałam? Minęłam parę wilków, Venus, Lucy, Sebastiana...patrzyli na mnie... ze współczucia (czego nienawidzę!) bo pewnie myśleli że mam garba.
Poszłam do Sawy. Siedziała na drzewa i coś tam mruczała. Zobaczyła mnie i uśmiechnęła się, ale na widok garba posmutniała.
-Co ci się stało? -powiedziała i zeskoczyła z drzewa.
Zrobiłam chyba głupia minę bo Sawa się roześmiała.
Westchnęłam:
-To nie garb to smok.
Odsłoniłam mój ,,garb'' i z przerażenia aż podskoczyłam.
-GDZIE JEST SMOK!?
-Uspokój się -powiedziała Sawa- na pewno gdzieś jest.
Ale nie mogłam się uspokoić, kręciłam się i...płakałam.
-Proszę...pomóż mi.
Sawa zawyła i zwołała naradę. Pojawiły się chyba wszystkie wilki. Sawa powiedziała:
- Zaginął smok Nyks był...
-Zielono-niebieski z fioletowymi oczami, smoczyca.
-Dziękuję Nyks -powiedziała i wilki natychmiast się rozbiegły w poszukiwaniu mojego smoka.
...
Minęło kilka godzin i nic! Zero, finito! Nigdzie nie było smoka...przepraszam...smoczycy.
Smutna wróciłam do jaskini i zobaczyłam...chimerę. Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Próbowałam powiedzieć zaklęcie ale chimera trafiła mnie kwasem...fuj!
Zaczęłam wołać o pomoc ale...nic z tego czułam że przestaję ruszać łapą czy ustami. Zostałam sparaliżowana a w oczach miałam łzy. Wiedziałam że to koniec... już nawet w głowie ktoś lub coś zaczęło do mnie nawijać:
-Już lecę! Trzymaj się!
Taak głosy...GŁOSY?! To nie brzmiało jak nic zza światów. To był...mój smok.
Przyleciała do mojej jaskini ale nie jako małe smoczątko... była WIELKIM smoczątkiem.
No jasne! Smoki przecież szybko rosną! Uśmiechnęłam się widząc jak mój smok odgryza głowę chimerze. Smoczyca dotykała mnie i bardzo szybko przestał mnie piec brzuch. Odezwałam się do niej.
-Co robiłaś gdzie byłaś?
Uśmiechnęła się i odezwała się w mojej głowie.
-Pożegnać matkę.
Po kilku minutach odezwała się znowu:
-Fragonia.
-Co?
-Mam na imię Fragonia

Nowy członek!

Przywitajmy głośnym wyciem Daiki!

sobota, 15 sierpnia 2015

Od Tyks cd Lucy

Gdy się obejrzałam brata już nie było a ja siedziałam sama. Zauważyłam waderę. Niosła w pysku zwierzynę.
-Cześć.- odezwała się do mnie.
-Hej, co robisz w tej części watahy?
-Poluję a ty? Aha i co to był za wilk za tobą?
-Jjaki wwilk?
Zaczęłam udawać że nie wiem o kogo chodzi ale wilczyca się chyba domyśliła że kłamię, nie jestem dobra w tym fachu.
-No..i???-zaczęła.
W takich chwilach jak ta marzę aby zniknąć.
-Too..był...
Nagle wilczyca otworzyła szeroko oczy.
-Nnie oglądaj się...
-Co znowu.?
Stałyśmy obie w milczeniu. Już wiedziałam o co jej chodziło...za mną coś stało...

(Lucy?)

piątek, 14 sierpnia 2015

Od Lucy do kogoś

Szłam sobie przez łąkę i widziałam w oddali stado pasących się saren. -Upoluję jedną . Pomyślałam. Podkradłam się do wybranego osobnika i zaczęłam go gonić.Potem zaatakowałam i gdy już ją zabiłam to ruszyłam w stronę swojej jaskini. Zjadłam trochę , a resztę zostawiłam w środku. Potem poszłam na spacer. Po drodze spotkałam Venus. -Cześć.Powiedziałam. -Hej. Uśmiechnęła się miło. Potem spotkałam też Měinǚ i Sebastiana. Po długim spacerze poszłam do jaskini aby się zdrzemnąć. Śniło mi się , że mam męża i dzieci. -Szkoda , że to tylko sen Pomyślałam gdy się już obudziłam. Gdy wyszłam z jaskini zobaczyłam , że ktoś stoi koło drzew. -Ciekawe kto to? Pomyślałam. I poszłam to sprawdzić.


<Kto chętny popisać ? >

czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Sawy cd Yachiru

Staliśmy z Reedem obserwując wilczycę. Na pewno do normalnego zdarzenia to nie należało. No w sumie to Wilki Apokalipsy też miały różne dziwne wybuchy.
-Wszystko w porządku?
- Tak... Teraz już tak.
-No dobra to chodźmy do reszty watahy.

Yachiru?

Od Sawy cd Ravena

-Dobrze w takim razie proszę Cię drogi Ravenie o polowanie dorodnego jelenia.
-Nie ma problemu.
Obserwowałam jak polował. Był bardzo skupiony na tym co robi. Przyczajony obserwował swoją ofiarę. Kiedy upolował jelenia ułożył mi go pod łapami jak obiecał.
-Proszę bardzo.
-Zdałeś-zaśmiałam się.

Raven? Bardzo przepraszam, że dopiero teraz

wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Jaśminy cd Sebastiana

Basior szedł przede mną. Miałam ochotę uciec, ale gdy stawiałam łapę w drugą stronę… ON na mnie spoglądał. Nie mogłam. Nie potrafiłam zrozumieć, czemu tak reaguję na to głębokie spojrzenie Sebastiana…
NIE! Nie mogę tak! A co, jeśli on jest taki jak inni? Nie, nie, nie!
Xxx
W końcu doszliśmy do jaskini Alfy. Szybko załatwiłam formalności. Sebastian, który wszedł ze mną, kazał mi zaczekać przed jaskinią. Posłusznie usiadłam. Kiedy wyszedł, zdziwił się na mój widok. Pewnie myślał, że gdzieś pójdę.
- Mam cię oprowadzić po terenach watahy- westchnął.
Wstałam. Podążyłam za basiorem.
Sebastian?

piątek, 7 sierpnia 2015

Od Venus cd Shadowa

Po raz kolejny odkąd go znałam, spojrzałam na jego oczy. A potem powiedziałam:
- Och, czyli... te oczy... to właśnie ten ślad? Ten basior wydrapał Ci wtedy oczy?
Sama zdziwiłam się swoim tonem. Krył się w nim ślad niedowierzania, może nawet strachu. Basior spojrzał na mnie ze zdumieniem, widocznie również dostrzegając zmianę w moim głosie. Potrząsnęłam łbem i kontynuowałam:
- Nie rozumiem. A rzadko się zdarza, że czegoś nie rozumiem. Dlaczego? - podniosłam wzrok na Shadowa i znów pokręciłam łbem. - Dlaczego Deth pozwala na to, abyście cały czas cierpieli swoje rany?
- Jak to: dlaczego? - zdziwił się Shadow. - To bogini śmierci! Ona to ustaliła. To, że mamy wiecznie odczuwać ból, dzięki któremu staliśmy się jej sługami. Ona tak chce! Venus, to tak samo jak z Monad i Wilkami Natury. Monad oczekuje od was stałego poświęcenia naturze, prawda?
- To nie ma żadnego znaczenia, ale owszem - powiedziałam, patrząc na niego ostro.
- Tak samo Deth oczekuje, że będziemy pamiętać. Na zawsze. Rozumiesz? - przechylił łeb zupełnie jak szczenię, i z trudem powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
- Ale skoro Was to boli, to czemu ona na to pozwala? - wypaliłam tonem świadczącym o tym, że jest to ostatni argument jaki miałam w zanadrzu.
- Bo to bogini śmierci, co wiąże się z bólem. Ona to ustaliła, a nam to nie przeszkadza - rzekł tonem kończącym dyskusję. - Możemy zmienić temat?
Spojrzałam na niego z mieszaniną złości i żalu na pysku. Kiwnęłam niechętnie głową, ale nie odzywałam się więcej.
- To dobrze - odetchnął lekko. - Więc o czym pogadamy?
Odwróciłam łeb w jego stronę i spytałam nagle, zupełnie jakbym sobie coś przypomniała:
- Deth chce, żebyście eliminowali zagrożenie ze strony watah lub wilków, prawda?
- Taak... - przeciągnął słowo, patrząc na mnie dość podejrzliwie. - A co?
- Och, bo tak sobie pomyślałam, dlaczego Roy nie zginął z łapy któregoś z Was.
- Jaki Roy? - uniósł brwi, a po chwili zrobił minę, która mówiła, że coś nagle zrozumiał. - Ach... ten kretyn, który próbował cię zabić?
- Tak, to ten kretyn. Skoro otrzymujecie rozkazy eliminowania, dlaczego Roy przeżył po zabiciu mojej rodzinnej watahy?
- Może błąd? A może Deth chciała go obserwować? A może... - zniżył trochę głos - chodziło o to, żebyś ty go zabiła?
Wytrzeszczyłam na niego oczy, uniosłam brwi i wydałam z siebie odgłos, który dziwnie mieszał się pomiędzy prychnięciem, a jękiem. A potem powiedziałam trochę niepewnym głosem:
- Nie mogło chodzić o to. Wilków Apokalipsy zawsze jest dziewięć, sam tak mówiłeś. Nie mogę być kolejnym.
Shadow zamyślił się i po chwili namysłu oznajmił:
- Masz rację. To nie o Wilki Apokalipsy chodziło. Ale jestem pewny, że Deth chciała, abyś to ty go zabiła. Innego wyjaśnienia nie ma.
Zmrużyłam oczy. Zaczęłam rozważać wszelkie inne warianty. Nie. Z każdą nową myślą wiązała się kolejna niedorzeczność. Za każdym razem coś nie pasowało. Czyżby Deth naprawdę chodziło o to? Potrząsnęłam łbem, mrugnęłam szybko kilka razy i powiedziałam cicho:
- Może i tak.
Shadow spojrzał na mnie i uśmiechnął się pocieszająco. A potem poklepał mnie delikatnie po plecach i rzekł:
- Nie przejmuj się. Kto tam wie, co siedzi bogom w głowach? Zabiłaś go, ale nie powinnaś żałować. Chciałbym zauważyć, że wymordował ci rodzinę.
Doceniałam tą dziwną formę pocieszenia. Pociągnęłam nosem, spojrzałam na niego z wdzięcznością i powiedziałam:
- Dziękuję Ci, Shadow. Naprawdę dziękuję.
- Co ty, w ogóle nie ma za co - odparł przyjaźnie. - No dobra. Teraz już musimy zmienić temat.
Schyliłam lekko łeb, uśmiechnęłam się, a potem odrzekłam:
- Masz rację. Musimy.
<Shadow?>

Od Venus cd Reeda

Kiedy wkroczyliśmy pomiędzy tańczące wilki, poczułam w końcu prawdziwe szczęście. Muszę oczywiście pogadać z Shadowem, ale to później. Teraz byłam chyba najszczęśliwszym wilkiem na świecie. Razem z Reedem zaczęliśmy tańczyć tak jak inni, w rytm muzyki. Po chwili na scenę weszła Lyra i zaśpiewała. Nie wiedziałam, że umie tak ładnie śpiewać. Uśmiechnęłam się sama do siebie. A potem spojrzałam na Reeda. Bawił się w najlepsze. Nagle strasznie zachciało mi się śpiewać. Zarezerwowałam sobie miejsce i kiedy Lyra skończyła śpiewać, ja weszłam ponowie na scenę. Zobaczyłam Reeda przepychającego się przez, tłum, aby stanąć bliżej sceny. Tym razem nie zastanawiałam się co zaśpiewać. Wiedziałam to. Kiedy wszyscy umilkli, zaczęłam śpiewać razem z muzyką:

https://www.youtube.com/watch?v=AQKk1nkDa8U

Kiedy skończyłam rozbrzmiały oklaski. Dostrzegłam Reeda klaszczącego razem z innymi. Nie mogłam uwierzyć w to co mi powiedział. Zeszłam jednak ze sceny i podeszłam do niego z uśmiechem na pyszczku.
- To co? Czekamy do końca, czy idziemy? - spytałam.
- Nie wiem. Jest chyba troszkę za głośno - krzyknął Reed, usiłując przekrzyczeć muzykę.
- Racja! Idziemy?
- Tak!
Oddaliliśmy się trochę dalej i usiedliśmy na skraju lasu, obserwując odległą, kolorową scenę i słuchając dudnienia muzyki. Po kilku minutach ciszy, powiedziałam:
- Dzień pełen wrażeń, co?
- Oj, taak... - odrzekł z uśmiechem. - Pełen.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Ja teraz też zadam Ci pytanie z czystej ciekawości - wypaliłam nagle. - Dlaczego Ty się we mnie zakochałeś?
Westchnął głęboko, patrząc na rozgwieżdżone niebo.

<Reed? Wena mi się zgubiła XD>

Od Reeda cd Venus

-Zdecydowanie ci się udało.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy.
-Proponuję, abyśmy wrócili do reszty, bo niekórzy mają wybujałą wyobraźnię.
Zaśmiała się i ruszyliśmy w kierunku watahy. Impreza trawała w najlepsze. Wszyscy dobrze się bawili.
-Czyżby w końcu się ktoś przyznał do swoich uczuć?-odezwał się głos nad nami.
Spojrzeliśmy w górę. Na drzewie nad nami siedział Shadow z uśmiechem na pysku.
-Skąd wiesz?-powiedziałem z sarkazmem, a on w odpowiedzi zaśmiał się.
-Oj Venus, możesz tego pożałować kiedyś, że się w nim zakochałaś. Żartuję oczywiście. Życzę wam jak najlepiej. Miłość trzeba pielęgnować... Pamiętajcie o tym-powiedział przeciągając się i przechodząc dalej po gałęziach. Wyczułem, że myślał o swojej dawnej partnerce.
-Ziemia go w łapy paży, czy jak?
Ruszyliśmy dalej.
-O co mu chodziło?
-Jego partnerka go zostawiła i teraz ma dziwny zwyczaj pilnowania miłości innych.
W końcu wyszliśmy do bawiących się wilków.

Venus? Wena mi się spaliła xD

Od Venus cd Reeda

W pierwszej chwili lekko mnie zatkało. Myślałam, że się przesłyszałam. Patrzyłam na Reeda z niedowierzaniem. Ale on chyba mówił poważnie. Powoli uśmiech rozjaśniał mi pyszczek. Podeszłam bliżej Reeda i wyszeptałam:
- Reed... ja też Cię kocham.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie, a potem ruszyłam dalej brzegiem morza. Szłam cicho, zostawiając ślady łap na piachu. Po chwili Reed zrównał się ze mną. Szliśmy w milczeniu, delektując się odgłosem naszych kroków na mokrym piachu, pluskiem morza oraz delikatnym szumem wiatru. Taak... tu było pięknie. Spojrzałam na horyzont. Słońce już dawno zniknęło, ale nadal jaśniała tam różowa plama. Małe fale tworzyły się na morzu, burząc jego gładką niczym lustro powierzchnię. Po chwili usłyszałam pytanie Reeda:
- Ven... mogę Cię o coś spytać?
- No jasne - spojrzałam na niego; w moich oczach odbiło się gwieździste niebo.
- Ja chciałbym wiedzieć... tak z czystej ciekawości... czemu się we mnie zakochałaś?
Westchnęłam głęboko morskim, rześkim powietrzem.
- Nie wiem, Reed. Miłość czasem jest różna. Ale pamiętaj: najważniejsze to, to, aby była odwzajemniona - dodałam rzeczowym tonem. - Widziałam, że jesteś samotny, że ta samotność Ci dokucza. Chciałam, abyś był szczęśliwy, Reed. I co? Chyba mi się udało, co?
Uśmiechnął się do mnie i już otworzył pyszczek aby coś dodać, ale po chwili go zamknął. Podeszłam bliżej niego i wtuliłam się w jego sierść na boku.

<Reed?>

czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Reeda cd Venus

Jakoś nie wierzyłem, że był to czysty przypadek, a po szybkim spojrzeniu na Sawę i Shadowa oraz ich wszystko mówiące uśmiechy, byłem pewny, że to nie był przypadek. No, ale skoro zadali sobie tyle trudu... może to dobry moment.
-Venus... przejdziemy się?-zapytałem, kiedy schodziliśmy ze "sceny".
-Dobra.
Ruszyliśmy w kierunku plaży. O tej porze było tam naprawdę pięknie. Szliśmy obok siebie, a ja zbierałem się w sobie, aby jej to powiedział. W końcu zebrałem się w sobie.
-Van?
-Tak?
-Muszę ci coś powiedzieć...
Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:
-Venus, chciałem cię unikać, ale słabo mi to wyszło. Wiesz dlaczego? Ponieważ nie potrafiłem odsunąć się od Ciebie, bo... Wbrew sobie... Zakochałem się w tobie.. Na początku nie byłem tego pewny, ale teraz jestem. Kocham Cię Venus.

Ven?

Od Venus cd Reeda

Przechyliłam łeb na bok, zupełnie jak zaciekawione szczenię.
- Masz rację. W każdym wypadku zdarzają się wyjątki - przyznałam, obdarzając go badawczym spojrzeniem.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, odchrząknął i powiedział:
- To może się gdzieś przejdziemy?
- Taak... sądzę, że to dobry pomysł - odparłam, nadal przyglądając mu się bacznie.
Ruszyliśmy przez łąkę. Kwiaty powoli rozwijały swoje płatki, usiłując złapać choć odrobinę słońca, które teraz przygrzewało mocno. Jego promienie zaigrały w mojej sierści. Uniosłam łeb w stronę nieba, zamykając oczy i uśmiechając się lekko. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że Reed na mnie patrzy. Chrząknęłam lekko zmieszana, a potem Reed powiedział:
- Słyszałaś, że dzisiaj o ósmej jest dyskoteka na polanie?
- Tak. Słyszałam - odparłam powoli, nie patrząc na niego.
- To... tak sobie pomyślałem, że może pójdziemy razem? Jako przyjaciele - dodał szybko.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- No jasne, że pójdziemy - zgodziłam się.
*wieczorem*
O za pięć ósma, czekałam na Reeda na skraju lasu. Wilki z watahy już mnie szły w kierunku sceny rozświetlonej kolorowymi lampami. Zobaczyłam Shadowa, który uśmiechnął się do mnie. Potem nadeszła Lyra w towarzystwie Galaxy'ego. Po chwili usłyszałam głos zza pleców:
- Ven?
Odwróciłam się. Stał za mną Reed, z nieco bladym uśmiechem na pyszczku.
- Wow... wyglądasz świetnie - powiedział.
- Eee, tam, to tylko ten kwiatek - odparłam zmieszana, rumieniąc się lekko.
Faktycznie, jedyne co poprawiłam to, to, że wpięłam wielki, fioletowy kwiat za ucho, a wyjęłam zwykle noszone przeze mnie pióra. Uśmiechnęłam się do Reeda i razem ruszyliśmy w stronę sceny. Już po kilku minutach usłyszeliśmy dźwięki muzyki. Przyspieszyliśmy kroku i weszliśmy w grono wilków akurat wtedy, gdy Sawa przemawiała ze sceny:
- A teraz, na chybił trafił, wybiorę parę, która zaśpiewa na scenie!
Zamknęła oczy, obróciła się kilka razy wokół własnej osi, zatrzymała się celując łapą w tłum wilków i otworzyła oczy.
- Wygląda na to - powiedziała radośnie - że teraz powitamy na scenie Venus i Reeda!
Spojrzałam na Reeda lekko zdziwiona, on odwzajemnił to samo spojrzenie. Po chwili jednak uśmiechnęłam się i, ciągnąc za sobą Reeda, w podskokach ruszyłam do sceny. Kiedy stanęliśmy na rozświetlonym parkiecie, zamyśliłam się. Co zaśpiewać? Nagle odpowiedź nawinęła się sama. Otworzyłam pyszczek i słowa wypłynęły ze mnie płynnie, na razie bez muzyki, ale z rytmem:
- Just gonna stand there and watch me burn...
Zerknęłam na Reeda, aby obejrzeć jego reakcję. Załapał szybko o jaką piosenkę mi chodzi. Muzyka rozbrzmiała, a po chwili oboje zaczęliśmy śpiewać w zgodnym duecie, przy okazji lekko podrygując:

https://www.youtube.com/watch?v=IqqhRShTSyw

Kiedy piosenka dobiegła końca, ze zdziwieniem spostrzegłam, że stoję tuż przy Reedzie i patrzę mu w oczy. Widocznie tańcząc zbliżyliśmy się do siebie na scenie. Przez chwilę panowała głucha cisza, a potem rozległy się oklaski. Spuściłam wzrok z oczu basiora i uśmiechnęłam się zakłopotana. Opuściłam uszy, ale nadal stałam na scenie, czekając na to, co powie, lub zrobi Reed.

<Reed? Ale się działo ^^>

środa, 5 sierpnia 2015

Od Reeda cd Venus

Ruszyliśmy w kierunku łąki, gdzie zawsze było dużo zwierzyny. Szliśmy po drodze wymieniając jakieś uwagi i mijając członków watahy. Sawa rozmawiała z Mei, Sebastian wędrujący w głąb lasu. Des uwalony na gałęzi drzewa. Kiedy mijaliśmy wielki dąb, mógłbym przysiądz, że widziałem długi, biały ogon znikający między gałęziami. Chyba muszę znaleźć mu zajęcie.
"Życzę powodzenia" odezwał się złośliwy głosik, podsyłając mi scenę z mojego snu. Wyglądało to na przyszłość, w którą bym za nic nie uwierzył. No bo taka wilczyca i ktoś taki jak ja... Ven zasługiwała na kogoś lepszego niż Wilk Apokalipsy. Chyba się w niej zako... Zablokowałem tą myśl. Nie mogę bezpiecznie nawet myśleć...
Trafiliśmy na trop jakegoś jelenia. Stał po środku jedząc spokojnie trawę. Przyczailiśmy się,          namierzyliśmy i wyskoczyliśmy. Jeleń rzucił się do ucieczki. Dogoniliśmy go i wyczuwając odpowiedni moment skoczyliśmy, podgryzając mu gardło. Zwierze zaryczało, przewracając się. Posililiśmy się, a Venus oddała hołd bogini natury. Przyglądałem jej się. Wyglądała bardzo pięknie... Wróć..
-W tak zawsze?-zapytałem z uśmiechem.
-Tak, a wy Death nie oddajecie hołdu?
-Od tego mamy Shadowa... My nie mamy za co dziękować. Odebrała nam możliwość normalnego życia...
-Dlaczego tak uważasz?
-Z doświadczenia... Żadna miłość długo nie wytrzymywała. Nie mówię, że wszystkie-dodałem szybko- zawsze są wyjątki.

Venus?

Od Venus cd Reeda

Zasnęłam bardzo szybko. Po chwili w mojej głowie zmaterializował się sen. Kolorowa mgła oplatała jego krawędzie, nadając obrazowi tajemniczość. Stałam na środku wielkiej polany. Słońce mocno przygrzewało, nie było wiatru. I nagle zobaczyłam, że ktoś biegnie w moim kierunku. Jego postać powiększała się coraz bardziej. Dostrzegłam szarą sierść i żółte oczy, a potem zapadła ciemność.
Obudziłam się natychmiast. Było jeszcze dość ciemno, tylko na wschodzie pojawiła się nikła plama słońca tuż nad horyzontem. Odetchnęłam świeżym, leśnym powietrzem. To był tylko sen. Rozejrzałam się dookoła. Drzewa szumiały pod wpływem lekkiego wiatru, w ich koronach skakały wesoło wiewiórki. Wstałam i otrzepałam się z opadłych liści. Zeskoczyłam zwinnie z drzewa i ruszyłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Czułam, że tylko robienie czegoś pozwoli mi wyrzucić ten sen z pamięci. Po kilku minutach wyszłam na polanę watahy. Nie było na niej nikogo, było za wcześnie. Usiadłam w cieniu wielkiego klonu i wpatrzyłam w horyzont. I po chwili znów pomyślałam o Reedzie. Co robił w moim śnie? Czy ja już naprawdę oszalałam? Przyjmij do wiadomości, odezwał się chytry głosik w mojej głowie, że się w nim... Nie. Nie pozwoliłam dokończyć mu tej myśli. To niemożliwe, żebym się w Reedzie... no właśnie to. Poza tym, nawet nie wiem co on czuje do mnie. Potrząsnęłam łbem, kończąc te całe moje żałosne rozmyślania. Oślepiła mnie jasnego, białego słońca, które wreszcie wstało i mogło się w pełni nacieszyć widokiem naszej ziemi. Zawróciłam więc do lasu. Z każdą chwilą słońce wędrowało coraz wyżej i wyżej, więc drzewa powoli jaśniały. Po chwili jednak spomiędzy pni dwóch starych dębów, wyłoniła się postać Reeda. Zatrzymałam się w pół kroku. A potem powiedziałam:
- Cześć, Reed. Też nie mogłeś zasnąć?
- Nie, widzisz, miałem dziwny sen - odparł basior, ziewając. - A ty?
- Ja tak samo. To co? Może skoro już oboje nie śpimy, to gdzieś pójdziemy? Na polowanie, na przykład?
- Dobra myśl, jestem strasznie głodny.

<Reed?>

wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Reeda cd Venus

Szedłem do jaskini... Pierwszy raz od tylu lat powiedziałem komuś o tym co się stało. I to bez żadnego ale...
-Dziwne co?-usłyszałem z tyłu.
-Nie nudzi ci się to, Shadow?
-Co?
-Siedzenie w mojej głowie.
-Nie, nie nudzi mi się, tam jest bardzo ciekawie, a jaka tam przestrzeń-zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne...
-Idzie ci coraz lepiej. Udało zatrzymać ci się Pokutne Spojrzenie. Ostatnim razem musiałem interweniować.
-Jak widzisz teraz nie musiałeś.
Szedłem dalej przed siebie, ignorując go. Usiadłem przed swoją jaskinią i rozmyślałem. Zastanawiałem się nad dzisiejszym dniem. Nie wiele brakowało, aby doszło do tragedii. Tego się obawiałem... Że właśnie do tego dojdzie. Nikogo nie chciałem skrzywdzić, a w szczególności Ven. Miałem być obojętny na wszystkich, ale nie potrafiłem tak. Czy możliwe, że ja się w Ven... Nieeeee.... Leżałem przed jaskinią, w końcu kłócąc się sam ze sobą.

Ven?

Od Venus cd Reeda

- A kiedy z Wami jest coś nie tak? - zapytałam, przechylając łeb na bok.
- Kiedy odczuwamy inne emocje niż złość i inne takie negatywne... - powiedział tonem kończącym dyskusję.
Kiwnęłam tylko głową i dalej szliśmy w milczeniu. Kiedy zatrzymaliśmy się w lesie watahy, stanęłam naprzeciw Reeda i powiedziałam:
- Tu musimy się rozdzielić.
- Racja, muszę wracać do jaskini.
- A ja muszę wreszcie zrobić obchód lasu.
Staliśmy jeszcze kilka sekund w kłopotliwej ciszy, potem spojrzeliśmy sobie przez chwilę oczy, wymieniliśmy uśmiechy i ruszyliśmy w przeciwne strony. Wolnym krokiem zaczęłam chodzić pośród drzew, słuchając szumu wiatru w ich liściach. Gałązki łamały się pod moimi krokami, spokojne oddechy zlewały się z wiatrem. Znalazłam jakieś wysokie drzewo i wspięłam się na nie. Zrobiłam sobie posłanie z mchu i liści na szerokim pniu, z którego odchodziły gałęzie i ułożyłam się w nim. Pomyślałam o Reedzie, o naszej przyjaźni... a potem nagle przypomniałam sobie ból, które nadało mi Pokutne Spojrzenie. Moje myśli pogalopowały po torze wspomnień o matce, ojcu i watasze, o Royu i Erice... i znowu przypomniał mi się Reed i ja, kiedy wchodziliśmy na ta górę, kiedy mówiłam mu swoją historię... a potem ten smok z bolącym zębem... kolejna myśl o berku, kiedy bawiłam się z Reedem... wszystkie te myśli były jakoś z nim powiązane. Czyżbym się w nim... ale tej myśli nie zdążyłam do końca uformować, bo zmorzył mnie sen.

<Reed?>

Od Reeda cd Venus

-Tak, pamiętam... Nic ci nie jest?
-Nie, wszystko w porządku-powiedziała wadera.
-Kiedy przez przypadek spojrzałem tak na Sawę, była nie przytomna przez tydzień... Przepraszam Cię jeszcze raz. Sam nie wiem dlaczego tak na ciebie naskoczyłem... Może to przez to, że tylko tak jakoś udawało mi się funkcjonować w moim otoczeniu.
Ruszyliśmy w kierunku watahy. Po drodze minęliśmy Shadowa, który patrzył na mnie uważnie.
"Idzie Ci coraz lepiej"-odezwał się złośliwiec w mojej głowie.
Prychnąłem na niego, a Venus spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Shadow się podśmiewuje, jak zwykle z resztą.
-Co?
-Jak dowódca Wilków Apokalipsy, odczuwa jeśli coś jest nie tak z kimś z nas i odbiera nasze emocje.

Venus?

Od Venus cd Reeda

Pokręciłam łbem, patrząc w ziemię. Gdy Reed skończył, poczułam głębokie współczucie. A potem przemówiłam do swoich łap:
- Boisz się, że sytuacja może się powtórzyć?
Nie usłyszałam odpowiedzi, tylko ciche mruknięcie. Westchnęłam, spojrzałam na niego krótko, a potem znowu wpatrzyłam się w ziemię. Milczeliśmy, cisza zdawała mi się nas dobijać. A potem spytałam bardzo cicho:
- Dlaczego nie możesz tego zostawić za sobą? Reed... spójrz na to tak. Masz rodzinę, watahę, przyjaciół... rozumiem, że bardzo Ci ciężko... strasznie Ci współczuję - przytuliłam go po przyjacielsku. - Tak samo czułam się po stracie matki - uśmiechnęłam się do niego ponuro, a moich oczach zaczaił się głęboki smutek. - Ale ja to zostawiłam za sobą. Teraz mam nową watahę, przyjaciół i... i Ciebie, Reed...
Spojrzałam na niego nieśmiało, ale i z nadzieją, że się odezwie. Po chwili faktycznie się odezwał, ale tak jadowicie, że wolałabym tego nigdy nie usłyszeć:
- Jesteś dziecinna. Ty nie rozumiesz jak to jest być traktowanym jak pasożyt! To nie ty mordujesz! To nie ciebie wszyscy unikają!
- Ale przecież... - zaczęłam.
- Zamilknij w końcu! Nie rozumiesz jaki to ból, nosić łańcuchy w pokucie za swoje zbrodnie! - spojrzał mi w oczy.
Jego spojrzenie trwało pięć sekund. Poczułam nagły ból, skręciłam się i upadłam na ziemię. Zaskowytałam z bólu, a po chwili poczułam jak moje własne, niewidzialne pazury łapią mnie, a potem jak moje niewidoczne kły zaciskają się na mojej szyi. Poczułam pierwsze ciepłe strużki krwi na szyi. Zabrakło mi już prawie powietrza, gdy nagle ból ustał. Moja szyja zrosła się, krew zniknęła. Niewidzialne pazury i kły przestały mnie kaleczyć. A więc to takiego bólu doznał Roy... spojrzałam ze strachem na Reeda. W jego żółtych oczach kryła się wściekłość i poirytowanie. Milczeliśmy, wpatrując się w siebie. Po chwili złość ustępowała z oczu basiora, a na jego pysku malowało się lekkie przerażenie. A potem powiedział:
-Strasznie przepraszam Ven... widzisz już jaki jestem? Ech, zresztą szkoda gadać.
Spojrzałam na niego, a potem, ku swojemu i jego zdziwieniu, przytuliłam go. Kiedy się od niego oderwałam, zanim zdążył się odezwać, ja to zrobiłam:
- Reed, to, że jesteś trochę wybuchowy, w niczym mi nie przeszkadza. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz?
Uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że go nie przekonałam, ale ja naprawdę nie miałam mu niczego za złe. Owszem, bolało to jego Pokutne Spojrzenie, ale przecież on mówił, że nie zawsze nad tym panuje.

<Reed? Tak łatwo mnie nie zniechęcisz ^^>

Od Reeda cd Venus

-Powiem Ci... chociaż nie lubię o tym mówić-powiedziałem patrząc przed siebie.- W mojej pierwszej watasze od dziecka przyjaźniłem się z pewną wilczycą imieniem Aqer i jej bratem Nuką. W naszej watasze był obowiązek, że jeśli kogoś wyzwałeś na pojedynek z dobrymi podctawami, to była to walka na śmierć... Półtora roku temu wędrowałem po terenach mojej watahy i jak to z moim szczęściem bywa znalazłem się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.... Usłyszałem krzyk, więc pobiegłem tam jak najprędzej. Zastałem tam Aqer z przegryzionym gardłem. Kiedy przybyła tam reszta watahy, było dla nich wszystko jasne, a Nuka wyzwał mnie na pojedynek. Wtedy to stałem się Wilkiem Apokalipsy. Byłem zmuszony zabić swojego przyjaciela w obronie własnej, a następnie uciekłem... Jak tchurz... Potem zacząłem poszukiwać mordercy Aqer. Byłem jak w transie... Jak później wyjaśnił Shadow, zazwyczaj tak jest, że wilki ogarnia szaleństwo trawające nawet kilka lat. W końcu znalazłem tego wilka i... zabiłem go poraz pierwszy urzywając mocy Wilka Apokalipsy, czyli jak to Shadow nazywa, Pokutnego Spojrzenia. Ciężko nad tym zapanować, dlatego nie chcę nikomu patrzeć w oczy, dłużej niż dwie sekundy. Później znalazł mnie Shadow, który wszystko wyjaśnił.
Odwróciłem głowę w stronę Ven, która siedziała słuchając uważnie.

Venus?

Od Sebastiana- Pegaz

Przechadzałem się między drzewami w powietrzu wyczuwało się głównie zapach lasu i ściółki ,jednak gdyby się w czuć można będzie rozpoznać inne drobniejsze zapachy jak zająca lub wiewiórki ,które się ukrywają ...tylko przed czym? Sam nie wiedziałem. Wędrowałem przed siebie nie mając żadnego celu ,ponieważ czasami sama podróż jest ważniejsza od celu podróży . Gdy poczułem zimny przenikliwy wiatr spojrzałem w górę ,przez korony drzew nie widać było dobrze nieba ,jednak przez prześwity miedzy liśćmi ujrzałem ciemno szare burzowe chmury. Trzeba będzie wracać do jaskini jednak coś powiedziało mi bym jeszcze bardziej zagłębił się w lesie ,zamierzałem posłuchać intuicji ,więc uczyniłem to co usłyszałem. Po paru metrach, przyleciał do mnie mały elf. Wzrostem nie przekraczał 10 centymetrów. Drobne dziewczęce ciałko kontrastowało z wielkimi motyli skrzydłami koloru zieleni . Blond włosy spięte w kucyk ,szpiczaste uszy i mleczna cera to tylko ogólny opis ,ponieważ nie da się opisać słowami piękna tej małej istotki. Ubrana była w sukienkę z płatków róży na malutkich nóżkach nie miała żadnej ochrony. Patrzyła na mnie wielkimi błękitnymi oczętami. Mówiła coś jednak nie potrafiłem zrozumieć jej języka ,który przypominał szelest liści na wietrze. Chwyciła mnie za ucho i próbowała pociągnąć w tylko sobie znanym kierunku. Westchnąłem ,chyba nie da mi spokoju dokupi z nią nie pójdę ,tak też uczyniłem . Po dłuższej chwili przedzierania się przez gęste chwasty ,udało mi się dotrzeć na łąkę porośniętą nie zliczoną ilością kwiatów. Wśród nich widziałem wiele wróżek które patrzyły ze smutkiem na olbrzymie drzewo po środku polany. Gdy spojrzałem w tamto miejsce ujrzałem pegaza. Jego czarna lśniąca sierść kontrastowała z kolorami łąki. Potargana i biała grzywa w niektórych miejscach była przypalona. Piór w niektórych miejscach na skrzydłach w ogóle nie było . Ogólnie ujmując pegaz był bardzo w złym stanie ,ktoś musiał go bić ponieważ gdzie nie gdzie z nie zamkniętych ran ciekła jego szkarłatna krew . Podbiegłem szybko do biednego konia jednak nadepnąłem na coś metalowego które z trzaskiem chrupnęło ,spojrzałem szybko pod łapę był to jakiś mechanizm. Zanim się zorientowałem znajdowałem się w metalowej klatce. Gdy próbowałem się wydostać jacyś ludzie podeszli do pegaza i odwiązali łańcuchy od drzewa jednak zwierzak nie mógł uciec ponieważ prawic cały był pokryty różnymi sznurkami i metalowymi linkami. Przyjrzeli mi się uwarzenie po czym jeden z nich powiedział ze śmiechem:
-Widzisz to John ,cholerny bohater się znalazł ,jednak widać po nim ,że nie wiele by zdziałał .Żeby tak się łatwo złapać- Na co drugi odpowiedział:
-Może nazwiemy go Słabeusz ? Dzięki temu zyskamy jakieś 50 000 dolarów ,gdybyś wilczku zajmował się swoimi sprawami nie doszło by do tego - Przez ich głosy przypomniał mi się tamten felerny dzień gdy pokonały mnie demony ,poczułem znów tą samą złość ,gniew i frustracje. Gdy się zorientowałem byłem przemieniony w demona. Spojrzałem na facetów ,którzy wyglądali na nieźle wystraszonych, by wybić im na zawsze z głów kłusownictwo użyłem swojej mocy by wygiąć kraty z klatki ,które złamały się niczym zapałki .Gdy znalazłem się koło leżących mężczyzn zmieniłem się w człowieka by mnie zrozumieli ,po czym odchrząknąłem i powiedziałem chłodno:
-Jeśli jeszcze raz was tu zobaczę nie skończy się tylko na złamanej klatce .Zrozumiano!- Oboje niemrawo pokiwali głowami dlatego złapałem resztę klatki i zgniotłem ją w dłoniach w średniej wielkości kulkę i zapytałem :
-ZROZUMIANO !?
-Oczywiście ,oczywiście. Nie rób nam krzywdy. Prosiiimyyy-
-Wynocha!- Oboje wstali z ziemi i pobiegli przed siebie potykając się i krzycząc:
-Dziwolągu ...Pożałujesz tego ,jeszcze nam za to zapłacisz- Jednak nie słuchałem ich bardziej przejmowałem się losem skrzydlatego konia .Ruszyłem w kierunku przestraszonego pegaza, musiał bać się ludzi ....Nie dziwie mu .Zdjąłem z niego wszystkie łańcuchy ,które z brzękiem opadły na ziemie. Zwierzak popatrzył nas mnie jakby chciał powiedzieć ,,Dziękuje ci” po czym rozprostował skrzydła i parę razy nimi poruszając wystartował . Po chwili całkiem zniknął mi z pola widzenia. W tej właśnie chwili zaczął padać deszcz ,szybko zmieniłem swoja postać i gdy miałem wybiec z polany poczułem ,że przestało padać ,zdezorientowany spojrzałem na niebo . Dalej padało ale deszcz wokół mnie spływał po niewidzialnym polu. Obejrzałem się wokół ,po czym mój wzrok wylądował na tej samej wróżce która mnie tu przyprowadziła trzymała coś w swoich malutkich rączkach. Był to srebrny naszyjnik z czerwonym kamieniem ,przypominający skrzydło motyla ,po chwili wróżka założyła mi go na szyi . Uśmiechnięta popatrzyła mi w oczy po czym powiedziała:
-Dziękuje ci ,że ocaliłeś naszą łąkę i pegaza ,w zamian mam dla ciebie ten naszyjnik ,który pozwoli ci nas zrozumieć. Ochroni cię też przed niesprzyjającą pogodą –Gdy skończyła uścisnęła czubek mojego nosa i poleciała w gęstwiny. Uśmiechnięty ruszyłem w stronę swojej jaskini.

Od Venus cd Reeda

- Nie boję się o siebie - powiedziałam.
- Jak to? - zdziwił się.
- Reed - spojrzałam mu w oczy - wierzę, że mnie nie skrzywdzisz. I chociaż jesteś innego zdania, nie mam nic przeciwko Twojej rasie i Tobie.
Odwrócił wzrok, patrząc w dal ponad moim ramieniem. A potem westchnął i spojrzał na mnie. Gdy przemówił, głos mu lekko drżał, ale był cichy:
- Nie rozumiem twojego uporu.
- Nikt go nie rozumie, nawet ja - starałam się go trochę rozbawić.
Zero efektu. Patrzył na mnie lekko przybity, ale nie odzywał się. Usiadłam na ziemi, patrząc na niego z lekkim zrezygnowaniem. Dlaczego jest taki smutny?
- Reed? - zaczęłam niepewnie.
Uszy mu lekko drgnęły na dźwięk jego imienia, ale nie zdradził w żaden inny sposób, że mnie słucha.
- Mógłbyś mi opowiedzieć... jak, no wiesz... jak stałeś się Wilkiem Apokalipsy? Jeśli nie chcesz to nie mów, oczywiście - dodałam pospiesznie.
Spojrzał na mnie. Dostrzegłam w jego żółtych oczach głęboki żal. A potem wziął głęboki, spokojny oddech i powiedział:
- ...

<Reed?>

Od Tyks

Postanowiłam odetchnąć świerzym powietrzem...i... no tak... żadko się do tego przyznaję ale mi się nudziło! Gdy przechodziłam przez rzekę zobaczyłam w niej ...brata. To nic dziwnego on jest wilkiem rzek i piorónów. Wstał.
-Co tam?
-Nic tam a u cb?
-Eee..tam mogło być gorzej
Nagle coś się poruszyło


(Ktoś?)

Beta II

Trochę słabo ostatnio jesteśmy z czasem, więc ogłaszamy konkurs na Betę II ! Osoba, która zostanie taką betą, będzie miała swoje obowiązki i przywileje.

Wymagania na Betę II:
-Chęć pomocy i dalszego rozwoju watahy
-Aktywność zarówno na blogu jak i na howrse
-Konto na bloggerze.

Konkurs składa się z trzech etapów:
-Etap I-Pomysł- każdy z uczestników daje pomysły jak ulepszyć watahę i promować ją.
-Etap II- Młody Wilk- opowiadanie. Idąc przez las spotykacie małego, przerażonego wilczka.
Pytania:
-Jak wyglądał?
-Co go przestraszyło?
-Gdzie byli jego opiekunowie?
-Co robił na naszych teenach?
Ilość słówa: 600
-Etap III- Finał- opisujecie wyprawę. Po środku Smoczej Krainy do której się wybraliście, stoi wielki zamek.
Pytania:
-Jak przeszliście przez ziemię złych smoków?
-Czy odnieśliście rany?
-Jak wyglądał zamek ?
-Kogo tam spotkaliście?
Ilość słów: 1000

Pierwszy etap już 11.08.2015r.

Poza tym reszta ogłoszeń.
Już w tym miesiącu odbędzie się pierwszy Sunrun!

Od Venus- Pomoc

Tak jak zwykle w południe, szłam sobie spokojnie przez polanę. Trawa szumiała przyjemnie. Wszyscy członkowie watahy leżeli na polanie wylegując się w słońcu i odpoczywając po polowaniu i posiłku. Uśmiechnęłam się więc promiennie do Reeda i Shadowa, którzy znowu się kłócili. Potem machnęłam łapką Lyrze, siedzącą w cieniu wielkiego dębu. Potem uniosłam łeb i szczeknęłam radośnie w kierunku Měinǚ, która szeptała coś do rośliny. Potem minęłam Sawę, uśmiechając się do niej. Reszta wilków leżała na środku polany. Chociaż... chyba kogoś brakowało. Pewnie jakieś trudności na polowaniu. Machnęłam ogonem, po raz ostatni omiotłam spojrzeniem polanę i weszłam w głąb lasu. Po chwili usłyszałam jakiś stłumiony głos. Ze zdziwieniem ruszyłam w tamtym kierunku. Po kilku metrach głos rozbrzmiał bardzo wyraźnie:
- Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!
Puściłam się biegiem, nie zważając na gałęzie, które boleśnie ocierały się o mnie oraz kołtuniły mi sierść. Oczy mi zaszły łzami od pędu powietrza. I nagle, po przedarciu się przez wyjątkowo cierniste krzaki, stanęłam nad strasznie głębokim dołem. Jego ściany były obsypane ostrymi, długimi kolcami. Na samym dole stał... Galaxy. Basior o beżowej sierści patrzył na mnie wyczekująco. Ja również na niego patrzyłam, ale z głębokim zdziwieniem. Zatrzymałam się na samym brzegu dołu, gięłam przednie łapy i schyliłam łeb do dołu.
- Co Ty tam robisz, Galaxy!? - krzyknęłam do basiora.
Zobaczyłam jak przewraca oczami i mówi:
- A czy to ważne? Możesz mi pomóc?
- Jasne! - odkrzyknęłam.
Gwizdnęłam cicho i pnącza skierowały się w dół, aby złapać basiora i wyciągnąć. Kiedy jednak schyliły się na tyle, aby być w głębi dołu, nagle spopieliły się i popiół z nich opadł na ziemię.
- Już próbowałem mocy! To trzeba zrobić bez użycia mocy! - krzyknął Galaxy.
- Fajnie, że teraz mówisz - burknęłam, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś przydatnego narzędzia.
Dostrzegłam wyjątkowo gruby i długi konar, odłamany od swojego drzewa chyba w brutalny sposób. Mówiąc sobie w duchu, że to pewnie przez ostatnie silne wiatry, złapałam go w pysk i złożyłam na brzegu dołu i podbiegłam do drzewa. Wyskoczyłam w powietrze i chwyciłam najbliższą lianę zębami. Kiedy opadałam w dół, liana pękła z cichym pyknięciem. Obwiązałam ją dokładnie dookoła konara, spuściłam ostrożnie do dołu i powiedziałam:
- Złap to i mocno się trzymaj!
Zobaczyłam jak Galaxy chwyta konar przednimi łapami i zębami. A potem pnącza już mogły mi pomóc. Złapały mocno lianę i pociągnęły pionowo w górę. Po chwili już Galaxy stał obok mnie. Zdjął sobie grzywkę z oczu, machnął lekko ogonem i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i powiedział:
- Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co - machnęłam łapą i wyszczerzyłam do niego zęby.
A potem, nadal rozmawiając ruszyliśmy dalej w las, zostawiając dziwny dół, który w niewytłumaczalny sposób zniknął i już się nie pojawił.