środa, 22 lipca 2015

Od Terkina (do Reed'a)

Otworzyłem oczy. Dzisiaj spało mi się naprawdę dobrze. Od kilku dni próbowałem wypocząć na nowo poznanych terenach. Była tutaj watahy, lecz jak na razie udawało mi się unikać jej członków. Nikt nie wiedział, że tu jestem. Znalazłem sobie wygodną jaskinię. Była stosunkowo dobrze ukryta, więc nie spodziewałem się niechcianych gości.
Zapach obcego wilka podniósł mnie na nogi i za zdziwieniem zastygłem nasłuchując. Pyłem przekonany, że ktoś tu jest. Postanowiłem ruszyć przed siebie. Kroki stawiałem z niesamowitą delikatnością. Starałem się być jak najcichszy. Teraz już wiedziałem, że to samiec. Musiał należeć do tej watahy… Razem z pokonywaniem odległości do przybysza, coraz wyraźniej słyszałem jego niedbale stawiane kroki. Spodziewałem się walki, więc na chwilę przymknąłem powieki, by odświeżyć momenty z mojego życia, które zawsze porządnie stawiały mnie na nogi.
„Zobaczyłem martwą Gisę, twarze przerażonych, zniesmaczonych, gardzących mną pobratymców i zaskoczonych wrogów. Znowu poczułem ten gniew, niemoc, nienawiść do siebie. Pamiętam jak wtedy zacząłem się śmiać. Była broń. W tamtej chwili ostatecznie zamknąłem się przed światem.”
Te wspomnienia wywołały we mnie tego więzionego wariata, który zawsze jest gdzieś w środku mnie. Otworzyłem szerzej oczy, postawiłem uszy, nastroszyłem sierść. Byłem przygotowany.
Gdy wyłoniłem się zza skałki ujrzałem go. Był to czarny basior z długimi uszami i nadnaturalnie żółtymi oczami. Uśmiechnąłem się do niego sarkastycznie;
- Co cię do mnie sprowadza, przybyszu?

(Reed?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz