sobota, 18 lipca 2015

Od Měinǚ CD Sebastiana

- Coś się dzieje. - usłyszałam obok siebie cichy szept starej pokrzywy. - coś złego. - dodała zwaracając się przy tym bezpośrednio do mnie. Otworzyłam oczy, a mój wzrok padł na przestraszoną roslinę. Pokrzywy nieczęsto się boją, są one nastawione na fakt iż często są atakowane. W szczególności przez ludzi, którzy przez swoją porywczą naturę, zbulwersowani tym, że są poparzeni przez pokrzywy, depczą je wściele. Dlatego rośliny te przyzwyczajone są do bólu i związanym z jego bliskim nadejściem strachem, potrzeba bardzo złego zdarzenia, by zaczeły się lekać... a głos tej był wypełniony strachem. W lesie musiało dziać się coś przerażającego, a ona to wyczuła.
- Gdzie? - spytałam od razu.
- Niedaleko, na północ... jest ich czterech, ale przyszedł tez piąty... zabiją go, Mei. - jej głos coraz bardziej drżał. Porzywy, mimo swoich drazniących właściwości, należą do grupy roslin najbardziej przejmującej się cudza krzywdą. Dlatego nie dziwi fakt, iż szczerze martwiła się o życie ów "piątego". - zabiją. - powtórzyła, po czym zamilkła. Nie potrafiła wykrztusić już ani słowa. Zerwałam się na równe nogi po czym zaczęłam pędzić ile sił miałam w łapach we wskazanym mi przez pokrzywę kierunku, po drodze przejmując siłę od roślin. Jeśli przerażenie pokrzywy jest całkowicie szczere, ku czemu wątpliwości nie mam, napastnicy "Piątego" muszą byc silni. Rośliy, nawet te najwrażliwsze, nie przejmują się drobnymi potyczkami. Po chwili byłam juz na miejscu, a zza krzaków ujrzałam czwórkę demonów stojących dumnie nad ledwozyjącym basiorem, jeden z nich splunął na rannego, po czym wypowiedział jakieś ledwosłyszalne słowa... wtedy cała czwórka oddaliła się, opuszczając przy tym las. Cztery demony, które wpraiły pokrzywę, jak i inne okoliczne rośliny, w prawddziwe przerażenie. Do tego prawie zabili kogoś w Moim Lesie, zasłuzyli na śmierć... ale nawet ja w swojej drugiej formie nie sprostam czterem demonom, mimo swej nieśmiertelności, to dla mnie zbyt wiele... poza tym, w czasie, gdy ja użerałabym sie z nimi, prawie nieprzytomny już basior mógłby umrzeć. Gra nie warta świeczki. Podbiwgłam więc do rannego i po dokładnych oględzinach jego ran, nakazałam rośliną zanieść go do pobliskiej jaskini, bym tam mogła się nim zająć.

***

Gdy wróciłam z polowania, z królikiem wypchanym lekarstwami, do jaskini, basior był już przytomny, nie widział mnie jednak przez światło pechowo dla niego podające zza mnie - mógł dostrzec jedynie moją sylwetkę, która zapewne i tak nie była najwyraźniejsza... był nieprzytomny kilka godzin, troche potrwa nim dojdzie do siebie. Stworzyłam więc płomień, który umieściłam po środku groty po czym podeszłam do "Piątego".
- Dobrze się czujesz? - Spytałam położywszy przed wilkiem królika. Wilk jedynie przyglądał się mi i zdobyczy, jaką mu przyniosłam. - jedz, śmiało... może i nie przywróci ci to od razu zdrowia, ale na pewno uśmiezy ból i pomoże w wyzdrowieniu. Prawie zginąłeś... gdybym zjawiła sie nieco później, zapewne byś już nie żył.
<Sebastianie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz