wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Venus- Pegaz

Przechadzałam się spokojnie po lesie, wsłuchując w szum drzew. Kocham takie spacery. Wtedy nic mi nie przeszkadza, mogę się cieszyć naturą oraz wdychać świeże, przepełnione zapachem drzew i zwierząt, powietrze. Ściółka leśna, w skład której wchodziły patyczki, chrupała mi pod łapami. Nagle zawiał wiatr. Pobawił się moją sierścią i szepnął: "Nadchodzi...".
- Co takiego? - spytałam.
Lecz wiatr ma to co siebie, że jest wredny. Zasieje ziarno niepewności i odfrunie. Naprawdę wkurzające. Lecz nagle usłyszałam nad uchem trzepot skrzydeł. Odwróciłam łeb w tym kierunku i ujrzałam elfa. Elfkę, tak dokładniej. Miała burzę gęstych, czerwonych, poskręcanych włosów. W zielonych oczach kryła się panika. Ubrana była w zielonkawą sukienkę z jedwabiu. Wykonywała jakieś gesty, piszczała i latała zdezorientowana. Nagle chwyciła mnie wątłymi rączkami za ucho i zaczęła ciągnąć w bliżej nieznanym mi kierunku. Ponieważ jednak byłam od niej o wiele silniejsza, stałam nadal w miejscu i patrzyłam na nią ze zdumieniem. Po chwili wyrwałam ucho z jej uścisku i spytałam:
- Kim jesteś?
- Moje imię brzmi Evanora. Zło uwięziło Pegaza i teraz on nie może się wydostać! Musisz mu pomóc! Błagam! - krzyczała Elfka.
Uniosłam brwi, ale zaraz potem je zmarszczyłam. Kiwnęłam głową i powiedziałam:
- Prowadź.
Elfka natychmiast odleciała, a ja ruszyłam za nią. Kiedy mijałyśmy liściaste i iglaste drzewa, czułam, że burza zbliża się coraz bardziej. Kiedy wpadłam w jakąś sporą dziurę, Elfka podleciała do mnie i znów złapała za ucho. Zaczęła mnie ciągnąć do góry, aby pomóc mi wyjść z dziury. Wydostałam się z niej i ponownie ruszyłam za Evanorą. Miałam już strasznie brudną sierść. Po chwili zaczął siekać deszcz. Był na zmianę zimny i ciepły, równy i skośny. Kiedy zaczął mi wpadać do oczu, zawiał bardzo silny wiatr. Cofnęłam się o kilka kroków i aby nie pozwolić się zdmuchnąć, przywiązałam sobie łapy do podłoża pnączami. Złapałam Evanorę za skrawek jej zadziwiająco mocnej sukienki i przytrzymałam, aby i ją nie zdmuchnął wiatr. Kiedy minął ten nagły powiew, puściłam Elfkę, która ruszyła dalej. Poszłam za nią, a po chwili usłyszałam rżenie przerażonego konia. Puściłam się biegiem, ignorując krzyczącą Elfkę. Przedarłam się przez kłujące krzaki i zobaczyłam śnieżnobiałego konia o wielkich, białych skrzydłach, którymi machał w rozpaczy. Pysk Pegaza był czarny, a kopyta lśniły szczerym złotem. Wywijał mlecznym ogonem na boki. Kiedy zarzucił wysoko szlachetny łeb i zarżał przenikliwie, dostrzegłam białka jego wystraszonych oczu. Podeszłam do niego ostrożnie, na co zaczął rzucać się jeszcze bardziej. Przemówiłam więc do niego spokojnym głosem:
- Już dobrze, pomogę ci, przestań się rzucać.
Pegaz utkwił we mnie dziki, przerażony wzrok. Jego tylne nogi były spętane kolczastym drutem, który boleśnie wbijał się w skórę zwierzęcia. Przednimi kopytami Pegaz usiłował rozkopać ziemię, jednak im bardziej sie rzucał, tym bardziej zaciskał się drut na jego kończynach. Tym razem pędy nie mogły tu pomóc. Drut był za mocny. Szarpnęłam nim. Na próżno. Po chwili wpadł mi do głowy pomysł. Utkwiłam wzrok w drucie. Skupiłam się. I nagle, tuż obok mnie strzelił piorun. Błysk oślepił mnie na chwilę, a potem usłyszałam rżenie Pegaza. Otworzyłam oczy i spojrzałam na drut. Był przecięty. Wyciągnęłam ostrożnie nogi Pegaza z resztek tego kolczastego drutu i odsunęłam się. Spojrzałam na konia przyjaźnie. Teraz Pegaz wstał. Wyglądał jeszcze wspanialej w pozycji stojącej. Rozpostarł skrzydła na całą szerokość, co sprawiało niezłe wrażenie. Uniósł dumnie łeb i parsknął. A potem uderzył złotym kopytem w runo leśne i schylił łeb ku mnie. Trącił mnie pyskiem, musnął swoim spokojnym, ciepłym oddechem moją sierść. Spojrzałam mu w oczy. Był spokojny, widać w nich było wdzięczność. Uśmiechnęłam się do niego i liznęłam go po pysku. A potem podleciała Evanora i pisnęła podekscytowana:
- Dziękuję ci, Venus. Bardzo jesteśmy ci wdzięczni. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
A potem pomachała mi ręką. Nie pytałam skąd zna moje imię. Pegaz jeszcze raz prychnął, trącił mnie pyskiem i rozłożył skrzydła. Następnie, z zadziwiającą siłą, uniósł się na nich w powietrze i odleciał wraz z Elfką. Zanim się zorientowałam, przestało padać i burza ustała. Patrzyłam za odlatującymi postaciami, dopóki nie zniknęły mi z oczu. A potem machnęłam ogonem, uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam się, aby powrócić na tereny watahy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz