sobota, 11 lipca 2015

Od Venus

Leżałam sobie spokojnie na plecach w wodzie. Zanurzyłam się kilka centymetrów pod powierzchnię i wciągnęłam wodę. Wypłynęła mi gdzieś za uszami, a ja dostarczyłam do mózgu życiodajny tlen. Przepłynęłam kilka metrów patrząc na dno. A potem podpłynęłam do dna i dotknęłam go łapami. Zaczęłam chodzić po podwodnej łące usianej koralowcami i jeżowcami. Przybiłam piątkę żółwiowi, a potem stworzyłam wir. Podpłynął do mnie z odległości kilku metrów. Wskoczyłam na niego i zaniósł mnie na brzeg. Gdy moje łapy dotknęły twardej ziemi porośniętej trawą, wir zniknął. Otrzepałam się z wody i rozejrzałam się. Wczoraj już widziałam kawałek lasu, ale za dnia był jeszcze piękniejszy. Drzewa miały zaskakująco grube pnie i zielone liście. Spomiędzy niektórych wyglądały na mnie elfy, które pozdrawiałam machnięciem ogona. Podeszłam do pierwszego drzewa i wlazłam na nie. Na najwyższej gałęzi zatrzymałam się i ogarnęłam wzrokiem horyzont. Westchnęłam z rozmarzeniem, kiedy poczułam na sierści powiew wiatru. A potem usłyszałam za plecami czyjś głos:
- Ekhem, dzień dobry.
Odwróciłam się szybko i zobaczyłam szarego basiora stojącego tuż za mną. Miał żółte, przeszywające oczy i omiatał mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Nie taki dobry, jeśli zaczyna się go od zawału - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Wilk spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Teraz jego spojrzenie było mniej chłodne, ale nadal nieprzyjemne. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. A potem gwizdnęłam cicho i spod ziemi ku mnie wystrzeliły dzikie, grube pnącza. Jedno wzniosło się ponad mnie i zawiązało mi się na brzuchu. A potem przyłożyłam łapę do czoła i zasalutowałam.
- Odmeldowuję się - powiedziałam.
Po tych słowach pnącze uniosło mnie w powietrze i dostarczyło bezpiecznie na ziemię. Potrząsnęłam łbem i skierowałam się znów w kierunku jeziora. Byłam już po "kostki" w wodzie, gdy usłyszałam ponownie głos szarego basiora o żółtych oczach:
- Ej, dokąd się wybierasz?
Odwróciłam łeb w jego kierunku. Stał na brzegu patrząc na mnie. Miał postawione na sztorc uszy, a w oczach malował mu się upór. Stłumiłam chichot i powiedziałam spokojnie, jakbym wyjaśniała coś oczywistego:
- W świat.
Ruszyłam dalej przez wodę. Kiedy sięgała mi do brzucha, usłyszałam jak basior wchodzi do wody. Zatrzymał się kilka kroków za mną i spytał:
- Ale... ściślej?
- A co Cię to tak interesuje? - posłałam mu badawcze spojrzenie.
Milczał przez krótka chwilę. Chyba myślał. A potem powiedział:
- To są tereny Watahy Srebrnej Polany. Jeśli jesteś wrogiem, mam obowiązek Cię usunąć.
Patrzyłam na niego z zaskoczeniem. Wataha... brzmi ciekawie. Nawet bardzo. Może spróbujemy? Powiedziałam więc tym samym spokojnym tonem:
- Nie jestem wrogiem, o to się nie martw. Znalazłam się tu przez przypadek. Ale bardzo chętnie dołączę do tej watahy. Mam tylko jedno pytanko.
Teraz to on patrzył z zaskoczeniem. Rzucił:
- Jakie?
- Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do Alfy?
- Pewnie, tak się składa, że jest moją siostrą. Chodź - wilk ruchem głowy zachęcił mnie, żebym za nim poszła.
Truchtem się z nim zrównałam, a potem wyszliśmy z wody. Otrzepałam się, ochlapując basiora wodą. Spojrzał na mnie, a potem również się otrzepał, ochlapując mnie. Uznałam, że jakoś przeżyję. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam razem z nim w las. Minęliśmy kilka drzew, a potem odezwałam się:
- Jestem Venus, dla jasności.
- Reed.
Znów zaczęłam się rozglądać. Czułam się jakby te wieloletnie drzewa na mnie patrzyły. Lubiłam to uczucie. Z każdym moim krokiem spod ziemi wyrastał kwiatek. Reed przyglądał się temu przez chwilę, a potem powiedział:
- Jak to robisz?
- Co? - spytałam niezbyt przytomnie. Spojrzałam na swoje łapy i kilka kwiatków. - Ach, to. To tylko moc.
Basior kiwnął łbem i ponownie zapadło milczenie. W trawie szumiał przyjemny, ciepły wiaterek. Uśmiechałam się do przelatujących elfów. A potem odezwałam się nieoczekiwanie:
- A tak w ogólne, to ładnie tu.

<Reed? Zamiast o pogodzie, rozmawiamy o drzewach XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz