środa, 15 lipca 2015

Od Sebastiana do ktosia

Minął rok odkąd zamordowali Beletha,jednak nadal szukałem jego oprawców. Nie mogłem im wybaczyć, że go zabili, dlatego zacząłem ich poszukiwać. Pytałem każdej osoby, którą spotkałem o cztery demony. Czasami otrzymywałem interesujące mnie informacje czasami nie. Tak to w życiu bywa. Jednak teraz byłem już bardzo blisko celu, dlatego nie mogłem się zatrzymywać. Szedłem przed siebie wydeptaną już dróżką. Musieli być nie daleko,ten fakt bardzo mnie uradował. Szedłem coraz wolniej nasłuchując i rozglądając się,jednak wśród drzew trudno było coś zauważyć. Po około godzinie zobaczyłem przed sobą światło,które pewnie pochodziło z ogniska. Usłyszawszy głosy zza wysokich krzaków,miałem pewność,że to Demony,które zabiły mojego opiekuna. Dlatego zmieniłem się demona i wyskoczyłem trafiając na jednego z nich. Był cały czerwony z bliznami pod okiem. Zdziwiony patrzył na mnie,nie wiedząc, co się dzieje,wykorzystałem ten moment i wgryzłem się w jego szyje. Usłyszawszy za sobą nerwowe wołania szybko odwróciłem się.Jednak nie zdążyłem zrobić uniku i dostałem potężną łapą. Odrzuciło mnie na średniej wielkości drzewo,które złamało się pod wpływem mojego uderzenia. Cała trójka doskoczyła do mnie by zadać decydujące ciosy,jednak szybko ugryzłem czarnego basiora ze skrzydłami. Ten odskoczył, ale dwójka,która została,zaczęła gryźć mnie w szyje i brzuch. Nie mogłem zaatakować,ponieważ byli za szybszy. Po dość krótkiej chwili leżałem w ciepłej kałuży krwi, a moi oprawcy stanęli nad mną śmiejąc się z mojej głupoty i naiwności. Szydzili,że taki pół demon jest nic nie warty i nie byłby wstanie pokonać jednego demona a co dopiero cztery . Wszyscy na mnie splunęli mówiąc
-Żyj sobie. Nie jesteś wart dobicia-Po, czym odeszli. Leżałem tak na ziemi, jednak za nim straciłem przytomności z powodu utraty krwi usłyszałem jak ktoś biegnie w tą stronę.

**************

Gdy obudziłem się ,powoli odtworzyłem oczy, jednak nie widziałem nic,wszędzie było ciemno. Nie miałem odwagi się odezwać,dlatego czekałem cierpliwie na to, co ma się wydarzyć. Po jakimś czasie w jaskini zrobiło się jaśniej,usłyszałem też jak ktoś idzie. Nie wiedziałem, kogo spotkam jednak miałem nadzieje, że będzie to przyjaciel a nie wróg.


(kto jest chętny ze mną popisać )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz