wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Sebastiana- Pegaz

Przechadzałem się między drzewami w powietrzu wyczuwało się głównie zapach lasu i ściółki ,jednak gdyby się w czuć można będzie rozpoznać inne drobniejsze zapachy jak zająca lub wiewiórki ,które się ukrywają ...tylko przed czym? Sam nie wiedziałem. Wędrowałem przed siebie nie mając żadnego celu ,ponieważ czasami sama podróż jest ważniejsza od celu podróży . Gdy poczułem zimny przenikliwy wiatr spojrzałem w górę ,przez korony drzew nie widać było dobrze nieba ,jednak przez prześwity miedzy liśćmi ujrzałem ciemno szare burzowe chmury. Trzeba będzie wracać do jaskini jednak coś powiedziało mi bym jeszcze bardziej zagłębił się w lesie ,zamierzałem posłuchać intuicji ,więc uczyniłem to co usłyszałem. Po paru metrach, przyleciał do mnie mały elf. Wzrostem nie przekraczał 10 centymetrów. Drobne dziewczęce ciałko kontrastowało z wielkimi motyli skrzydłami koloru zieleni . Blond włosy spięte w kucyk ,szpiczaste uszy i mleczna cera to tylko ogólny opis ,ponieważ nie da się opisać słowami piękna tej małej istotki. Ubrana była w sukienkę z płatków róży na malutkich nóżkach nie miała żadnej ochrony. Patrzyła na mnie wielkimi błękitnymi oczętami. Mówiła coś jednak nie potrafiłem zrozumieć jej języka ,który przypominał szelest liści na wietrze. Chwyciła mnie za ucho i próbowała pociągnąć w tylko sobie znanym kierunku. Westchnąłem ,chyba nie da mi spokoju dokupi z nią nie pójdę ,tak też uczyniłem . Po dłuższej chwili przedzierania się przez gęste chwasty ,udało mi się dotrzeć na łąkę porośniętą nie zliczoną ilością kwiatów. Wśród nich widziałem wiele wróżek które patrzyły ze smutkiem na olbrzymie drzewo po środku polany. Gdy spojrzałem w tamto miejsce ujrzałem pegaza. Jego czarna lśniąca sierść kontrastowała z kolorami łąki. Potargana i biała grzywa w niektórych miejscach była przypalona. Piór w niektórych miejscach na skrzydłach w ogóle nie było . Ogólnie ujmując pegaz był bardzo w złym stanie ,ktoś musiał go bić ponieważ gdzie nie gdzie z nie zamkniętych ran ciekła jego szkarłatna krew . Podbiegłem szybko do biednego konia jednak nadepnąłem na coś metalowego które z trzaskiem chrupnęło ,spojrzałem szybko pod łapę był to jakiś mechanizm. Zanim się zorientowałem znajdowałem się w metalowej klatce. Gdy próbowałem się wydostać jacyś ludzie podeszli do pegaza i odwiązali łańcuchy od drzewa jednak zwierzak nie mógł uciec ponieważ prawic cały był pokryty różnymi sznurkami i metalowymi linkami. Przyjrzeli mi się uwarzenie po czym jeden z nich powiedział ze śmiechem:
-Widzisz to John ,cholerny bohater się znalazł ,jednak widać po nim ,że nie wiele by zdziałał .Żeby tak się łatwo złapać- Na co drugi odpowiedział:
-Może nazwiemy go Słabeusz ? Dzięki temu zyskamy jakieś 50 000 dolarów ,gdybyś wilczku zajmował się swoimi sprawami nie doszło by do tego - Przez ich głosy przypomniał mi się tamten felerny dzień gdy pokonały mnie demony ,poczułem znów tą samą złość ,gniew i frustracje. Gdy się zorientowałem byłem przemieniony w demona. Spojrzałem na facetów ,którzy wyglądali na nieźle wystraszonych, by wybić im na zawsze z głów kłusownictwo użyłem swojej mocy by wygiąć kraty z klatki ,które złamały się niczym zapałki .Gdy znalazłem się koło leżących mężczyzn zmieniłem się w człowieka by mnie zrozumieli ,po czym odchrząknąłem i powiedziałem chłodno:
-Jeśli jeszcze raz was tu zobaczę nie skończy się tylko na złamanej klatce .Zrozumiano!- Oboje niemrawo pokiwali głowami dlatego złapałem resztę klatki i zgniotłem ją w dłoniach w średniej wielkości kulkę i zapytałem :
-ZROZUMIANO !?
-Oczywiście ,oczywiście. Nie rób nam krzywdy. Prosiiimyyy-
-Wynocha!- Oboje wstali z ziemi i pobiegli przed siebie potykając się i krzycząc:
-Dziwolągu ...Pożałujesz tego ,jeszcze nam za to zapłacisz- Jednak nie słuchałem ich bardziej przejmowałem się losem skrzydlatego konia .Ruszyłem w kierunku przestraszonego pegaza, musiał bać się ludzi ....Nie dziwie mu .Zdjąłem z niego wszystkie łańcuchy ,które z brzękiem opadły na ziemie. Zwierzak popatrzył nas mnie jakby chciał powiedzieć ,,Dziękuje ci” po czym rozprostował skrzydła i parę razy nimi poruszając wystartował . Po chwili całkiem zniknął mi z pola widzenia. W tej właśnie chwili zaczął padać deszcz ,szybko zmieniłem swoja postać i gdy miałem wybiec z polany poczułem ,że przestało padać ,zdezorientowany spojrzałem na niebo . Dalej padało ale deszcz wokół mnie spływał po niewidzialnym polu. Obejrzałem się wokół ,po czym mój wzrok wylądował na tej samej wróżce która mnie tu przyprowadziła trzymała coś w swoich malutkich rączkach. Był to srebrny naszyjnik z czerwonym kamieniem ,przypominający skrzydło motyla ,po chwili wróżka założyła mi go na szyi . Uśmiechnięta popatrzyła mi w oczy po czym powiedziała:
-Dziękuje ci ,że ocaliłeś naszą łąkę i pegaza ,w zamian mam dla ciebie ten naszyjnik ,który pozwoli ci nas zrozumieć. Ochroni cię też przed niesprzyjającą pogodą –Gdy skończyła uścisnęła czubek mojego nosa i poleciała w gęstwiny. Uśmiechnięty ruszyłem w stronę swojej jaskini.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz