-Jesteś teraz łatwym celem-odezwał się głos nade mną , a ja podskoczyłam ze strachu.
Na gałęzi drzewa siedział nie kto inny, tylko właśnie Shadow.
-Czy ty masz kota w rodzinie? Dużo czasu spędzasz na drzewach.
-Tu się najlepiej myśli.
-A nad czym tak się zastanawiasz?
Zeskoczył z drzewa i stanął przedemną.
-Wiesz, że widzę jeden etap życia. Śmierć. Ostatnio znowu to widziałem, tylko tym razem jednego z członków naszej watahy. A dokładnie...-wziął głęboki wdech.-Twoją.
Świat zatrzymał się na chwilę. Czy on właśnie powiedział, że umrę. Jak to możliwe? Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić.
-Kiedy i jak?
-Za dwa dni. Spotkasz młodą wilczycę z młodymi, atakowaną przez jakiegoś wilka. Staniesz w jej obronie.
-Ocalę ją?
-Tak.
-Mam jedną prośbę, nie mów nic Reedowi. Znasz go. Działa zbyt impulsywnie.
Zawołałam Reeda i Tyks do swojej jaskini.
-Słuchajcie, musimy coś ustalić. Chodzi o przejęcie watahy po mojej śmierci.
-Optymistka -pychnął Reed.
-Realistka. Chcę mieć wszystko zaplanowane, abyście później nie mieli problemu. Reed, kiedy tylko zakładaliśmy watahę, od razu powiedziałeś, że alfą nie zostaniesz. Dalej to utrzymujesz?
-Tak, byłby ze mnie słaby alfa.
-Dobrze, szanuję twoje zdanie. W takim razie drugą osobą, która według mnie nadaje się na to stanowisko to ty, Tyks. Wychowałaś się tu i znasz to miejsce równie doskonale jak ja, czy Reed. Zgadzasz się?
-Oczywiście, z przyjemnością.
-To dobrze.
-Sawa, czy coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku.
Następne dwa dni starałam się spędzać czas z bliskimi. Aż nadszedł ten dzień. Szłam lasem, gdy ujrzałam wyczerpaną, ranną wilczycę broniącą dwójkę szczeniąt przed wielkim czarnym wikiem. Śmierci nie da się oszukać. Wbiegłam pomiędzy walczące wilki rzucając się na basiora. Oboje odnieśliśmy wiele ran. W końcu wgryzłam się ostatkiem sił w jego gardło, lecz on przeciął mi pazurami gardło. Opadłam na ziemię, czując jak krew tworzy wielką kałużę, a oczy powoli zaczęły się zamykać...To koniec...
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz