sobota, 11 lipca 2015

Od Venus do Měinǚ

Był bardzo ciepły dzień. Siedziałam na polanie, a słońce igrało w mojej sierści. Czyżby to już? Czy to już pora? Słyszałam szum lasu. Mówił, że już czas. Otworzyłam oczy. I wtedy natychmiast rzuciłam się do pogoni. Ufałam, że szum podpowiedział mi dobrze. Biegłam więc. I po chwili zobaczyłam, że biegnę za wyjątkowo pięknym jeleniem. Miał spiżowe kopyta, złote poroże oraz wspaniałą, złocistą skórę. Biegłam za nim bardzo szybko, prawie się z nim zrównałam. Nagle jeleń zawrócił na tylnych kopytach i pogalopował prosto na mnie. Zdążyłam uskoczyć, a w miejsce, w którym sekundę wcześniej byłam uderzyły twarde kopyta. Spojrzałam za uciekającą zdobyczą. Tak łatwo nie będzie. Gwizdnęłam cicho. Spod ziemi wyskoczyły pnącza.
- Zagońcie go do mnie - rozkazałam im.
Zielone pędy zanurkowały pod ziemię. Zobaczyłam w oddali jak wyskakują tuż przed jeleniem, który staje dęba i zawraca w moją stronę. Słyszałam dudnienie jego kopyt, słyszałam prawie jego oddech. I znowu pogoń. Biegłam ile sił, czułam prawie drżenie na jego ciele. Jeszcze moment. Nagle olśniewające poroże błysnęło w słońcu. Jeleń znowu zawrócił. Lecz teraz miał powody. Uskoczyłam, a tuż za jeleniem nadbiegła jakaś brązowa wadera. Zdziwiłam się i wyprułam jak strzała do przodu. Zrównałam się z wilczycą i wbiłam wzrok w tylne kończyny jelenia. Wyczułam moment, kiedy były schowane pod ciałem i wskoczyłam jeleniowi na grzbiet. Cichy gwizd i pnącza zablokowały jeleniowi drogę. Jego poroże zaczepiło się o jakiś wyjątkowo duży cierń i jeleń zaczął wierzgać ze strachu i bezsilnej złości. Po chwili jednak leżał martwy, uduszony przez dzikie pnącza. Jego złote poroże po raz ostatni zasmakowało słońca. W jego oczach odbiło się niebo i chmury, które przestał widzieć... Stanęłam nad martwym ciałem i oddałam hołd Matce Naturze - w podzięce za udane łowy. Kiedy skończyłam wyć nad jeleniem, spojrzałam w kierunku brązowej wadery, która zatrzymała się i oglądała scenę z odległości kilku metrów. Machnęłam na nią ogonem, prosząc, aby podeszła. Uczyniła to. Schyliłyśmy się do padliny i przez kilka chwil jadłyśmy w milczeniu. Kiedy się najadłyśmy, odeszłyśmy kilka kroków od zdobyczy. Ciało jelenia nagle ożyło i zmieniło się w młodego jelonka. Pogalopował szybko do matki, która wyłoniła się z lasu. Obydwoje po chwili zniknęli pośród drzew. Naprawdę, Matka czasem mnie zadziwia. Obrzuciłam waderę badawczym spojrzeniem. Patrzyła na miejsce, w którym zniknął jelonek z matką. A potem spojrzała na mnie. Uśmiechnęłam się do niej. Odwzajemniła gest. Spytałam więc łagodnie:
- Jak się nazywasz?
<Měinǚ?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz