czwartek, 16 lipca 2015

Od Venus cd Lyry

Pobiegłam przed siebie, nie słuchając kotki ani Lyry. Co prawda lekko ślizgałam się na kamieniach, ale już po chwili wpadłam do komnaty, o której mówiła Spectra. Faktycznie, rosło tam ogromne drzewo. Nagle dobiegł mnie ryk. O ile się nie myliłam, ryk gryfa. Spomiędzy liści zamigotały żółte ślepia. A potem szelest zdradził przemieszczanie się gryfa. I nagle, z najniższej gałęzi drzewa zszedł ów stwór. Pół orzeł-pół lew, wyglądał wspaniale. Zamiatał posadzkę długim ogonem zakończonym pędzlem. Grzbiet pokryty sierścią, z którego wyrastały potężne, białe skrzydła orła. Szyja pokryta była piórami, dziób zakrzywiony i bardzo ostry, na głowie znajdowały się żółte oczy. Przednie łapy były ptasie, a tylne lwie. Po pierwszym gryfie, z drzewa zszedł również drugi. Stanęły w miejscu, wpatrując się we mnie, a ja w nie. Zrobiłam pierwszy krok. Spotkało się to z protestem. Gryfy machnęły groźnie skrzydłami i ryknęły, łypiąc na mnie oczami. Zrobiłam drugi krok. Gryfy przyjęły pozycję do skoku. Z trzecim krokiem stało się jednak coś dziwnego. Jeden z gryfów machnął ogonem i podszedł do mnie. Trącił mi pysk dziobem. Polizałam go w dziób. Podszedł drugi gryf i skubnął mnie w sierść. Zaśmiałam się. Nagle do komnaty wbiegły Lyra i Spectra. Kiedy mnie zobaczyły, wyglądały na zdziwione.
- Wiecie co? - spytałam się ich. - Wiele słyszałam o gryfach, że są okrutne i wredne, ale te tu - wskazałam na dwa gryfy, które teraz trącały mnie dziobami. - Wcale nie są takie złe.
Uśmiechnęłam się do nich.

<Lyra?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz