Biegłam ile sił, bo goniły mnie jakieś wilki. Tak, wiem, mogłam zamienić
się w ducha lasu i ich zabić, ale nie stanowili zagrożenia dla lasu
goniąc mnie... Może stanowili zagrożenie, ale sposobem; Brak ołówka =
brak notatek = nie nauczenie się = nie zdanie testu = brak pracy = brak
pieniędzy = brak miłości = depresja = choroba = śmierć, co się równa
brak ołówka = śmierć. A więc, biegłam, gdy nagle przede mną pojawił się
wilk. Nie byłam zbyt dobra w skakaniu, więc zatrzymałam się ryjąc łapami
w ziemi. Nie mogłam rozpoznać zapachu wilka, więc nastroszyłam futro w
geście ostrzegawczym. Wilk w przeciwieństwie do mnie stał spokojnie z
drwiącym uśmieszkiem. W końcu usiadłam i wpatrywałam się w niego tym
samym stalowym spojrzeniem.
-Wataha? -spytałam.
-Dlaczego mam Ci to mówić? -nieznajomy zaśmiał się szyderczo.
Warknęłam ostrzegawczo. Wciąż nie znałam ani skąd jest, ani jak ma na
imię i jakie ma zamiary. Co by się stało jakby chciał zniszczyć las? A
ja tak sobie siedzę i nic z tym nie robię. Nastroszyłam ponownie futro.
-To do jakiej watahy należysz?
<Ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz