poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Tyks- Smok

Podczas spaceru w lesie zauważyłam pewną niespotykaną jaskinię. Z uśmiechem na pysku podbiegłam do niej. Uwielbiałam gdy coś się dzieje i jak grom z jasnego nieba.... jaskinia. Wbiegłam do niej nie zważając na mrok. W oddali zobaczyłam światło. Światło?!
Podbiegłam. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam martwego smoka. Już nie było mi do śmiechu. Smoka bardzo trudno zabić, zresztą uwielbiałam te stworzenia. Schyliłam łep i wyciszyłam myśli. Poczekałam minute...a może dwie? Nie ważne! Odchyliłam głowę i zobaczyłam coś co znowu sprawiło że podskoczyłam z radości! Smocze jajo!!! Poruszyłam nim. Nic się nie stało... Wzięłam je ze sobą i ukryłam... nie chcecie wiedzieć gdzie... no dobra..mam duży żołądek...bez komentarza! Dy weszłam do nory zobaczyłam nieład jak zwykle. Posprzątałam trofea (róg jelenia, jad chimery itp.) ułożyłam gniazdo położyłam jajeczko i czekałam, dzień możne dwa... w końcu nie wytrzymałam...zasłoniłam jaskinie i zaczęłam wysiadywać jajo...
Minęło kilka godzin i jajo WRESZCIE zaczęło pękać. Uśmiechnęłam się i zsiadłam z jaja pękło, i wykluł się... zielono-błękitny smok.
-To smoczyca- powiedziałam i zaglądnełam ....wiecie gdzie smoczkowi.
-Hmm jak cię przemycić? JUŻ WIEM!
...
Znalazłam sposób...ukryłam smoka pod skórą antylopy...wyglądałam dziwnie...skąd to wiedziałam? Minęłam parę wilków, Venus, Lucy, Sebastiana...patrzyli na mnie... ze współczucia (czego nienawidzę!) bo pewnie myśleli że mam garba.
Poszłam do Sawy. Siedziała na drzewa i coś tam mruczała. Zobaczyła mnie i uśmiechnęła się, ale na widok garba posmutniała.
-Co ci się stało? -powiedziała i zeskoczyła z drzewa.
Zrobiłam chyba głupia minę bo Sawa się roześmiała.
Westchnęłam:
-To nie garb to smok.
Odsłoniłam mój ,,garb'' i z przerażenia aż podskoczyłam.
-GDZIE JEST SMOK!?
-Uspokój się -powiedziała Sawa- na pewno gdzieś jest.
Ale nie mogłam się uspokoić, kręciłam się i...płakałam.
-Proszę...pomóż mi.
Sawa zawyła i zwołała naradę. Pojawiły się chyba wszystkie wilki. Sawa powiedziała:
- Zaginął smok Nyks był...
-Zielono-niebieski z fioletowymi oczami, smoczyca.
-Dziękuję Nyks -powiedziała i wilki natychmiast się rozbiegły w poszukiwaniu mojego smoka.
...
Minęło kilka godzin i nic! Zero, finito! Nigdzie nie było smoka...przepraszam...smoczycy.
Smutna wróciłam do jaskini i zobaczyłam...chimerę. Przestraszyłam się i zaczęłam uciekać. Próbowałam powiedzieć zaklęcie ale chimera trafiła mnie kwasem...fuj!
Zaczęłam wołać o pomoc ale...nic z tego czułam że przestaję ruszać łapą czy ustami. Zostałam sparaliżowana a w oczach miałam łzy. Wiedziałam że to koniec... już nawet w głowie ktoś lub coś zaczęło do mnie nawijać:
-Już lecę! Trzymaj się!
Taak głosy...GŁOSY?! To nie brzmiało jak nic zza światów. To był...mój smok.
Przyleciała do mojej jaskini ale nie jako małe smoczątko... była WIELKIM smoczątkiem.
No jasne! Smoki przecież szybko rosną! Uśmiechnęłam się widząc jak mój smok odgryza głowę chimerze. Smoczyca dotykała mnie i bardzo szybko przestał mnie piec brzuch. Odezwałam się do niej.
-Co robiłaś gdzie byłaś?
Uśmiechnęła się i odezwała się w mojej głowie.
-Pożegnać matkę.
Po kilku minutach odezwała się znowu:
-Fragonia.
-Co?
-Mam na imię Fragonia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz